Anita Sokołowska: postanowiłam zawalczyć o siebie [WYWIAD]

2024-05-06 11:00 aktualizacja: 2024-05-07, 12:55
Anita Sokołowska, Jacek Jeschke. Fot. PAP/FOTON
Anita Sokołowska, Jacek Jeschke. Fot. PAP/FOTON
Rola Zuzy w serialu „Przyjaciółki” dała jej popularność, sympatię widzów i stabilizację finansową. Ale w pewnym momencie Anita Sokołowska zrozumiała, że jeśli chce się dalej rozwijać, musi zamknąć za sobą ten etap. Odeszła z serialu, zaczęła reżyserować, a teraz wzięła udział w „Tańcu z gwiazdami”. „Nie będę ukrywała, że wszystkie wiadomości, które dostaję odnośnie mojego wieku - że mam tyle lat, a tak się ruszam, odbieram absolutnie jak wielki komplement” – przyznaje w rozmowie z PAP Life ta 48-latka. Przypominamy wywiad ze zwyciężczynią 14. edycji programu "Taniec z Gwiazdami. Dancing with the Stars".

PAP Life: Przyznaję, że „Taniec z gwiazdami” wydawał mi się formatem, delikatnie mówiąc, „zakurzonym”, którego czasy świetności już dawno minęły. Dlaczego wzięła pani udział w tym programie?

Anita Sokołowska: Myślę, że „zakurzony” jest dobrym określeniem, nikogo nie obraża. Nie ukrywam, że propozycje, żeby wziąć udział w „Tańcu z gwiazdami” dostawałam już od wielu lat, ale miałam takie poczucie, że formuła tego programu nie jest dla mnie. Zresztą taniec towarzyski nigdy mnie za bardzo nie interesował. Ale w ostatnim czasie w moim życiu wydarzyło się dużo rzeczy i poczułam taki wewnętrzny impuls, że właściwie, dlaczego nie. Znaczenie miało też to, że była dość długa przerwa w programie i dostałam bardzo duże zapewnienia od produkcji, że to będzie kompletnie nowa odsłona, mocni uczestnicy, itd. Pomyślałam sobie, że chyba warto zaryzykować. A ponieważ ostatnio podjęłam w swoim życiu wiele odważnych decyzji, więc wzięcie udziału w tym programie, wpisuje się w moją próbę odkrycia siebie dla siebie i dla innych, i też zawalczenie o siebie.

PAP Life: Przypomina mi się historia Agaty Kuleszy. Wiele lat temu wzięła udział - i wygrała - w „Tańcu z gwiazdami” i to spowodowało, że jej kariera wskoczyła na kompletnie inne tory. Też pani o tym pomyślała?

A.S.: Myślę, że przypadek Agaty jest jedyny i wyjątkowy. Wszyscy o tym wiemy. Sama Agata otwarcie mówi, że po prostu miała bardzo dużo szczęścia. Ale nie sądzę, żeby taka historia mogła się powtórzyć. 

PAP Life: Dlaczego nie? Tańczy pani świetnie, a skokiem na stół jurorów w trakcie fokstrota rozwaliła pani system.

A.S.: Dziękuję. Chociaż usłyszałam też takie zdanie, że ten skok był wulgarny. Ale ja w swoim życiu nie kombinuję, nie kalkuluję, czy coś się opłaca czy nie. Ten skok po prostu urodził się w mojej głowie. Jacek (Jeschke, tancerz, partner Anity Sokołowskiej w „Tańcu z gwiazdami” – red.) od razu to podchwycił, więc stanęłam na parapecie w sali treningowej, gdzie mamy zajęcia i mówię: „łapiesz mnie”. Skoczyłam, złapał mnie i stwierdziliśmy, że to się uda. Myślę, że ten skok zrobił takie wrażenie, bo był obroniony historią, którą chciałam opowiedzieć w tym fokstrocie i emocją, która szła za nutą Rolling Stonesów. Oczywiście trudno w ciągu morderczego czasu półtorej minuty dużo pokazać, bo my jednak jesteśmy zobowiązani do wytańczenia pewnych linii do rodzaju tańca, który dostaliśmy. Ale nie ukrywam, że chcę to po prostu robić na swoich zasadach i trochę namieszać. Próbuję dać widzowi inną energię niż tylko kroki taneczne.

