Groevdal czasem 1:08.09 pobiła rekord mistrzostw Europy. Norweżka miała aż 46 sekund przewagi nad reprezentującą Rumunię Joan Chelimo Melly i 49 nad trzecią Brytyjką Calli Hauger-Thackery. Meta półmaratonu znajdowała się na bieżni Stadio Olimpico.
Najlepsza z Polek była Lisowska, która poprawiła rekord życiowy w półmaratonie na 1:12.06. Izabela Paszkiewicz 31., Monika Jackiewicz 46., Aleksandra Brzezińska 49., Angelika Mach 55., a Sabina Jarząbek 62
Paszkiewicz uzyskała czas 1:12.15, Jackiewicz - 1:13.42, Brzezińska - 1:14.21, Mach - 1:15,55, a Jarząbek - 1:16.48.
Brytyjki wygrały rywalizację drużynową, w której liczy się zsumowany czas trzech najlepszych biegaczek. Hauger-Thackery była trzecia, Abbie Donnelly szósta, a Calara Evans dziewiąta. Ich łączny czas wyniósł 3:29.01. Srebrny medal dla Niemek (5. Melat Yisak Kejeta, 11. Domenika Mayer, 18. Esther Pfeiffer), a brązowy dla Hiszpanii (12. Laura Luengo, 13. Esther Navarrete, 14. Fatima Azzahraa Ouhaddou Nafie). Polki zostały sklasyfikowane na ósmej pozycji.
"Nie miałam dziś 'depnięcia', żeby ruszyć szybciej. Gdyby to by maraton, to wiem, że dziś też byłoby dobrze. Jeżeli chodzi o półmaraton, to dzisiejsze tempo było dla mnie jednak troszeczkę za szybkie" - powiedziała Lisowska.
Podkreśliła, że "trzeba się teraz podnieść, bo najważniejszy jest Paryż".
"Uznajmy, że dziś było dobre przetarcie w półmaratonie, z rekordem życiowym w trudnych warunkach, bo zimno nie było" - dodała Lisowska.
Mówiąc o trasie maratonu na IO w Paryżu stwierdziła, że będą tam bardzo duże przewyższenia.
"Dlatego niedługo, bo już 15 czerwca, ponownie wracamy do Kenii do ciężkiej pracy. W tym kraju są idealne warunki do treningu, bo w Paryżu mają być dwa podbiegi - trzynasto- i 35-procentowy. Nie ukrywam, że dotychczasowe przygotowania były już bardziej pod Paryż i profil trasy na igrzyskach" - powiedziała Lisowska.
W Rzymie - w jej ocenie - zabrakło "obiegania na dużych prędkościach". W Paryżu pierwsze 15-16 kilometrów będzie po płaskim. Potem rozpocznie się podbieg o długości ok. 5-6 kilometrów, a potem kilometrowy podbieg 35-procentowy. Ostatnie pięć kilometrów będzie znów po płaskim.
"Trzeba będzie być bardzo silnym" - oceniła Polka. W jej ocenie przy takim profilu trasy nie będzie mowy o rekordach życiowych.
Po obozie w Kenii Lisowska pojedzie do Szklarskiej Poręby. "Na igrzyskach mierzę przynajmniej w pierwszą dwunastkę. Jest dużo czasu i mam nadzieję, że będzie dużo lepiej niż dzisiaj" - stwierdziła.
Pytana o zapowiedzi dotyczące tego, że bieg maratoński nie wróci już do programu ME, bo mają go zastąpić rozgrywane co dwa lata od 2025 roku mistrzostwa Europy w biegach ulicznych, Lisowska wyraziła dezaprobatę. Pierwsze ME w nowej formule odbędą się w kwietniu przyszłego roku w Brukseli.
"To chyba wszystkich zabolało - nas maratończyków. Fajnie by było uczestniczyć w tej całej imprezie, co dzisiaj, i biegać pełne maratony. Mam nadzieję, że chociaż odczujemy, iż są to mistrzostwa Europy, ten nowy format. Chcą nas rozdzielić z innymi konkurencjami. Ja wolę tak jak jest teraz. Tutaj jest klimat. My kończyłyśmy na stadionie, w kolejnych dniach możemy na niego przyjść i pokibicować. Szkoda, że dziś rezultat nie był lepszy, ale samo finiszowanie na Stadio Olimpico, to było coś pięknego. Wiadomo, że gdybym wbiegała w pierwszej ósemce czy dziesiątce, to lepiej bym się czuła" - podsumowała.
Zapytana o to, na co Polki nastawiały się w rywalizacji drużynowej Lisowska odpowiedziała, że celem był chociaż brąz. "Zakładaliśmy, że to możliwe, gdyby wszystkie dziewczyny pobiegły w granicach życiówki. No niestety, nie udało się" - powiedziała mistrzyni Europy w maratonie z Monachium. Tam Polki w biegu drużynowym były trzecie.
Z Rzymu Tomasz Więcławski (PAP)
kgr/