Ambasador Litwy w Szwecji: to, co Europejczycy muszą robić, to zwiększać wydatki na obronę

2024-03-20 07:05 aktualizacja: 2024-03-20, 10:27
Były szef MSZ i obrony Litwy, a obecnie ambasador Litwy w Szwecji - Linas Linkevicius. Fot. PAP/Valdemar Doveiko
Były szef MSZ i obrony Litwy, a obecnie ambasador Litwy w Szwecji - Linas Linkevicius. Fot. PAP/Valdemar Doveiko
Ambasador Litwy w Szwecji Linas Linkevicius w rozmowie z PAP.PL wskazał jak ważne jest, by Europejczycy zwiększyli wydatki na obronę. „Musimy wydawać na obronność co najmniej dwa procent PKB, natomiast to kryterium nigdy nie zostało spełnione. Nawet teraz, gdy Szwecja dołączy się do NATO, będzie to 19 z 32 państw spełniających ten przepis. A to zdecydowanie za mało” – powiedział.

Po ponad 200 latach neutralności 7 marca bieżącego roku Szwecja została pełnoprawnym członkiem NATO. Ambasador Litwy w Szwecji Linas Linkevicius powiedział, że wstąpienie Szwecji do Sojuszu Północnoatlantyckiego ma szczególnie znaczenie dla bezpieczeństwa całego regionu Morza Bałtyckiego. 

Wedle jego opinii, zanim jeszcze Finlandia i Szwecja przystąpiły do Sojuszu Północnoatlantyckiego, oba te kraje prowadziły już dość aktywną politykę międzynarodową, mającą na celu utrzymanie stabilności na Północy Starego Kontynentu.

„Pamiętam, jak szwedzcy politycy mówili, że w przypadku poważnej konfrontacji w Europie, mogliby stanąć po stronie Zachodu, nawet nie będąc częścią Sojuszu NATO” – powiedział. 

Jego zdaniem jednak sytuacja, w której Szwecja jest w pełni zintegrowana ze zdolnościami obronnymi sojuszników, niesie dla państw regionu, czyli krajów bałtyckich, nową jakość jeśli chodzi o bezpieczeństwo międzynarodowe.

„Dlatego czasem mówię Litwinom, że czekaliśmy na przyłączenie się Szwecji do NATO nawet bardziej, niż sami Szwedzi” – dodał Linkevicius.

Pytany nie tylko o przystąpienie Szwecji do NATO, ale także o zamiary Trumpa, który groził, że nie będzie chronił krajów Sojuszu zalegających z płatnościami, Linkevicius zachęcił Europejczyków do polegania na własnych siłach, ale też ostrzegł przed wyciąganiem zbyt pochopnych wniosków.

„To, co Europejczycy zdecydowanie muszą robić, to zwiększać wydatki na obronę. Kiedy byłem ministrem obrony Litwy, uzgodniliśmy (z ministrami obrony innych państw Sojuszu – przyp. PAP), że musimy wydawać na obronność co najmniej dwa procent PKB. Nigdy to kryterium nie zostało spełnione. Nawet teraz, gdy Szwecja dołączy się do NATO, będzie to 19 z 32 państw spełniających ten przepis. A to zdecydowanie za mało” – ocenił.

Zauważył, że ważne także jest to, by uwzględniać wszystkie zasoby sojuszników, wypełniać luki w istniejących zdolnościach, koordynować, a nie dublować działania. Niemniej jednak ambasador przyznał, że czas, kiedy można było liczyć tylko na Amerykanów i myśleć, ze to „oni zapłacą wszystkie rachunki, związane z zapewnieniem pokoju w Europie i na całym świecie, już minął”. 

„Natomiast, chciałbym przypomnieć, że podczas prezydentury Trumpa w reakcji na rosyjską aneksję Krymu i inwazję na Donbas, Stany Zjednoczone zwiększyły swoje siły na kontynencie. Dlatego nie wysuwałbym pochopnych wniosków, których promocja świadczyłaby o niedojrzałości politycznej” – wyjaśnił. 

„Nie wierzę też, że Sojusz może się tak łatwo zachwiać, ponieważ zbyt wiele w niego zainwestowano” – mówi dyplomata.

Odpowiadając na pytanie PAP o pojawienie się w mediach informacji, że Putin może dokonać inwazji na kraj NATO, Linkevicius zauważył, że autorzy, nawet ci, którzy twierdzą, że mają wiedzę od służb wywiadowczych, czasem mają tendencję do rywalizowania w podawaniu najbardziej prawdopodobnej i najbliższej daty rosyjskiej inwazji. Wedle jego opinii zagrożenie jest realne, ale trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że zasoby Rosji również się wyczerpują i że musi ona ukończyć szereg zadań, które przed sobą postawiła. Aby zapobiec spełnieniu agresywnych planów, Zachód musi podjąć znaczący wysiłek.

