30 lat temu zmarł Władysław Siła-Nowicki. Był żołnierzem AK, więźniem stalinowskim, adwokatem

2024-02-25 07:12 aktualizacja: 2024-02-25, 13:31
Władysław Siła-Nowicki. Fot. PAP/Grzegorz Rogiński
Władysław Siła-Nowicki. Fot. PAP/Grzegorz Rogiński
25 lutego 1994 r. zmarł w Warszawie, w wieku 81 lat Władysław Siła-Nowicki, żołnierz AK, więzień stalinowski, czterokrotnie skazany na karę śmierci, adwokat, obrońca opozycji w PRL, sędzia Trybunału Stanu w latach 1992–93, pierwszy prezes Chrześcijańsko-Demokratycznego Stronnictwa Pracy.

"Jego życiorys czyta się jak ekscytujący scenariusz filmu, w którym nie brakuje scen bitewnych, okrucieństwa stalinowskich więzień, grozy wyroku śmierci, cudownego ocalenia, ani też płomiennych adwokackich przemówień w sądzie, współudziału w tworzeniu historii Polski niepodległej i kontrowersyjnych dla jemu współczesnych decyzji" - czytamy we wspomnieniu opublikowanym na stronie adwokatura.pl w 20 rocznicę śmierci Władysława Siła-Nowickiego.

"Po czterech wyrokach śmierci i przeszło dziewięcioletnim pobycie w więzieniu zostałem w 1957 roku zrehabilitowany całkowicie – w możliwość czego ludzie nie wierzyli i co prawie wszystkim wydawało się zupełnie nierealne. Uznałem więc, że skoro sąd potrafił z taką odwagą naprawić w stosunku do mnie zbrodnicze błędy stalinowskich czasów (…), to moim obowiązkiem wobec społeczeństwa i państwa jest podjąć się obrony w sprawach politycznych w każdym wypadku, gdy się ode mnie takiej obrony zażąda. Uważałem, że ciąży na mnie obowiązek walki o sprawiedliwość dla innych ludzi i że jestem do tego jako prawnik moralnie zobowiązany" – wspominał Siła-Nowicki.

"Okrągły Stół zaprzepaścił wielką ideę solidarności. Nie tylko nas, Polaków, ale wszystkie po części naśladujące Polskę pokomunistyczne kraje wepchnął w nomenklaturowy, nieprawy kapitalizm. Obserwujemy niewymierne straty moralne, słabnięcie polskiej tożsamości" - napisał Kornel Morawiecki w artykule "Dlaczego przewróciłem okrągły stolik" ("Rzeczpospolita", 2009). "Gdy dziś przypominam sobie moje symboliczne publiczne przewracanie Okrągłego Stołu w 1991 r. przed kamerami TVP – jestem z tego gestu dumny. Ale nie ja byłem pierwszy. Mecenas Władysław Siła-Nowicki, uczestnik Okrągłego Stołu, w jego trakcie określił swoich solidarnościowych kolegów najcięższym polskim zarzutem: targowica" - przypomniał lider "Solidarności Walczącej".

Władysław Siła-Nowicki urodził się 22 czerwca 1913 roku, w rodzinie prawniczej. Był synem Aleksandra i Antoniny z domu Wyrzykowskiej.

"Jego dziadkowie, zarówno ze strony ojca, jak i matki byli związani z Kresami Wschodnimi. Dwóch stryjów Władysława – Emanuel i Wiktor – służyło w armii rosyjskiej. Emanuel doczekał się szarży generalskiej, w okresie rządów Aleksandra Kiereńskiego, po rewolucji lutowej w Rosji, pełnił nawet funkcję komendanta wojennego Moskwy. Dziadek ze strony matki, Władysław Wyrzykowski, walczył w powstaniu styczniowym" - napisał Artur Kubaj, historyk IPN w biografii Siła-Nowickiego.

W 1935 roku ukończył studia na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego. Aplikację adwokacką rozpoczął w Warszawie w 1937 r., pracował w Departamencie Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego (1936-39). W 1938 r. ukończył Szkołę Podchorążych Rezerwy w Grudziądzu w stopniu podporucznika kawalerii. Po agresji III Rzeszy na Polskę walczył jako oficer 6 pułku strzelców konnych. Po rozbiciu pułku 11 września wycofał się do Warszawy. "Zorganizował grupę rozbitków, która brała udział w obronie starego Otwocka. 19 września został ciężko ranny w lewe przedramię" - przypomniał dziennikarz i fotografik Czesław Czapliński w artykule "PORTRET z HISTORIĄ Władysław Siła-Nowicki".

