"Przez cały PRL mięso było towarem o znaczeniu strategicznym i przedmiotem rynkowej batalii" - powiedział wykładowca historii gospodarczej w Szkole Głównej Handlowej i historyk Instytut Pileckiego prof. Andrzej Zawistowski. "Państwo chciało mieć pełną kontrolę na skupem mięsa i jego dystrybucją" - wyjaśnił.
Historyk podkreśla, że rynek PRL odczuwał stały niedobór mięsa przez ciągle rosnący popyt, a ten był efektem aspiracji konsumpcyjnych Polaków. W 1949 r. statystyczny Polak zjadał rocznie 28 kg mięsa, w 1970 - niemal 53 kg, a w 1980 – 74 kg. Zapotrzebowanie wciąż jednak było większe. "Tuż po wojnie na kartki sprzedawano: chleb, mąkę, kaszę, ziemniaki, mięso, tłuszcze, cukier, słodycze, kawę, herbatę, sól, ocet, naftę, zapałki, mydło" - wskazał.
29 sierpnia 1951 r. ponownie wprowadzono reglamentację wybranych produktów spożywczych. Bezmięsne poniedziałki obowiązywały w handlu, w lokalach gastronomicznych bezmięsne były wtorki i czwartki. Kartki zniesiono 3 stycznia 1953 r., jednak cenę mięsa znacznie podniesiono – w zależności od gatunku od 50 do 100 proc. Do połowy lat 50. państwo znacjonalizowało lub zlikwidowało niemal wszystkie prywatne masarnie i zakłady mięsne.
"W wojnie państwa z prywatną inicjatywą komunistyczne władze posługiwały się często tzw. domiarem - w pełni uznaniowym, zwykle ekstremalnie wysokim podatkiem, który urzędnicy skarbowi nakładali na prywatnego przedsiębiorcę. Domiar był tak dotkliwy, że mógł w krótkim czasie doprowadzić do upadłości niemal każde przedsiębiorstwo prywatne" - wskazał prof. Zawistowski.
W latach 50. na łamach prasy, w audycjach radiowych i wyświetlanej w każdym kinie Polskiej Kronice Filmowej władze PRL nieustannie piętnowały "spekulantów", handlarzy oraz rolników zajmujących się nielegalnym ubojem, jednak ani działania propagandowe, ani reglamentacja nie poprawiły sytuacji w zaopatrzeniu.
Prof. Zawistowski podkreśla, że likwidacja, względnie nacjonalizacja prywatnych masarni doprowadziła do wzrostu pokątnego uboju i handlu mięsem. Polityczno-społeczna "odwilż" związana z przejęciem władzy przez Wiesława Gomułkę nie rozwiązała problemu. Gdy tylko do sklepu dowożono mięso, ustawiały się długie kolejki. W PRL żartowano: "Co to jest kolejka? To socjalistyczne podejście do sklepu". 29 lipca 1959 r. w uspołecznionym handlu i gastronomii wprowadzono "bezmięsne poniedziałki".
Trzy miesiące później, podczas plenum KC PZPR, towarzysz "Wiesław" mówił: "W tym tkwi bowiem sedno zagadnienia. Popyt na mięso jest większy niż jego podaż". W jego ocenie mięso było "za tanie" i "spożywano go za dużo".
Początki śledztwa
W Warszawie za dystrybucję mięsa odpowiadało państwowe przedsiębiorstwo Miejski Handel Mięsem (MHM). Jednym z dyrektorów w tej firmie był Stanisław Wawrzecki (1921-1965). Na początku 1963 r. do Komisji Kontroli w Komitecie Warszawskim PZPR wpłynął anonimowy list z opisem nadużyć w stołecznych sklepach mięsnych. Zamiast do oficjalnego obiegu mięso trafiało na czarny rynek. Autor anonimowego donosu zaczynał od słów: "U nas w MHM wszyscy kradną...". Pracownicy przedsiębiorstwa mieli fałszować dane i statystyki, maskując liczne nadużycia. Partię mięsa kwalifikowano np. jako zepsute lub niepełnowartościowe, a następnie sprzedawano w sklepach. W trakcie produkcji wędlin ubytki pełnowartościowego mięsa uzupełniano wodą, kośćmi oraz innymi odpadami. Po manipulacjach przy składzie gorsze gatunki wędlin sprzedawano po wyższej cenie jako "lepsze" gatunki. Fałszowano faktury, listy przewozowe i inne dokumenty.
Warto jednak dodać, że pod koniec lat 50. Ministerstwo Handlu Wewnętrznego wprowadziło "receptury zastępcze na wędliny". Zgodnie z nimi państwowe przedsiębiorstwa mięsne mogły całkiem legalnie "wzbogacać" tańsze gatunki kiełbas wymionami, skórkami i innymi odpadami zwierzęcymi.
Sprawą zainteresowały się prokuratura i Milicja Obywatelska. W latach 60. każdego roku przed sądami PRL toczyło się kilkadziesiąt spraw gospodarczych, jednak skala afery mięsnej była ogromna. Rozpoczęło się śledztwo.
