"W wypadku 'Długu' było to wydarzenie głośne, które niegdyś zwróciło powszechną uwagę i od samego początku pełniło w przestrzeni publicznej tę funkcję, którą przewidział dla niej film: symptomu stanu etycznego społeczeństwa" - napisał prof. Tadeusz Lubelski w artykule "Krzysztof Krauze - młodszy brat Kina Moralnego Niepokoju" (2007). "Podwójna zbrodnia, dokonana w podwarszawskim lesie w nocy z 8 na 9 marca 1994 roku, była kojarzona początkowo - przez swoje okrucieństwo - z porachunkami mafijnymi, i to z kręgu naszych wschodnich sąsiadów. Zwłoki dwóch mężczyzn, odnalezione na płyciźnie przy prawym brzegu Wisły pierwszego ranka po zbrodni przez mieszkankę wsi Ostrówek w pobliżu Góry Kalwarii, były zmasakrowane, miały odcięte głowy, w którejś z gazet napisano nawet, że zabójcy wcześniej grali tymi głowami w piłkę" - dodał.
Rychło okazało się jednak, że tych okrucieństw dopuścili się dwaj młodzi warszawscy biznesmeni wywodzący się z porządnych, inteligenckich domów, dalecy od środowisk przestępczych - Artur Bryliński (niedawny student matematyki i informatyki) i Sławomir Sikora (absolwent kierunku opieka społeczna w Studium Medycznym). Pozbyli się w ten sposób prześladowcy (dawnego znajomego Sikory) Grzegorza Gmitrzaka (miał za sobą wyrok więzienia za wymuszenia i napad na policjanta) oraz jego ochroniarza Mariusza Kłosa. "Uczynili to z desperacji, doprowadzeni do ostateczności. Gmitrzak, który początkowo obiecał im pomoc w poręczeniu kredytu, okazał się draniem: przez półtora roku terroryzował ich, torturował, zastraszał, wymuszając wciąż nowe formy spłacenia nieistniejącego 'długu'. Pozbawieni pomocy prokuratury i policji, pozbyli się go sami, żeby się uratować, choć, planując swoją zemstę, nie przypuszczali, że będzie ona miała tak drastyczny przebieg. Długotrwały proces sądowy skończył się w listopadzie 1997 roku zaskakująco wysokimi wyrokami: obaj dostali po 25 lat więzienia" - przypomniał prof. Lubelski.
"Krzysztof miał nosa. Na mnie gazetowa notatka o znalezieniu odciętej głowy nie zrobiła większego wrażenia. A on stwierdził - to jest temat!" - wyjaśnia PAP genezę "Długu" Jerzy Morawski, dodając, że powstał dzięki temu film zasługujący na Oscara.
Autorzy scenariusza poznali się w 1993 roku. "Zjawił się niespodziewanie w redakcji 'Życia Warszawy', która mieściła się wówczas w dawnym milicyjnym kinie Klub. - Świetny reportaż napisałeś! - powiedział na przywitanie. - Czytałeś? - spytałem, nieco zaskoczony. Nie, tylko jego omówienie w 'Gazecie Wyborczej' - uśmiechnął się" - wspomina Morawski, który opublikował wówczas jeden ze swoich tekstów na temat sprawy Stanisława Pyjasa.
"Jego zdaniem temat był 'amerykański' - chciał zrobić film dokumentalny. Wzruszyłem ramionami, bo słyszałem już kilka takich propozycji związanych z moimi tekstami i nic z tego nie wynikło. Ale Krzysiek w niecałe 24 godziny później przyszedł znów, by oznajmić: jedziemy robić film do Krakowa! Zdążył odbyć kwerendę po telewizji i wszystko załatwić" - opowiada Morawski. "Poczułem się, jakbym miał swojego własnego agenta".
W ten sposób powstały "Gry uliczne" (1996). "Aby uświadomić sobie, do jakiego stopnia ten film miał osobisty charakter, warto zwrócić uwagę, że Stanisław Pyjas, rocznik 1953, student polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, zamordowany w 1977 roku za działalność opozycyjną - był rówieśnikiem Krzysztofa Krauzego" - napisał prof. Lubelski. "Jakby chcąc zmazać winę dawnego zaniechania, reżyser poszedł jego tropem" - dodał.