"Udało mu się przedostać do Warszawy, a następnie udał się do Beresteczka na terenie okupacji sowieckiej, gdzie 21 października wziął zaplanowany wcześniej ślub, po czym powrócił do Warszawy. Tutaj został żołnierzem Służby Zwycięstwu Polski, później ZWZ-AK (posługiwał się pseudonimem Stefan). W tym czasie działał w podziemnym Stronnictwie Pracy. W latach 1943–1944 dowodził drużyną Kedywu AK. Walczył także w powstaniu warszawskim" - napisał Czapliński.

"Już w pierwszych dniach sierpnia został ranny w udo podczas walk o Urząd Pracy na pl. Małachowskiego. Kolejna niemal śmiertelna rana, w płuco, ostatecznie zakończyła udział Siła­-Nowickiego w walkach. Za udział w powstaniu został odznaczony Krzyżem Walecznych i awansowany do stopnia porucznika" - przypomniał Artur Kubaj.

W latach 1945-46 był wiceprezesem Stronnictwa Pracy w okręgu lubelskim, i działaczem konspiracyjnym w Zrzeszeniu "Wolność i Niezawisłość". Podlegały mu m.in. oddziały mjr. Hieronima Dekutowskiego "Zapory".

"Około dwustu-dwustu pięćdziesięciu ludzi o wysokim poziomie ideowym, dobrze uzbrojonych i wyszkolonych, utrzymywanych w dyscyplinie, 'trzęsło' połową województwa. Stan ten przypominał pewne okresy powstania styczniowego, gdy władza państwowa ustabilizowana była jedynie w dużych ośrodkach, zaś w terenie istniała tylko iluzorycznie. Oczywiście partyzantka opierała się na pomocy miejscowej ludności ogromnej większości wsi, udzielającej ofiarnie poparcia, kwater i informacji" - opisywał "Zaporczyków" Siła-Nowicki, cytowany przez Tadeusza Płużanskiego w artykule "Jeden z Wyklętych: Władysław Siła-Nowicki" opublikowanym rok temu na stronie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.

Po sfałszowanych wyborach w styczniu 1947 r. dowództwo Okręgu Lubelskiego WiN, wobec możliwości skorzystania z ogłoszonej amnestii, nawiązało kontakt z funkcjonariuszami Urzędu Bezpieczeństwa, by negocjować warunki ujawnienia się oddziałów operujących na Lubelszczyźnie.

"W rezultacie w lasach na Lubelszczyźnie odbyła się konferencja, na którą przylecieli helikopterem z Warszawy wiceminister bezpieki Romkowski (Roman Romkowski, właściwie Natan Grinszpan-Kikiel), oraz dyrektor Departamentu Politycznego MBP, Luna Brystigerowa" - napisał Władysław Minkiewicz w książce "Mokotów, Wronki, Rawicz. Wspomnienia 1939–1954". "Porozumienia nie zawarto, gdyż bezpieka nie zgodziła się, aby aresztowani wcześniej WiN-owcy odzyskali wolność" - napisał Płużański.

Wobec niepowodzenia rozmów, Siła-Nowicki i Dekutowski, oraz sześciu ich podkomendnych, podjęli kolejną próbę przedostania się na Zachód. Niestety, na punkcie przerzutowym w Nysie na Opolszczyźnie trafili w ręce katowickiego UB. "Wszyscy zostali wydani przez kapusia. Dopiero po 1989 r. okazało się, że był nim ktoś inny, niż przez lata uważano. Podstępnie schwytanych 'Zaporczyków' przewieziono na Rakowiecką i poddano brutalnemu śledztwu" - przypomniał Płużański.

3 listopada 1948 r., na niejawnej rozprawie przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Warszawie kpt. Stanisław Łukasik, ps. Ryś, por. Jerzy Miatkowski, ps. Zawada – adiutant, por. Roman Groński, ps. Żbik, por. Edmund Tudruj, ps. Mundek, por. Tadeusz Pelak, ps. Junak, por. Arkadiusz Wasilewski, ps. Biały, usłyszeli wyroki śmierci. "Major Hieronim Dekutowski został skazany na tę karę siedmiokrotnie, a Władysław Siła-Nowicki – czterokrotnie. Na przełomie stycznia i lutego 1949 r. uwięzieni zaporczycy podjęli próbę ucieczki. Została ona udaremniona, ponieważ wydał ich jeden z więźniów kryminalnych, licząc na złagodzenie wyroku" - napisał Artur Kubaj.

"Obok przechodzą ludzie, niosący na noszach człowieka. Nie wiem, czy był żywy, czy umarły, ale zrobiło to na mnie okropne wrażenie" - wspominała wizytę na Rakowieckiej Irena Nowicka. "Po jakimś czasie słyszymy stukot drewniaków – prowadzą więźniów. Widzę Władka. Pyta od razu: co z moimi? Odpowiadam – nie wiem, zrobiłyśmy wszystko, co było można" - dodała. "Jak się okazało tego właśnie dnia, 7-go marca 1949 roku, rozstrzelano na Mokotowie siedmiu wspaniałych ludzi, towarzyszy broni Władka. A on słyszał te strzały, żegnał się z przyjaciółmi…" - opisywała.