PAP Life: I robi to pani. Kiedy patrzy się na pani figurę, sprawność trudno uwierzyć, że ma pani 48 lat. Myślę, że wielu osobom pani imponuje, a niektórych być może zainspiruje, żeby zawalczyć o siebie.

A.S.: Jestem aktorką i przez całe życie pracuję fizycznie, więc moje ciało jest bardzo otwarte, gotowe na wszelkie wyzwania fizyczne. Przez długi czas uprawiałam sport, przez kilka lat ćwiczyłam wspinaczkę. Od nas aktorów, aktorek wymaga się dobrego wyglądu, sprawności na różnych polach fizycznym i też zmiany ról. Zdarza się, że jednego dnia jestem na planie zdjęciowym i gram w teatrze. To, co teraz pokazuję widzom, to jest po prostu zbiór moich doświadczeń. Ale też nie będę ukrywała, że wszystkie wiadomości, które dostaję odnośnie mojego wieku - że mam tyle lat, a tak się ruszam, odbieram absolutnie jak wielki komplement. Wiem, że dużo osób w moim wieku siedzi na kanapie przed telewizorem i ich jedynym ruchem jest zmienianie programów na pilocie. Więc cieszę się, że ludzie mnie doceniają. To jest naprawdę super.

PAP Life: Tańczyła pani kiedyś?

A.S.: Nie, nigdy nie tańczyłam tańca towarzyskiego, więc pierwsze kroki na sali to był dla mnie hardcore. Ale bardzo lubię muzykę, lubię tańczyć, kiedy jestem sama w domu, dla własnej przyjemności, puszczam wtedy swoje ulubione kawałki. To też jest moja cecha charakterystyczna, że tańczę tylko do tego, co mi się podoba. W tym programie trochę odkrywam siebie w takim dopasowaniu się do muzyki, która jest mi dana od strony produkcji.

PAP Life: A widzowie odkrywają Anitę Sokołowską. Inną niż Zuza z „Przyjaciółek”, serialu, w którym grała pani ponad dziesięć lat. Decyzja o odejściu z „Przyjaciółek” nie była chyba łatwa?  

A.S.: Bardzo długo się zbierałam. Myślę, że ta decyzja pączkowała we mnie co najmniej pięć lat, a może i dłużej. W pewnym momencie poczułam wielkie zmęczenie formatem, bo kręciliśmy dwie transze w roku, a to zabiera około 8 miesięcy. Musiałam rezygnować ze spektakli, nowych propozycji aktorskich, dlatego że najzwyczajniej na świecie nie miałam na to czasu. A kiedy już moje ciało zaczęło wysyłać mi sygnały, że nie czuje się dobrze tam, gdzie jestem, wiedziałam, że muszę coś zrobić. Ale jednocześnie zdawałam sobie sprawę, że odejście wiąże się z utratą pewnej wolności ekonomicznej, bo przecież serial jest potężnym zastrzykiem finansowym. Oczywiście jestem bardzo wdzięczna za ten czas pracy w „Przyjaciółkach”, bo on dał mi dużą popularność, bardzo lubię dziewczyny, z którymi grałam, zżyłam się z całą ekipę. Tylko jeśli głowa i serce i ciało podpowiadają ci, że musisz iść dalej, to trzeba słuchać. Oczywiście ryzykowałam. Wiedziałam, że wszyscy znają mnie z „Przyjaciółek” i patrzą na mnie przez pryzmat postaci, którą tam grałam. Myślą, że jestem taka jak Zuza, a tymczasem we mnie siedzą różne twarze. Czułam, że będę musiała trochę odpocząć od aktorstwa, żeby ludzie o mnie zapomnieli. Do tego doszło ryzyko próby pracy w teatrze na swoich warunkach, czyli reżyserowanie spektakli. Najpierw „Komediantki” w Teatrze Polskim w Bydgoszczy, potem „Nienasyconych” w Teatrze Garnizon Sztuki w Warszawie.

PAP Life: Po co pani reżyseria? To poszukiwanie nowej pracy?