Jednym z głównych czynników, który musi wykorzystać, jest wsparcie Ukrainy. Uważa, że obecnie nie jest to robione w wystarczającym stopniu.

„Ukraina rozpaczliwie potrzebuje amunicji, broni dalekiego zasięgu i samolotów” – powiedział Linkevicius.

„Właśnie, o czym możemy mówić, jeśli zachodnie samoloty odrzutowe nie zostały jeszcze przekazane Ukrainie po ponad dwóch latach agresji na pełną skalę?” – pyta.

Wojna w Ukrainie, w przekonaniu dyplomaty, jest pierwszym bardzo ważnym czynnikiem, który zadecyduje o losie dalszych działań Rosji. Drugim takim ważnym elementem odstraszania agresora dyplomata nazwał zwiększenie presji gospodarczej i politycznej na Rosję, co jego zdaniem też do tego czasu nie zostało zrobione w odpowiednim stopniu.

„Chciałbym tylko przypomnieć oświadczenia europejskich przywódców przed rozpoczęciem agresji na pełną skalę. Mówili, że jeśli Rosjanie zaatakują Ukrainę, nałożymy na nich miażdżące sankcje, które zniszczą ich gospodarkę. Cóż, teraz mamy już 13 pakietów sankcji, a mimo to gospodarka kraju agresora nie została zniszczona. Więcej, oni mogą wyprodukować tyle amunicji, co kraje zachodnie razem wzięte. Rozwinęli swój przemysł wojskowy, ponieważ jest to łatwiejsze w przypadku autokracji, niż demokracji” – podkreślił ambasador.

Według Linkeviciusa inicjatywa prezydenta Czech Petra Pavla, dotycząca zakupu prawie miliona sztuk amunicji dla Ukrainy poza granicami UE jest bardzo istotna, a jego stanowisko jest prawdziwym przejawem przywództwa. Jednak zdaniem naszego rozmówcy to tymczasowe rozwiązanie nie powinno odwracać uwagi od potrzeby wzmocnienia europejskich zdolności obronnych.  

Ambasador skomentował też wypowiedzi prezydenta Francji Emmanuela Macrona o możliwości wysłania zachodnich wojsk na Ukrainę. Ocena dyplomaty interesowała PAP również w kontekście istnienia litewsko-polsko-ukraińskiej brygady, utworzonej w 2016 roku.

Były minister obrony Litwy zauważył, że prezydent Francji wypowiadając się, mówił o ewentualnej sytuacji, w której może znaleźć się Zachód i Ukraina, zauważył, że nie należy wykluczać różnych scenariuszy. 

„Nie mówimy o wysłaniu wojsk dziś lub jutro. Mówimy o tej opcji jako o realnej perspektywie w przyszłości. Więc trudno mi zrozumieć zastrzeżenia i komentarze wielu europejskich przywódców, ponieważ, jak powiedziałem, Macron nie nalega na rozpoczęcie misji wojskowej już i wzywa do tego, aby nie ustalać czerwonych linii w zakresie wsparcia Ukrainy w swoich głowach. Uważamy to takie podejście za całkiem rozsądne” – przyznał Linkevicius.

Komentując problem zmęczenia wojną w Ukrainie przez przedstawicieli zachodnich społeczeństw, ambasador zauważył, że jest ono niższe w takich krajach, jak Litwa, Polska i Szwecja. Litwa jest jednym z liderów w udzielaniu Ukraińcom pomocy wojskowej w przeliczeniu na jednego mieszkańca kraju, Polska przyjęła najwięcej ukraińskich uchodźców, a Sztokholm jest jedyną zachodnią stolicą, w której na co dzień organizowane są wiece poparcia dla kraju objętego napaścią.

„Wszyscy musimy pamiętać, a niektórzy z nas muszą sobie uświadomić, że (wojna w Ukrainie – przyp. PAP) toczy się o nas, nasze istnienie, naszą europejskość. Zawsze mówiliśmy o znaczeniu takich wartości, jak wolności i prawa człowieka. A teraz te wartości są atakowane i trzeba ich bronić w tym miejscu, gdzie są atakowane. Dziś jest to Ukraina. A jeśli mówimy, że Ukraińcy są dziś naszą żywą tarczą i poświęcają dla nas swoje życie każdego dnia, to jak możemy myśleć o zmęczeniu wspieraniem tego kraju? Jest to moralnie, politycznie i praktycznie błędne” – podsumował Linkevicius.
 

Linas Antanas Linkevicius (Linkevičius) (ur. 1961 r.) – litewski polityk i dyplomata, minister obrony w latach 1993-1996 i 2000-2004, minister spraw zagranicznych w latach 2012-2020, ambasador Litwy przy NATO oraz na Białorusi. Obecny ambasador Litwy w Szwecji.

Autor: Ihor Usatenko (PAP)

iua/ js/