Agnieszka Holland: algorytmy zabijają sztukę

2024-11-07 21:05 aktualizacja: 2024-11-08, 09:17
Reżyserka Agnieszka Holland. Fot. PAP/Leszek Szymański
Reżyserka Agnieszka Holland. Fot. PAP/Leszek Szymański
To, co zjada i zabija naszą wyobraźnię oraz sztukę i twórczość, to algorytmy - powiedziała reżyserka Agnieszka Holland podczas debaty otwierającej współKongres Kultury. "Nie radzimy sobie z nowoczesnością ani jako społeczeństwo, ani jako politycy, ani jako twórcy" - dodała.

Agnieszka Holland, reżyserka filmowa i teatralna, scenarzystka filmowa i aktorka, od grudnia 2020 r. przewodnicząca Europejskiej Akademii Filmowej, podczas swojego wystąpienia w czwartek, pierwszego dnia odbywającego się w Warszawie współKongresu Kultury przywołała słowa jednego z organizatorów, który powiedział, że odczuwa się dziś "wartościowstręt". "Ja również mam wrażenie, że to wszystko, co powiedzieliśmy i zrobiliśmy przez te lata - właśnie ze względu na te wartości, o które walczyliśmy – odbija się jak od ściany od rzeczywistości politycznej i społecznej, w ogóle nowoczesności, w której zachowujemy się tak strasznie reaktywnie" – podkreśliła. Wskazała, że "zachowujemy się reaktywnie jako twórcy, ludzie kultury i przede wszystkim - jako politycy".

"Po zrywie z poprzedniego Kongresu Kultury uświadomiliśmy sobie, że bez polityków, polityki, instytucji politycznych i bez decydentów nie będziemy w stanie przeprowadzić zmian, które zaprojektują naszą wyobraźnię, nasze potrzeby na przyszłość" – powiedziała Holland. Oceniła, że dziś to wrażenie jeszcze się spotęgowało. "O ile w ówczesnych politykach był rodzaj arogancji wobec kultury, o tyle była też nadzieja, że zmiany są możliwe (...). Teraz jedynym motorem działania jest strach" - podkreśliła.

Zastrzegła, że nie wierzy, iż strach może uruchomić inny rodzaj wyobraźni niż wypatrywanie kolejnych zagrożeń. Reżyserka wskazała, że jedyną szansą jest sztuka. "Ale sztuka potrzebuje również pasów transmisyjnych innych niż algorytmy" - dodała.

Agnieszka Holland zaznaczyła, że nie radzimy sobie z nowoczesnością ani jako społeczeństwo, ani jako politycy, ani jako twórcy. "Ktoś powiedział, że przez te osiem lat tak walczyliśmy, że tacy fajni byliśmy. Moim zdaniem całkowicie zawiedliśmy. Oczywiście z wyjątkiem jednostek. Jeśli jakaś grupa zawodowa stanęła na wysokości zadania - też nie w całości, ale w swojej znaczącej reprezentacji – to byli to prawnicy. Nie twórcy kultury, nie artyści – powiedzmy sobie to jasno i szczerze" – mówiła.

Jej zdaniem środowisko twórców i artystów zrozumiało, że "jedyną naszą możliwością przetrwania w sytuacji braku pieniędzy i zależności od różnych instytucji, a także w pandemii, we wszystkich plagach, które na nas spadły, jest klientelizm, położenie uszu po sobie". Według Holland nie ma prawdziwej solidarności w świecie kultury. "I boję się, że nie będzie. Bo nie ma też takiej potrzeby ze strony decydentów. Zebraliśmy się, ale czy stanowimy jakąkolwiek wspólnotę tak naprawdę? Czy możemy zaufać tym, którzy nas tu przywiedli? Nie wiem, nie ma we mnie takiej wiary" – mówiła.

Reżyserka zaznaczyła, że także politycy działają reaktywnie. "Wsłuchują się w opinię publiczną, potem tworzą algorytmy, które na tę opinię wpływają. Wiedzą, że strach jest właśnie najłatwiejszym narzędziem" - powiedziała. "To koło się toczy, wszyscy się w nim znajdujemy, jak szczury czy myszki, które nie mogą się z niego wydostać" – dodała.

Jej zdaniem "to, co zjada i zabija naszą wyobraźnię, sztukę, twórczość, to wspomniane wcześniej algorytmy". "Na różnych platformach, w mediach społecznościowych algorytmy decydują o tym, co oglądamy i co się nam daje jako produkt, z którym się musimy zapoznać" – wyjaśniła.

W tym kontekście zwróciła uwagę na rolę kuratorów wystaw i muzeów, wydawców, producentów, zespołów filmowych, także festiwali. "To ludzie, którzy z ogromnego bajora wartości wyjmują coś i rzucają w światło zainteresowania" – wyjaśniła. Zastrzegła jednak, że aby kuratorzy rzeczywiście pełnili dobrze swoją funkcję, muszą być niezależni. "Jeśli poddani są naciskom komercyjnym i politycznym, (...) to już nie oni decydują, ale reaktywni politycy czy korporacje" – podkreśliła.

Agnieszka Holland zastanawiała się, jak zachować niepodległość kuratorów i instytucji kultury oraz jak uczynić je niezależnymi. "Po tych ośmiu latach wydawało się, że właśnie to wiemy, że tutaj jest to laboratorium, miejsce, w którym może powstać coś niezależnego, odważnego, kontrowersyjnego, bluźnierczego. Ale teraz widzimy, że to się nie uda. Ja tak to widzę" – mówiła.

