Australijskie miasta spowił gryzący żółtawy dym, co wzbudziło obawy o zdrowie publiczne. Pracownicy sklepów, biur i części urzędów zostali poinstruowani, by zostali w domu. Władze Canberry ostrzegły mieszkańców przed aktywnością fizyczną na zewnątrz.
Na położoną na południowy zachód od miasta Adelaide Wyspę Kangura, zamieszkaną przez wiele zagrożonych gatunków zwierząt, wysłano grupy ratowników, mających pomagać w usypianiu lub leczeniu domowych i dzikich zwierząt, które ucierpiały w pożarach. Associated Press pisze, że w ogniu w całym kraju mogły zginąć setki milionów stworzeń.
Australijska Galeria Narodowa w Canberze była w poniedziałek zamknięta, by nie dopuścić do zniszczenia obrazów, m.in. Matisse'a i Picasso. Meteorolodzy podali, że widoczność w Melbourne była ograniczona do mniej niż jednego kilometra.
Ze zdjęć NASA wynika, że dym przemieszcza się ze wschodniego wybrzeża Australii w stronę Nowej Zelandii. Nim minie tydzień, ma dotrzeć do Ameryki Południowej.
Premier Australii Scott Morrison powiedział w poniedziałek, że władze przeznaczą dodatkowe 2 mld australijskich dolarów (1,4 mld USD) na walkę ze skutkami pożarów. Wcześniej obiecano już kilkadziesiąt milionów dolarów na ten cel. Scott dodał, że wojsko próbuje dostarczyć żywność, wodę i paliwo mieszkańcom terenów objętych żywiołem. Zaznaczył, że "pożary trwają i będą trwać w najbliższych miesiącach". Według AP obiecane przez premiera środki mają być przeznaczone na odbudowę zniszczonych miast i infrastruktury. Organizacja Greenpeace oceniła, że zaproponowane przez rząd środki pomocowe to "kropla w morzu" potrzeb.
W poniedziałek na części obszarów objętych pożarami spadł deszcz i obniżyły się temperatury. Władze ostrzegają jednak, że pożary odrodzą się, a do czwartku temperatura wzrośnie. (PAP)
ndz/ kar/