W ciągu kilku miesięcy aresztowano 437 podejrzanych, w tym 27 kierowników sklepów mięsnych, 11 właścicieli prywatnych masarni, czterech dyrektorów państwowego handlu mięsem oraz kilku urzędników Państwowej Inspekcji Handlowej. Przesłuchano 470 kierowników warszawskich sklepów mięsnych.
18 kwietnia 1964 r. na lotnisku Okęcie funkcjonariusze SB aresztowali głównego oskarżonego Stanisława Wawrzeckiego, który wracał ze służbowej podróży do Rumunii.
"Wychodziłem rano do szkoły, ojciec się przygotowywał, przed południem miał odlatywać samolotem. Wszedłem do pokoju stołowego i powiedziałem: No to cześć, tato, widzimy się za tydzień. Pierwszy raz nie pocałowałem go, tylko podałem rękę. Bo taki byłem mężczyzna (...). Czułem się dorosły. Właściwie zawsze tego żałuję, że nie pożegnałem się z nim jak należy" - wspominał w filmie Leszka Ciechońskiego i Piotra Pytlakowskiego "Śmierć w majestacie prawa" aktor Paweł Wawrzecki.
Polska Kronika Filmowa nazwała Stanisława Wawrzeckiego "dyktatorem mięsnym Śródmieścia". Gazety pisały o "14 sztabkach złota o łącznej wadze 1,4 kg, dziewięciu złotych bransoletach, złotym zegarku, 26 pierścieniach, w tym kilku z brylantami, (…) 135 tys. zł w gotówce i 100 tys. na książeczce PKO, willi półmilionowej wartości w podwarszawskich Michałowicach", choć na co dzień Wawrzecki mieszkał w służbowym mieszkaniu przy al. Niepodległości.
Proces
20 listopada 1964 r. w trybie doraźnym rozpoczął się proces w "aferze mięsnej". Na ławie oskarżonych oprócz Wawrzeckiego zasiadło 10 osób, m.in. Henryk Gradowski oraz Kazimierz Witowski z kierownictwa MHM, kierownicy sklepów mięsnych: Balczarek, Stokłosiński, Skowroński, Walendziuk i Woźnica, oraz mistrz wędliniarski Zawadzki.
W składzie orzekającym Sądu Wojewódzkiego znaleźli się: przewodniczący składu sędziowskiego i jednocześnie sędzia Sądu Najwyższego delegowany do sprawy Roman Kryże oraz sędziowie Kazimierz Gerczak i Faustyn Wołek. Oskarżycielami byli prokuratorzy Alfred Policha i Eugeniusz Wojnar. Obrońcami oskarżonych byli: Krzysztof Łada-Bieńkowski (obrońca Wawrzeckiego), Stanisław Dryjski, Andrzej Mirski, Zofia Wajdowa i Jacek Wasilewski.
O stalinowskim sędzim Romanie Kryżem (1907-1983) mówiono "Sądzi Kryże – będą krzyże" lub że "ukryżuje" skazanych. Brał udział w orzekaniu kary śmierci w sprawach przeciwko działaczom polskiego podziemia niepodległościowego, m.in. rotmistrza Witolda Pileckiego i majora Tadeusza Pleśniaka.
W akcie oskarżenia czytamy: "Oskarżam Stanisława Wawrzeckiego o to, że jako dyrektor Państwowych Przedsiębiorstw Miejski Handel Mięsem Warszawa-Północ, Warszawa-Śródmieście i Warszawa-Praga, działając wspólnie i w porozumieniu z kierownikami podległych mu sklepów (…), zagarnął na szkodę wymienionych przedsiębiorstw kwotę 3 500 000 złotych, (…) dopuszczał rozliczanie sklepów wg limitów ubytków naturalnych wyższych od rzeczywiście występujących, umożliwiał osiąganie nielegalnych nadwyżek z rozbioru mięsa surowego na elementy kulinarne i oszukiwanie klientów na wadze, cenie i jakości sprzedawanych im towarów, jak również tolerował inne formy przestępczego działania zmierzające do osiągnięcia nieewidencjonowanych nadwyżek towarowo-pieniężnych, a następnie uczestniczył w ich podziale".
Prokurator Wojnar wniósł o trzy kary śmierci. Sąd Wojewódzki orzekł jedną - dla Stanisława Wawrzeckiego.
"Na kary dożywotniego więzienia oraz pozbawienie praw publicznych i honorowych na zawsze skazano byłych dyrektorów stołecznych przedsiębiorstw MHM – Henryka Gradowskiego i Kazimierza Witowskiego; byłego dyrektora Stołecznego Zjednoczenia przedsiębiorstw Artykułami Spożywczymi Tadeusza Skowrońskiego oraz byłego naczelnika działu Inspekcji Handlu Artykułami Mięsnymi Stołecznej PIH Mieczysława Fabisiaka" - informowało "Życie Warszawy".
