Po tym czasie pracownik delegowany zostanie objęty prawem pracy kraju przyjmującego. Porozumienie było negocjowane w imieniu krajów członkowskich przez bułgarską prezydencję w UE i musi jeszcze zostać formalnie zaakceptowane przez kraje UE w ramach Rady UE.
Zmiany będą niekorzystne dla polskich firm. Z tego powodu w październiku ubiegłego roku na posiedzeniu Rady UE polski rząd wypowiedział się przeciwko tym zapisom. Ostatecznie dokumentu nie poparły też Węgry, Litwa i Łotwa, a od głosu wstrzymały się Wielka Brytania, Irlandia i Chorwacja. Szefowa MRPiPS Elżbieta Rafalska mówiła wtedy, że w negocjacjach między państwami członkowskimi UE Polsce nie udało się osiągnąć kompromisu w oczekiwanym przez siebie wymiarze.
Kolejne znaczące utrudnienia, wynikające z przepisów dyrektywy, to możliwość stosowania przez państwa członkowskie, wobec firm delegujących pracowników, układów zbiorowych w danym regionie czy sektorze. W ramach układów zbiorowych, przedstawiciele lokalnych pracodawców i pracowników mogą zapisać wyższą kwotę wynagrodzenia lub inny czas pracy, niż przewidziano w ogólnokrajowym prawie. Dodatkowo pracodawcy będą zobowiązani do wypłacenia swoim pracownikom nie tylko stawek minimalnych, ale także wszelkich dodatków i bonusów, jakie otrzymują pracownicy lokalni.
"Dokument przewiduje istotne zmiany obecnie obowiązujących zasad, które z pewnością spowodują szereg ograniczeń dla polskich firm działających na rynkach europejskich. Dostosowanie się do nowych zasad będzie szczególnie trudne dla małych i średnich przedsiębiorstw, gdyż będzie wymagało to doskonałej znajomości prawa obowiązującego w krajach UE" - skomentowała porozumienie w przesłanym stanowisku europosłanka Danuta Jazłowiecka (EPL, PO), członkini komisji zatrudnienia i spraw socjalnych PE. Dodała, że zmiany odbiją się w szczególności na sektorze budownictwa, w ramach którego często realizowane są duże, długoletnie inwestycje.
PE proponował dłuższy niż Rada UE, bo 24-miesięczny okres delegowania, co dawałoby szanse na rozwiązania lepsze z punktu widzenia polskich firm. Nie udało się go jednak przeforsować w trakcie negocjacji z reprezentującą kraje UE bułgarską prezydencją.
Porozumienie zakłada również, że przepisy zmienionej dyrektywy będą miały zastosowanie do sektora transportu po wejściu w życie regulacji sektorowych, ujętych w tzw. pakiecie mobilności. Prace nad tym pakietem nowych przepisów, dotyczących sektora drogowego, trwają w Brukseli. Polska chciała, by dyrektywa nie odnosiła się bezpośrednio do transportu. Jest on w naszym kraju bardzo silny, a nowe przepisy uderzą w polskie firmy sektora transportu, które bardzo dobrze radzą sobie na europejskim rynku.
Państwa członkowskie będą miały dwa lata na transpozycję nowej dyrektywy, czyli włączenie jej do prawa krajowego.
Obecne przepisy wymagają, by pracownik delegowany otrzymywał przynajmniej pensję minimalną kraju przyjmującego, ale wszystkie składki socjalne odprowadzał w państwie, które go wysyła. Propozycja zmiany przepisów w tej sprawie przewiduje wypłatę takiego samego wynagrodzenia jak w przypadku pracownika lokalnego. Propozycję tę przedstawiła KE w marcu 2016 roku.
Komisja podkreśliła, że nowa dyrektywa jest wyrazem poparcia dla nadrzędnej zasady Komisji – równego wynagrodzenia za tę samą pracę w tym samym miejscu pracy. Część krajów UE, w tym Polska, argumentowała, że za dążeniem do nowelizacji dyrektywy stoi w rzeczywistości protekcjonizm gospodarczy krajów Europy Zachodniej.
Pracownik delegowany jest wysyłany przez pracodawcę w celu wykonania usługi w innym państwie członkowskim UE na czas określony. W 2016 r. W UE było 2,3 mln delegowanych pracowników.
Z Brukseli Łukasz Osiński (PAP)