"Spotkaliśmy się przypadkiem na ulicy Oleandrów - mieszkaliśmy wówczas po sąsiedzku. Krzysiek wracał z telewizji, poszedł tam z pomysłem filmu fabularnego o Pyjasie - szedł bez większej nadziei, bo był pewien, że już ze trzech Pyjasów tam leży - okazało się, że nie było żadnego" - mówi PAP scenarzysta Wojciech Tomczyk. "Warto chyba przypomnieć, że w ówczesnych polskich fabułach esbecy byli prezentowani raczej jako honorowi, wyklęci straceńcy, a nie zdegenerowani zbrodniarze. To Krauze pierwszy pokazał ich naprawdę" - podkreśla. "A zabijając sam siebie - bo tak odbieram ostatnią scenę filmu - odkrył coś, co kilkanaście lat później poznaliśmy jako 'seryjnego samobójcę'" - dodaje.
"Krzysztof miał w sobie coś, czego wielu filmowców nie ma. Żeby zrobić film, poświęcał wszystko. Miał piekielny talent i potrzebę zrobienia czegoś fenomenalnego" - wspomina Jerzy Morawski. "Nie robił filmów niepotrzebnych, błahych" - ocenia dorobek Krauzego Wojciech Tomczyk.
"Krzysztof stale starał się dowiedzieć, kim jest. Ale wiedział na pewno, kim nie jest. Bo nie był, nie chciał być reżyserem-rzemieślnikiem. Stawał za kamerą tylko wtedy, gdy miał coś do powiedzenia — zwykle o tych słabszych, którzy sami nie mieli siły krzyczeć. Powtarzał, że filmy robi się 'w obronie'. Ludzi, spraw, wartości" - napisała Barbara Hollender ("Rzeczpospolita", 2014). "Dlatego nie robił filmów o nowobogackich biznesmenach, tylko o tych, którzy idą przez życie z trudem" - dodała.
"Dług" jest niewątpliwie filmem w obronie. "Byłem poruszony: jak dochodzi do sytuacji, że młodzi mężczyźni z inteligenckich domów, bez patologicznych obciążeń, o wysokim ilorazie inteligencji, nieoczekiwanie dla samych siebie decydują się zabić? Co doprowadza ich do tego, by zaprzepaścić te wartości, w duchu których zostali wychowani? Z drugiej strony - biegły w ich procesie powiedział, że na ich miejscu zapewne rzuciłby się pod pociąg" - powiedział Krzysztof Krauze.
Krauze i Morawski odwiedzili obu skazanych w więzieniu na samym początku odsiadywania wyroku. Dwunastogodzinna seria rozmów stała się dla Brylińskiego i Sikory pierwszą okazją do swoistej "spowiedzi", natomiast dla filmowców punktem wyjścia.
"Stanąłem wobec wątpliwości natury moralnej. Po pierwsze, byli to normalni chłopcy, z którymi niemal mógłbym się zaprzyjaźnić: mieszkali mniej więcej tam gdzie ja, chodziliśmy w te same miejsca, okazało się, że nawet mamy wspólnych znajomych. Sam przeżyłem kilka sytuacji lękowych i wiem, co to znaczy bać się. Doskonale ich rozumiałem, czułem, że sam mógłbym się znaleźć w podobnej sytuacji" - opowiadał Krauze. "Ale w swojej opowieści doszli do momentu zbrodni. Zrozumiałem wtedy, że w moim filmie to brutalne morderstwo musi pozostać, musi brzmieć mocnym dysonansem. Inaczej zbyt łatwo można by tych ludzi rozgrzeszyć, a film taki jak 'Dług' nie może iść na kompromisy: widz powinien stanąć przed takim samym trudnym wyborem jak jego bohaterowie" - podkreślił reżyser.
"Rzadko się zdarza, by jakikolwiek film tak mocno przenikał się z rzeczywistą historią, o której opowiadał, a w tym wypadku nawet - decydująco wpłynął na jej dalszy ciąg" - ocenił prof. Tadeusz Lubelski. "'Dług' zmusza nas najpierw, swoją stosującą suspense konstrukcją, byśmy - bojąc się o bohatera jak o siebie - solidaryzowali się z jego zbrodnią, a potem każe nam się cofnąć o krok i spytać, czy rzeczywiście zdolni bylibyśmy dojść aż tam" - wyjaśnił.
