Datę 27 czerwca 1941 roku przyjmuje się za początek eksterminacji ludności żydowskiej w Białymstoku.
W południe przy pomniku upamiętniającym tamte wydarzenia - przedstawiającym spaloną kopułę - który stoi w miejscu dawnej Wielkiej Synagogi, kwiaty złożyli przedstawiciele władz państwowych i samorządowych, organizacji społecznych upamiętniających Żydów, służby mundurowe.
"27 czerwca 1941 roku to jedna z najtragiczniejszych dat w historii naszego miasta. To jednocześnie data, która symbolizuje koniec pewnej epoki związanej z tym, że Białystok przez dziesiątki, setki lat był miastem wielu wyznań, wielu narodów" - podkreślał w przemówieniu zastępca prezydenta Białegostoku Rafał Rudnicki. Mówił, że w wyniku działań niemieckiego najeźdźcy kilkaset, a może nawet tysiąc osób zginęło w płomieniach synagogi, która - jak zaznaczył - była jednym z symboli Białegostoku.
Rudnicki mówiąc o historii, podkreślał, że tworzą ją ludzie i ich opowieści, których są bohaterami. Przywołał historię ostatniego Bialystokera, Bena Midlera, który w swoich wspomnieniach pisał, że 27 czerwca 1941 roku skończył 13 lat i zgodnie z żydowską tradycją miał obchodzić bar micwę, a w Wielkiej Synagodze czytać Torę. "Niestety, to, co się wydarzyło, przekreśliło ten plan, przekreśliło jego wejście w dorosłość i - jak sam wspominał - był to jego najgorsze urodziny w życiu. Był świadkiem tego wszystkiego, tego całego zła, które działo się na ulicach naszego miasta, które zgotowali naszym braciom, Żydom, naziści" - powiedział wiceprezydent.
Podkreślił, że ta historia jest przykładem tego, co ludzie mogą zrobić drugim. Dlatego - jak zaznaczył - naszym obowiązkiem jest przeciwdziałać temu, by takie historie już się nie powtórzyły. "Naszym zadaniem jest też przywoływanie pamięci o tych, którzy przeżyli, o bohaterach naszych czasów" - mówił. Dziękował wszystkim osobom, dzięki którym inni pomogą pamiętać o tych, którzy jeszcze niedawno tworzyli miasto.
Wojewoda podlaski Jacek Brzozowski powiedział, że ten "kres istnienia" społeczności żydowskiej w mieście był spowodowany przez zło, "fanatyczną politykę nazistowskich Niemiec", a obowiązkiem dobrych ludzi jest reagować na zło, nie można tolerować zła, trzeba na nie reagować, nie wolno być obojętnym. Dodał, że tak samo ważna jest pamięć i to nie tylko ze strony władz. "(...) Budowanie pamięci jest obowiązkiem nas wszystkich bez względu na to jakie funkcje pełnimy w danym momencie" - dodał Brzozowski.
Marszałek województwa podlaskiego Łukasz Prokorym dodał, że po spaleniu białostockiej synagogi, podobne akty barbarzyństwa działy się w innych miejscach w regionie. "Po wojnie z holocaustu ocaleli tylko nieliczni przedstawiciele wielotysięcznej społeczności żydowskiej w Białymstoku. Dziękuję wszystkim, którzy nieustannie podtrzymują świadectwo o tej wojennej tragedii. Niech pamięć o niej posłuży nam do budowania życia w spokoju i wzajemnym szacunku dla każdego narodu i religii. Taki Białystok, województwo, kraj i europejską wspólnotę chcemy tworzyć" - powiedział marszałek.
Czwartkowym obchodom towarzyszyło sympozjum "Biała Droga - żydowscy lekarze Białegostoku i regionu", na wieczór zaplanowano otwarcie wystawy poświęconej rzeźbie "Kobieta z powstania w getcie białostockim" czeskiej artystki Ludmiły Stehnovej, a na zakończenie obchodów koncert "Groys Shul" Alicji i Rafała Grabowskich.
Wielka Synagoga i "czarny piątek"
Wielka Synagoga, która znajdowała się przy ul. Bożniczej (obecnie Suraskiej) została wzniesiona w centrum Białegostoku w latach 1909-1913. W okresie międzywojennym była najokazalszą synagogą białostocką i cieszyła się największym prestiżem wśród wszystkich bożnic tego miasta.
W ocenie historyków dramat, który rozegrał się tam 27 czerwca 1941 roku (data zwana jest "czarnym piątkiem"), był początkiem eksterminacji ludności żydowskiej w Białymstoku. Według różnych przekazów (dokładnych danych brak) niemieckie oddziały spędziły do Wielkiej Synagogi od ok. 600-700 do tysiąca Żydów, uwięziły tych ludzi w środku i podłożyły ogień.
Z pożaru ocalało tylko kilkanaście osób. Ludziom tym udało się uciec, bo tylne okno otworzył - narażając własne życie - polski dozorca Józef Bartoszko. Jego relacja znajduje się w Żydowskim Instytucie Historycznym. Niemcy przeprowadzili też wtedy obławę na ulicach i podpalili żydowską dzielnicę, gdzie zginęło kolejnych ok. tysiąca osób. (PAP)
autorki: Sylwia Wieczeryńska, Izabela Próchnicka
kno/