Ministerstwo Zdrowia zapowiedziało, że opieka pocovidowa obejmie pacjentów, którzy przeszli COVID-19. Rehabilitacja ma trwać 2-6 tygodni. Według zapowiedzi ozdrowieńcy mają być objęci rehabilitacją stacjonarną m.in. w uzdrowiskach, zakładach rehabilitacji leczniczej czy ośrodkach rehabilitacyjnych, z drugiej strony rehabilitacją ambulatoryjną i domową. W całym kraju ma powstać kilkaset ośrodków, które będą udzielać tego typu świadczeń. Do programu mogą przystąpić ośrodki, które już mają umowę z NFZ.
Zdaniem prezesa KRF, mankamentem tej propozycji jest to, że świadczenia będą udzielane jedynie przez placówki, które podpisały już wcześniej kontrakt z NFZ. "Tutaj niedoskonałość tej propozycji, które złożyło ministerstwo, polega na tym, że +wpakowano+ tych pacjentów ambulatoryjnych i domowych do placówek, które mają kontrakt z NFZ. To jest tak, jakbyśmy na zapchaną autostradę wprowadzili jeszcze z dodatkowego pasa nowe samochody" - powiedział.
Przypomniał, że w grudniu ubiegłego roku samorząd fizjoterapeutów złożył do resortu zdrowia projekt programu pocovidowego. "Został on zaakceptowany, ale z pewnymi wyjątkami. Zaproponowaliśmy, by resort podpisywał umowy z indywidualnymi praktykami fizjoterapeutycznymi, z podmiotami, które nie podpisywały umów z NFZ i robił to w sposób uproszczony. Dlaczego? Bo jest epidemia, to stan wojny, więc trzeba reagować w sposób nadzwyczajny" - wyjaśnił.
Prezes KRF opiekę pocovidowa polegająca na rehabilitacji tylko przez placówki mające umowę z NFZ nazwał "fikcją".
Oszacował, że opieki pocovidovej wymaga około 10 proc. ozdrowieńców, zaznaczył jednak, że oficjalne statystyki mówią o tym, że do zdrowia powróciło po zakażeniu SARS-CoV-2 już ponad 2 mln, w rzeczywistości jest ich znacznie więcej. "Faktycznie mówimy o liczbie kilkuset tysięcy osób, którzy w ciągu następnego pół roku powinni otrzymać rehabilitację" - stwierdził.
Wyjaśnił, że problem polega jednak na tym, że w Polsce prawie 2 mln ludzi czeka już na rehabilitację i "to jest najdłuższa kolejka, jaka istnieje w świadczeniach opieki zdrowotnej". "Terminy na rehabilitację ambulatoryjną wynoszą w najlepszym przypadku kilka miesięcy, a niejednokrotnie powyżej roku i teraz w tych placówkach przybędzie jeszcze wielu pacjentów wymagających rehabilitacji pocovidowej" - dodał.
Zwrócił też uwagę na fakt, że jeśli świadczenie dotyczące opieki pocovidowej będzie dobrze wycenione przez NFZ - a jego zdaniem będzie tak, jeśli za godzinę pracy z pacjentem fizjoterapeuta otrzyma z funduszu ok. 100 zł, za dojazd dodatkowo co najmniej 50 zł - to wtedy jednostki, które realizują umowę z NFZ, faktycznie mogą zacząć przyjmować ozdrowieńców.
"Sytuacja w takim przypadku byłaby analogiczna do sytuacji, jaka ma miejsce z osobami z niepełnosprawnościami w stopniu znacznym. W tej chwili rehabilitacja tych osób funkcjonuje tylko dzięki temu, że jest ustawa o pomocy takim właśnie pacjentom i usługi są wyżej wycenione. Wiele jednostek realizuje przede wszystkim takie świadczenia, bo dzięki temu jest w stanie przetrwać" - powiedział.
Zdaniem prezesa KRF powinny być też zniesione skierowania na opiekę pocovidową. "Jeśli pacjent ma rozpoznanie choroby, powinien móc bez skierowania z takiej opieki skorzystać. W wielu krajach na zachodzie można zwrócić się do fizjoterapeuty z pewnymi schorzeniami bez skierowania i ma to sens. Usprawnia to system. Z drugiej strony fizjoterapeuta ma na tyle ugruntowaną wiedzę medyczną, że gdy cokolwiek budzi jego niepokój, odsyła do lekarza" - podkreślił.
Równocześnie prezes KRF przyznał, że 20 proc. wykrytych przypadków COVID-19 objętych jest opieką szpitalną, ale niejednokrotnie zdarza się tak, że osoby, które chorują w domu, nie mają wzmożonych objawów choroby, nie potrafią sobie później poradzić z jej konsekwencjami. "Do nich powinien przychodzić do domu nie tylko fizjoterapeuta, ale psycholog albo też powinni oni udać się do praktyki fizjoterapeutycznej lub ambulatoryjnej" - stwierdził.
Prezes KRF zaznaczył też, że "rehabilitacja pocovidowa jest potrzebna od dawna, ale wiadomo, że jest wiele nacisków różnych grup - właścicieli dużych placówek opieki zdrowotnej, którzy na przykład w epidemii mają przestój". "To są na przykład uzdrowiska, które straciły horrendalne pieniądze, wiele osób też tam straciło pracę, bo nie działały one blisko 9 miesięcy" - przypomniał.
W jego opinii, absolutnie koniecznością jest wprowadzenie rehabilitacji pocovidovej we wszystkich zakresach.
"Mówię o rehabilitacji stacjonarnej, ambulatoryjnej i domowej. Cele tych trzech zakresów też są inne. Zdajemy sobie sprawę z tego, że w wielu regionach kraju, tam gdzie było najwięcej zakażeń, nie ma faktycznie miejsc dla lżejszych przypadków pacjentów covidowych. Leczenie pierwszych skutków choroby kończy się w szpitalu i tak do końca nie wiadomo, co z takimi pacjentami zrobić, bo trzeba zwalniać miejsca dla nowych" - powiedział.
Zaznaczył, że wtedy tacy chorzy, którzy już doszli trochę do siebie, jednak wymagają nadal specjalistycznej opieki, ale już w mniejszym stopniu, mogliby być kierowani do "ostrej rehabilitacji pocovidowej". Taką funkcję mogłyby pełnić uzdrowiska, które dysponują odpowiednią liczbą personelu medycznego.
"Drugi pomysł jest taki, by oddziały rehabilitacji tzw. ogólnoustrojowej przekształcać w takie miejsca, gdzie można również rehabilitować ozdrowieńców. Takich miejsc jest sporo - ok. 200. To w ok. 60 proc. szpitale rehabilitacyjne. One też borykają się z problemami finansowymi. W pandemii ograniczone były zabiegi planowe, po których przeprowadzono rehabilitację usprawniającą i one mogłyby przejąć część pacjentów z powikłaniami po zakażeniu COVID-19" - stwierdził.
NFZ poinformował w sobotę, że stawka za każdy osobodzień rehabilitacji pocovidowej stacjonarnej m.in. w uzdrowiskach wynosi 188 zł. (PAP)
Autorka: Klaudia Torchała
mmi/