Zwróciła uwagę, że w szczególnie trudnej sytuacji są twórcy filmowi, bo nie da się tworzyć filmu bez pieniędzy. "W Europie duże pieniądze oznaczają publiczne instytucje, a publiczne finasowanie oznacza wpływ polityków na to, co robimy" - wyjaśniła. "Wiemy, że sztuka, żeby rzeczywiście otwierała nas na przyszłość i rozbudzała naszą wyobraźnię, potrzebuje wolności i pieniędzy. Ale nie ma wolności bez pieniędzy ani pieniędzy bez wolności. I okazuje się, że ani jedno, ani drugie nie jest możliwe bez kontroli" – podkreśliła.

Reżyserka skomentowała również wydarzenie w najważniejszej dla filmowców instytucji - w Polskim Instytucie Sztuki Filmowej, gdzie "niedawno wybrana w konkursie niezależnej ustawowo instytucji dyrektorka (Karolina Rozwód - PAP) została odwołana przez panią ministrę (Hannę Wróblewską – PAP)" – przypomniała. Holland zaznaczyła, że środowisko filmowców jest małe. "Na tyle znamy układy, ludzi i logikę tego wszystkiego, że plotki prawdziwe i nieprawdziwe zaczęły kursować z szybkością światła" – powiedziała. Podkreśliła jednak, że kiedy zapoznała się z tymi informacjami, miała "poczucie strasznego smutku, że wszystkie zapewnienia o tym, że będzie inaczej, transparentnie, sprawiedliwie i niepodlegle, że będzie się szanować ludzi przede wszystkim, że będzie szacunek dla ich podmiotowości, praw, miałyby tak się skończyć. Czy te zapewnienia nadal obowiązują, w tej chwili właściwie nie jest pewne, jeżeli nawet ludzie, których szanuję, których objęcie władzy w resorcie tak mi bliskim przyjęłam z ogromną ulgą i radością, zachowują się w taki sposób" – powiedziała.

Holland zastrzegła, że nie ocenia meritum sporu. "Chodzi mi o samą formę tego, jak to wszystko się odbywa, jak toksyczny jad wsącza się w krwiobieg naszych wzajemnych stosunków. To komu ja mam wierzyć? Trudno jest mi mówić na początku tego kongresu, bo nie ma we mnie ani entuzjazmu, ani nawet dobrego gniewu" – wyjaśniła.

Wskazała także, że nie wie, na kogo ma się gniewać. "Na panią Hannę Wróblewską, którą zawsze ceniłam i lubiłam? Mam się gniewać na Karolinę Rozwód, która zyskała wszystkie prawie głosy w niezależnej komisji i która była znana z tego, że jest menedżerką kultury i służy tej kulturze w uczciwy sposób?" – zastanawiała się Holland. "Powiedzmy, że to epizod, ale zastanówmy się teraz nad tym, jaką mamy pozycję - my, twórcy i ludzie kultury - kim jesteśmy w ogóle dla polityków, dla społeczeństwa. Jak mamy budować elementarny autorytet?" – dodała.

Reżyserka przypomniała, że ma na koncie wiele filmów historycznych. "Robiłam je nie dlatego, że lubię przebywać w rzeczywistości zbrodni przeciwko ludzkości. (…) Ale praca nad nimi wywarła na mnie duży wpływ i wyczuliła na różnego rodzaju zagrożenia. Robiłam te filmy dlatego, że miałam wrażenie, że ład zbudowany po II wojnie światowej, szczepionka Holokaustu wytworzyły przestrzeń bezpieczeństwa, jakim jest państwo prawa, gdzie obowiązują prawa człowieka, szacunek dla innego, dążenie do równości, sprzeciwianie się rasizmowi i nacjonalizmowi. To wartości, bez których znajdziemy się w strasznym świecie, gdzie nic nas nie chroni" – powiedziała.

Jej zdaniem jesteśmy obecnie na równi pochyłej. "Dlatego zrobiłam film 'Zielona granica', który nie opowiadał już o przeszłości, ale o tym, co 'tu i teraz'. I to 'tu i teraz' działo się przed trzema laty i dzieje się w tym momencie, kiedy tu siedzimy" – podkreśliła. "Wszyscy godzimy się na to, że właściwie tak musi być, bo jeżeli okażemy przywiązanie rzeczywiste, a nie deklaratywne, do tych wartości, to przegramy z falą populizmu i brunatnego faszyzmu, która podnosi się tak wysoko, że aby się na niej utrzymywać, musimy naszą masę przystosować do tej fali, bo inaczej utoniemy" – podkreśliła.

Wskazała, że "tak uważają demokratyczni mainstreamowi politycy w Europie i nie tylko". "Jakiej wyobraźni potrzebujemy, aby to przebić? A może tylko my możemy coś zrobić, bo oni już sprzedali wyobraźnię za komfort?" – zastanawiała się Holland.

W dyskusji pt. "Siła wyobraźni. Jak odpowiedzieć na wyzwania współczesnego świata" prowadzonej przez Edwina Bendyka oprócz Agnieszki Holland udział wzięli: prof. Elżbieta Jabłońska, Dorota Masłowska, Jakub Skrzywanek i Jakub Stokalski.

W czwartek w Teatrze Dramatycznym w Warszawie rozpoczął się zainicjowany przez stronę społeczną, a organizowany przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego współKongres Kultury, którego uczestnicy będą rozmawiali o kluczowych dla rozwoju polskiej kultury sprawach. Wydarzenie potrwa do soboty.

Polska Agencja Prasowa objęła wydarzenie patronatem medialnym.(PAP)

akr/ miś/ aszw/ wus/ grg/