Kuli w potylicę wystrzelonej przez ówczesnego mokotowskiego kata sierżanta Piotra Śmietańskiego uniknął tylko Siła-Nowicki - za "pośmiertnym wstawiennictwem" twórcy CzeKa Feliksa Dzierżyńskiego.

"Wiele mu, Władysławowi, zawdzięczamy. Może nie przetrwalibyśmy okupacji, gdyby nie on. Kochany jest przez nas, a szczególnie przez moją żonę Stanisławę, która odegrała dużą rolę w życiu Feliksa. Jej staraniom Feliks zawdzięcza stosunkowo łagodne wyroki carskie" - napisał do Bolesława Bieruta Ignacy Dzierżyński, "brat Feliksa" 6 listopada 1948 roku.

"Znam go od dziecka i zawsze ceniłam w nim wielką szlachetność, samozaparcie, wielkoduszność i ogromne umiłowanie nauki, przy wyjątkowych zdolnościach. Kocham go jak własnego syna, a więc przez pamięć niezapomnianego brata mego, Feliksa Dzierżyńskiego, błagam Obywatela Prezydenta o łaskę darowania życia Władysławowi Nowickiemu. Nie wątpię, że czas i obecna słuszna rzeczywistość przekonają go o błędnej dotychczas drodze, by stać się użytecznym obywatelem naszej ukochanej Ojczyzny" - napisała w Łodzi, 15 listopada 1948 roku "rodzona siostra Feliksa Dzierżyńskiego, Aldona, z Dzierżyńskich, Kojałłowiczowa".

Za Siła-Nowickim przemówiła też ocalona przezeń podczas niemieckiej okupacji Barbara Łaczyńska. "Jestem głęboko przekonana, że życie swoje zawdzięczam jedynie Władysławowi Nowickiemu, który ratując mnie czynił to zupełnie bezinteresownie, powodowany jedynie współczuciem i miłością dla cierpiącego człowieka" - napisała do Bieruta 15 listopada 1948 roku. "Zabierał mnie do swego domu jako zupełną nędzarkę, obdartą, wygłodzoną, wzbudzającą jedynie lęk wśród otoczenia. Opieka bowiem nad Żydami groziła śmiercią. Przebywając w jego domu kilka lat, i będąc traktowaną jako człowiek bliski, poznałam go z najlepszej strony. Odznaczał się wielką dobrocią i łagodnością, pomagał biednym i nieszczęśliwym. Często sama byłam świadkiem, jak dzielił się ostatnim groszem i ostatnim kawałkiem chleba, pomimo ciężkich warunków materialnych. Mając tak wielkie długi wdzięczności i znając go tak dobrze, jestem wstrząśnięta jego losem i gorącym moim pragnieniem jest przyczynić się do jego ratowania. Toteż błagam Pana Prezydenta o łaskę dla niego" - argumentowała.

Kara śmierci została zamieniona na karę dożywotniego więzienia. Przez kilka lat przenoszono Siła-Nowickiego z Warszawy, do Rawicza, Wronek i Strzelców Opolskich. W 1956 roku wyszedł na wolność, a rok później doczekał się pełnej rehabilitacji.

Umożliwiło mu to podjęcie pracy adwokata. Był obrońcą w procesach politycznych, m.in. KOR-u, KPN-u i członków "Solidarności". Był pełnomocnikiem matki zamordowanego przez milicję Grzegorza Przemyka.

"Wystąpienia w procesach politycznych przydały mu opinię bezkompromisowego obrońcy, odważnego i pełnego poświęcenia oraz osobistego zaangażowania" - przypomniał Artur Kubaj.

Od 1965 r. działał w Klubie Inteligencji Katolickiej w Warszawie. Należał do Zespołu Informacyjnego przy Prymasie Polski kard. Stefanie Wyszyńskim. W 1969 roku został - na jego prośbę - doradcą prawnym Episkopatu Polski. W grudniu 1975 r. podpisał "List 59".

Od 1977 r. Siła-Nowicki współpracował ściśle z Biurem Interwencyjnym KOR. "Obok Jana Olszewskiego, Stanisława Szczuki, Andrzeja Grabińskiego, Witołda Lisa-Olszewskiego należał do niedużego grona adwokatów występujących w obronie szykanowanych wówczas robotników. Podobnie jak inni prawnicy broniący robotników w procesach radomskich sam też był szykanowany" - napisał Kubaj.