"Tryb doraźny wprowadzony w listopadzie 1945 r. dekretem Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej był zaostrzonym, jednoinstancyjnym, specjalnym trybem orzekania kary bez odwołania się od wyroku. Za przestępstwa uznane za 'zagrożenie dla stabilności i bezpieczeństwa państwa' przewidywał karę śmierci. Prawnicy są zgodni - proces Wawrzeckiego i innych urzędników MHM nie musiał się odbywać w trybie doraźnym, jednak wiele wskazuje na to, że mogło się tak stać na osobiste polecenie samego Gomułki" - wyjaśnia prof. Zawistowski.
Również według pionu śledczego IPN nie było jakichkolwiek podstaw prawnych do prowadzenia procesu w trybie doraźnym. W PRL sprawy przestępstw i nadużyć gospodarczych rozpatrywano w trybie przewidzianym przez kodeks postępowania karnego z 1928 r.
Wyrok ogłoszono 2 lutego 1965 r. Mecenas Łada-Bieńkowski powiedział podczas przemówienia: "Jeśli na waszych ustach zjawi się słowo 'śmierć', to pamiętajcie, że ja byłem przeciw, przeciw, przeciw!". Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski. Wyrok śmierci na Stanisławie Wawrzeckim wykonano 19 marca 1965 r. przez powieszenie w więzieniu przy Rakowieckiej. Według świadka i współwięźnia Władysława Wiktorowicza, Wawrzecki osiwiał w ciągu kilku sekund, a strażnicy siłą wyciągnęli go z celi.
W aktach sprawy nie zachowały się przemówienia końcowe. Brakuje wielu dokumentów, m.in. zapisu rozprawy i protokołu wykonania wyroku. "Wymieniony na odwrocie więzień zmarł w więzieniu dnia 19 marca 1965 r. Przyczyna zgonu – wykonanie wyroku przez powieszenie" - informowała karta podpisana przez więziennego lekarza Romana Malinowskiego.
"Wbrew obiegowej opinii Stanisław Wawrzecki nie był jedyną w PRL osobą skazaną na karę śmierci za przestępstwo gospodarcze, ale jedyną, na której taki wyrok wykonano. W 1960 r. najwyższy wymiar kary w tzw. aferze skórzanej otrzymał dyrektor spółdzielni Bolesław Dedo. Rada Państwa zamieniła mu wyrok na dożywocie, a wolność odzyskał po ponad 17 latach. Tymczasem Wawrzecki trafił na szubienicę" - przypomniał wykładowca SGH.
"Wydaje się, że kluczowym czynnikiem, który doprowadził do wykonania wyroku na Wawrzeckim, była właśnie afera skórzana i złagodzenie wyroku dla Bolesława Dedy. Zirytowany tym Gomułka przy okazji następnej spektakularnej afery - procesu kierownictwa MHM - był żądny krwi i oczekiwał, że najwyższy wymiar kary odstraszy innych przed popełnieniem kolejnych przestępstw natury gospodarczej. Od początku proces zmierzał do najsurowszego wyroku" - wyjaśnił prof. Zawistowski.
"W innym trybie wyrok śmierci nie mógłby być wykonany ze względów formalnych" - dodał.
Prof. Zawistowski podkreśla, że choć większość społeczeństwa potępiała nadużycia i przestępstwa gospodarcze, to najwyższy wymiar kary w sprawie był szokujący dla wielu osób. W zamyśle władz główny oskarżony miał się stać kozłem ofiarnym winnym braków w zaopatrzeniu.
Kasacja Rzecznika Praw Obywatelskich
W 2004 r. Sąd Najwyższy uwzględnił kasację Rzecznika Praw Obywatelskich Andrzeja Zolla - orzekł, że "wyroki zapadły z rażącym naruszeniem prawa" i uchylił je. SN podkreślał, że wyrok nie może służyć pełnej rehabilitacji skazanych, gdyż nawet kasacja RPO nie podważała ich winy. "To bardziej rehabilitacja wymiaru sprawiedliwości, który przed 40 laty nie zapewnił im rzetelnego i sprawiedliwego procesu" - mówił sędzia Stanisław Zabłocki. Postępowanie zostało umorzone, bo żaden ze skazanych już nie żył, a sprawa przedawniła się w 1989 roku.
Prokuratorzy i sędziowie, którzy skazali Wawrzeckiego na śmierć, nie ponieśli konsekwencji.
"Bez wątpliwości wyrok śmierci wydany na Stanisława Wawrzeckiego był zbrodnią sądową" - ocenia prof. Andrzej Zawistowski.
"Wyrok na dyrektora MHM nie wpłynął na poprawę zaopatrzenia w mięso. Po robotniczych protestach w 1976 r. władze wycofały się z podwyżek cen mięsa, jednak uruchomiły tzw. sklepy komercyjne, które oferowały mięso i jego przetwory w wysokiej, wręcz zaporowej dla przeciętnego Polaka cenie. Problemu notorycznego niedoboru mięsa nie rozwiązała kolejna, trzecia już po wojnie reglamentacja. Kartki na mięso, które wprowadzono w lutym 1981 r. obowiązywały najdłużej ze wszystkich produktów - aż do lata 1989 r. - praktycznie do końca PRL" - dodał. (PAP)
Autor: Maciej Replewicz
grg/