Według rzecznika trudno było oddzielić osoby, które faktycznie demonstrowały swoje poglądy, od tych, które po prostu w tym czasie przechodziły Traktem Królewskim.
Jak mówił Mrozek, szacunkowe liczby uczestników marszu KOD-u odnosiły się do dwóch momentów - początku zgromadzenia na pl. Na Rozdrożu i jego szczytowego momentu na pl. Piłsudskiego.
W sobotę przez stolicę przeszedł marsz opozycji i KOD "Jesteśmy i będziemy w Europie"; manifestujący przyjechali z całej Polski, by wrazić niezadowolenie z rządów PiS. Według szacunków miasta wzięło w nim udział 240 tys. osób, według policji - w kulminacyjnym momencie - 45 tys. Rozbieżności wywołały liczne komentarze na temat tego, jak policja liczyła zgromadzonych.
W niedzielę rzecznik stołecznej policji wyjaśniał, że celem policji było przede wszystkim zadbanie o bezpieczeństwo manifestujących i warszawiaków oraz zajęcie się kwestiami ruchu drogowego.
"Jeżeli mają się pojawiać pytania za każdym razem, ile osób przyszło na zgromadzenie, dlaczego policja szacuje to w taki, a nie inny sposób, to może warto zrobić tak, aby wszystkie zgromadzenia - to mówię troszkę z ironią i uśmiechem (...) - odbywały się na terenie wygrodzonym, a na wejściu powinno się ustawiać kołowroty, które liczą każdego (...)" - powiedział Mrozek.
Wiceprezydent Warszawy Jarosław Jóźwiak na niedzielnej konferencji prasowej poinformował, że zgodnie z ostatnim raportem urzędu miasta liczba uczestników sobotniego marszu wyniosła łącznie 240 tys.
Odniósł się też do rozbieżności między szacunkami dot. frekwencji podczas marszu. "Tak zrozumiałem z komunikatu policji, że oni podali informację o manifestantach, którzy według policji zgromadzili się na początku, czyli na placu Na Rozdrożu i na końcu, czyli na placu Piłsudskiego. Natomiast my podaliśmy łączną liczbę wszystkich uczestników, którzy uczestniczyli nie tylko w tych dwóch miejscach, miejscu zbiórki i miejscu zakończenia zgromadzenia, a również tych, którzy brali udział w przemarszu i dołączali się po trasie" - wyjaśniał.
"Specyfiką tego marszu, co było też doskonale widać na monitoringu, a przypomnę - mamy kilkadziesiąt kamer po trasie tego przemarszu, jest to, że do tego zgromadzenia - nie jest ono klasycznym zgromadzeniem, na które ktoś przyjeżdża, jest przywożony autokarem lub gromadzi się w punkcie A, wychodzi z tego punktu A do punktu B i tam kończy - tylko mianowicie to, że bardzo dużo ludzi czekało na trasie i spontanicznie przyłączało się do tego zgromadzenia. Chociażby na Rondzie de Gaulle'a czekało co najmniej kilkaset osób, na pl. Trzech Krzyży czy choćby wzdłuż al. Ujazdowskich czy Nowego Światu i ludzie dołączali się do tego zgromadzenia, stąd my podajemy łączną liczbę, oszacowaną przez wieloletnich pracowników Biura Bezpieczeństwa" - powiedział dziennikarzom Jóźwiak.
Jak mówił rzecznik stołecznej policji, zarówno policja, jak i miasto korzystają z tego samego miejskiego monitoringu. (PAP)
bos/ ale/ jra/