Od 1981 r. był członkiem Prymasowskiej Rady Społecznej, a w 1983 r. na prośbę ks. Jerzego Popiełuszki, wygłaszał prelekcje w kościele św. Stanisława Kostki. Był też współautorem statutu "Solidarności" oraz doradcą Lecha Wałęsy w latach 1980-81.

W 1983 r., gdy skończył 70 lat, został zmuszony do przejścia na emeryturę. W lutym 1984 r. w liście otwartym do gen. Wojciecha Jaruzelskiego protestował przeciw bezprawiu Służb Bezpieczeństwa. Dwa lata później podjął kontrowersyjną decyzję – przystąpił do Rady Konsultacyjnej przy Przewodniczącym Rady Państwa.

"Dobrym Polakiem i odpowiedzialnym politykiem jest nie ten, kto idzie drogą bezwzględnej walki, lecz ten, kto potrafi swoich przeciwników pozyskiwać, jednoczyć, łączyć" – mówił w wywiadzie dla "Konfrontacji" w 1988 r.

"Potrafił wykorzystać tę sytuację – jako jedyny w tym gronie domagał się wyjaśnienia zbrodni NKWD na polskich jeńcach w Katyniu i innych miejscach kaźni" - czytamy na stronie adwokatura.pl.

W 1988 r. był doradcą w strajku w stoczni w Stoczni Gdańskiej, pomagał też strajkującym w Szczecinie i na Śląsku.

W 1989 r. Władysław Siła-Nowicki, uczestnicząc w obradach Okrągłego Stołu, wnioskował o uczczenie minutą ciszy zamordowanych księży: Stefana Niedzielaka i Stanisława Suchowolca. "Wypowiedź ta została ocenzurowana w relacji TVP" - przypomniano na stronie Muzeum Powstania Warszawskiego.

Jego udział w obradach Okrągłego Stołu nie obył się bez kontrowersji. "Mimo oczywistych zasług mecenasa, jego doświadczenia i kompetencji oraz dużego zaangażowania w sprawę porozumienia, Lech Wałęsa, związany wówczas z doradcami z kręgów lewicy laickiej, nie zaproponował mu udziału w obradach, a szczeciński MKO na krótko przed rozpoczęciem obrad także wycofał swoją rekomendację" - przypomniał Artur Kubaj. "Ostatecznie Siła-Nowicki, za zgodą gospodarza obrad gen. Kiszczaka, wziął udział w obradach plenarnych oraz w Zespole Reform Politycznych Okrągłego Stołu jako osoba niezależna" - dodał.

"Nasza jest Siła, a ich Nowicki" – żartowali wówczas niektórzy działacze opozycji, inni zaś komentowali, że przy stole obrad zasiadły trzy siły – koalicyjna, solidarnościowa i Siła-Nowicki.

W lutym 1989 r. reaktywował Stronnictwo Pracy. "Startował do Sejmu, a także – również bez skutku – kandydował na stanowiska prezydenta. W latach 1992-94 był sędzią Trybunału Stanu" - czytamy na stronie adwokatura.pl.

"Konflikt z Wałęsą wykluczył start mecenasa w wyborach do parlamentu w 'drużynie' 'Solidarności', dlatego zdecydował się on kandydować z listy Stronnictwa Pracy. O mandat poselski ubiegał się na warszawskim Żoliborzu, konkurując z doradcą Wałęsy Jackiem Kuroniem" - napisał Artur Kubaj. "Jestem głęboko związany z ideą +Solidarności+. Dlatego niepokoi mnie stanowisko tak szacownej instytucji, jaką jest Komitet Obywatelski. Potrzebujemy posłów wybranych przez wyborców, a nie mianowanych przez kogokolwiek. Dlatego zdecydowałem się kandydować przeciwko Jackowi Kuroniowi, memu dawnemu klientowi i koledze w wielu trudnych chwilach" - wyjaśnił Siła-Nowicki.

"Znajomi wspominali go jako człowieka o niezwykłym talencie oratorskim. Nie tylko sale rozpraw uwodził swoimi przemówieniami, także w celi, w której czekał na wyrok śmierci, przyciągał uwagę swoimi opowieściami o 'Ogniem i mieczem' Henryka Sienkiewicza. Potrafił wlać otuchę w serca tych, którzy się razem z nim znaleźli w trudnych sytuacjach, bywało, że beznadziejnych. Jego pisma sądowe i wystąpienia niepozbawione były drobnych złośliwości wobec adwersarzy, ale mimo wszelkich życiowych przeciwności, był człowiekiem pogodnym" przypomniano na stronie adwokatura.pl.

Władysław Siła-Nowicki zmarł 25 lutego 1994 roku w Warszawie, w wieku 81 lat. (PAP)

Autor: Paweł Tomczyk 

kgr/