"Gangster jest tu dużo silniejszy niż struktury państwa. Krauze pokazuje też kompletne zwyrodnienie instytucji państwa, wobec której jednostka jest bez szans" - powiedział krytyk filmowy Błażej Hrapkowicz w radiowej "Trójce" (2014).
"Przecież to oni są beneficjentami dzisiejszych czasów" - ocenił Zdzisław Pietrasik w recenzji pt. "Gest Raskolnikowa" ("Polityka", 1999). "Takim jak oni wydaje się nawet, iż cały nowy ustrój powstał z myślą o nich właśnie. Nie mają kompleksów, nie oglądają się wstecz, gdzie w czasie przeszłym dokonanym zostało pokolenie ich rodziców, którzy znają na pamięć obszerne fragmenty +Pana Tadeusza+, ale nie wiedzą, czym różni się akcja od obligacji" - wyjaśnił.
Nagrodzony w 1999 r. w Gdyni Złotymi Lwami "Dług" nie został zgłoszony do Oscara, ustąpił miejsca "Panu Tadeuszowi" Andrzeja Wajdy. "Odkąd podano oficjalnie, że 'Pan Tadeusz' został zgłoszony do Oscara, zadaję sobie pytanie, czy ktoś za granicą zrozumie 'Pana Tadeusza'" - zastanawiał się Tomasz Raczek. Sfilmowany "Ostatni zajazd na Litwie" nie zrobił większego wrażenia na członkach Amerykańskiej Akademii Filmowej.
"Thriller przegrał z trzynastozgłoskowcem" - żartuje Morawski. Przypomina, że jeszcze za życia Krzysztofa Krauzego (1953-2014) kilkakrotnie zgłaszali się do nich amerykańscy producenci - Hollywood dopytuje się o "Dług". "Ostatni raz zdarzyło się to jakieś pół roku temu" - mówi Morawski.
Jego zdaniem, film wywołał u widza efekt "dopełnienia scenariusza". "Został wzbogacony o lęki, niepokoje i przeżycia każdego, kto doświadczył przemocy na sobie, czy bliskich. Widz nosił w sobie własny scenariusz strachu i, oglądając 'Dług', uzmysłowił to sobie. W losach Adama i Stefana widzowie odnaleźli siebie. Niepozorny Gerard, wyglądający jak sąsiad z windy, to metafora nieznanego i niepojętego, uderzającego znienacka, złego przypadku, który może czyhać na każdego" - wyjaśnia Morawski. Podkreśla, że Andrzej Chyra jako Gerard był "genialny". "On jest tam demonem, ale demonem z miłą twarzą. Na tym polega strach, który budzi ten bohater. Potrafi być miły, uprzejmy, żeby za sekundę przyłożyć nóż do gardła" - ocenił Błażej Hrapkowicz. Chyra przed "Długiem" był aktorem praktycznie nieznanym.
Filmoznawca Małgorzata Kozubek przeprowadziła ankietę - spośród dwustu osób prawie połowa uznała "Dług" za film, po którym zmienili pogląd w ważnej sprawie. "Rozmawiałam później z tymi osobami. Z ogromnym zaangażowaniem opowiadały, jak bardzo poruszyła je opowiedziana historia" - napisała w artykule pt. "Prawdopodobnie zrobiłbym to samo" ("Kino", 2004).
Petycję o ułaskawienie Sławomira Sikory podpisało się - jak czytamy na stronie Rzecznika Praw Obywatelskich (RPO) - blisko 38 tys. osób, "co było czymś wyjątkowym na skalę światową". W grudniu 2005 roku, pod koniec swej prezydentury, Aleksander Kwaśniewski skorzystał z prawa łaski wobec Sikory. Pięć lat później Bronisław Komorowski ułaskawił Artura Brylińskiego, kończąc procedurę wszczętą jeszcze za kadencji Lecha Kaczyńskiego.
Reżyser "Długu" Krzysztof Krauze doczekał tych ułaskawień - zmarł 24 grudnia 2014 r. w wieku 61 lat.
Paweł Tomczyk (PAP)
top/ wj/kgr/