A.S.: Nie nazwałabym tego poszukiwaniem nowej pracy, tylko poszukiwaniem nowych impulsów, żeby być świeżą w przestrzeni artystycznej i żeby móc opowiadać jakieś tematy swoją wrażliwością. Bo przecież my aktorzy jesteśmy tylko narzędziem w rękach reżysera. Ale też trochę miałam poczucie wypalenia jako aktorka. Już tak dużo zagrałam, a ponieważ staram się grać uczciwie, czyli za każdym razem na 100 proc., to poczułam zmęczenie. Bo ile można tak czerpać z siebie przy każdym spektaklu, w każdej scenie serialowej czy filmowej? Potrzebowałam na chwilę wziąć oddech. To był dobry ruch. Bo doświadczenie pracy reżyserskiej naprawdę poszerza pole patrzenia na rolę. Teraz jestem w stanie dużo głębiej opisać postać, którą mam do zagrania. 


PAP Life: Ale z aktorstwa pani nie rezygnuje?

A.S.: W żadnym wypadku. Kocham być aktorką, uwielbiam ten zawód. Teraz miałam przyjemnością pracy z Kingą Dębską w bardzo ciekawym serialu „Gra z cieniem”, który we wrześniu będzie miał premierę. Kinga, może dlatego, że jej córka Marysia jest aktorką, doskonale rozumie problemy aktorek, które są wpisywane w utarte kanony w rodzaju: ta ładna, tamta - charakterystyczna, ta do komedii romantycznej, a tamta do dramatu. Wie, że w nas drzemią różne możliwości i jestem jej bardzo wdzięczna, że obsadziła mnie w roli zupełnie nie po moich warunkach. To była świetna przygoda. Za chwilę, jak skończę „Taniec z gwiazdami”, mam propozycję zagrania w fabule, potem w wakacje kręcę film. 

A już za kilka dni, 17 kwietnia premierę będą miały trzy teledyski, w których zagrałam. Zostałam zaproszona do tego projektu przez moją przyjaciółkę Sylwię Rosak, która jest reżyserką. Powiem szczerze, byłam wtedy w trakcie reżyserowania spektaklu, więc moja głowa była pochłonięta innym tematem, ale Sylwia wystała mi storyboard, który po prostu trafił w moją wrażliwość i nie mogłam powiedzieć nie, tylko zrobiłam wszystko, żeby znaleźć pięć dni wolnego i polecieć z ekipą na Fuertę. Te teledyski są bardzo artystyczne, wręcz filmowe. Mówię o tym, bo ja ciągle szukam takich wyzwań. Moja kariera to jest takie flirtowanie z komercją. Ale tak naprawdę jestem aktorką, której zależy na poważnych wyzwaniach aktorskich, więc jeśli dostaję propozycję z kina niezależnego, zrobić z kimś etiudę czy pojechać i nakręcić teledyski, to w to wchodzę bez wahania.

 
PAP Life: Udział w „Tańcu z gwiazdami”, przyniósł już jakieś zawodowe korzyści? 

A.S.: Pojawiają się jakieś propozycje, ale na razie nie mam czasu, żeby czytać scenariusze. Mam takie przekonanie, że wszystko w życiu ma swoje miejsce i swój czas. Jestem osobą, która bardzo głęboko wchodzi w pracę i teraz jestem skupiona na „Tańcu z gwiazdami”. Poza tym zdaję sobie sprawę, że w wieku, w którym jestem, nie można robić wszystkiego, po prostu to jest niemożliwe. Mój syn ma 10 lat, muszę po treningu odebrać go ze szkoły, nakarmić, pomóc odrobić lekcje, przytulić. Jestem na takim etapie swojego życia, że nie chcę robić dużo, a chcę robić dobrze i sensownie. Ale też, żeby mi nie uciekło to, co jest najważniejsze, czyli doświadczenie wychowania mojego syna na dobrego człowieka. (PAP Life)

Rozmawiała Iza Komendołowicz

Anita Sokołowska – aktorka teatralna i filmowa, reżyserka. Podczas studiów w łódzkiej Filmówce debiutowała rolą Stefci Rudeckiej w telewizyjnej wersji „Trędowatej”. Współpracowała m.in. z Maciejem Wojtyszko, Maciejem Pieprzycą i Maciejem Dejczerem. Ma w dorobku wiele interesujących ról teatralnych, za które było wielokrotnie nagradzana. Popularność przyniosły jej role w serialach „Lekarze” i „Przyjaciółki”. Jest zwyciężczynią 14. edycji „Tańca z gwiazdami. Dancing with the Stars”. 

kgr/