"Dziwnie się trochę czułam na tym podium przed Stadio Olimpico, bo nie był grany Mazurek Dąbrowskiego, a to rzadkość, bo przeważnie to ja wygrywałam. Natomiast była fajna atmosfera ze strony Włochów, bo wygrała ich rodaczka. Miała chwilę dla siebie. Medal fajny, ciężki. Jak zawisł na mojej szyi, to przypomniał mi się medal olimpijski z Tokio z IO. Tamten też był ciężki" - powiedziała w rozmowie z PAP.
Na srebrnym krążku wygrawerowano jej nazwisko i wynik - 72,92. "To prawie dziesięć metrów bliżej od mojego rekordu życiowego, a jednocześnie rekordu świata" - mówiła z uśmiechem Polka.
"To w tym momencie nie jest ważne. Najważniejsze, że jest kolejny medal dla Polski" - oceniła.
Polscy kibice, którzy byli na dekoracji mówili reporterowi PAP, że Włoszka ma chwilę radości, ale już w Paryżu ich zdaniem, to Anita wysłucha znów Mazurka Dąbrowskiego. PAP zapytała Włodarczyk, czy wierzy w takie wróżby.
"Po wczorajszym konkursie dotarło do mnie również dużo informacji, że trzeba się mnie bać. Już raz pokazałam przed igrzyskami w Tokio, gdy słabo rzucałam, a forma jednak przyszła we właściwym momencie. Może kibice są do tego przyzwyczajeni. Na pewno dam z siebie wszystko. Wiem - a to bardzo ważne - co jest do poprawienia. Teraz przed Paryżem czeka mnie po prostu ciężka i konsekwentna praca" - powiedziała.
Zapytana, czy miała przez ostatnie dwa lata zmagań z kontuzjami chwilę, w której zwątpiła, pomyślała, że może już się nie uda wrócić, Włodarczyk zaprzeczyła.
"Da się wrócić. Jak się dało wrócić przed IO w Tokio. Teraz też wierzyłam, że się da. Operacja była poważna, bo cały mięsień był zerwany. Dzięki mojemu całemu sztabowi, który ze mną współpracuje od lat, szybko mnie postawiono na nogi. Ja zawsze sobie w ciężkich momentach przypominałam chwile przed Tokio i to, że ta droga tak samo przebiega. Dwa lata przed Tokio była kontuzja, dwa lata przed Paryżem też. Zbliżamy się na ostatnią prostą i na pewno będzie w Paryżu ciekawie" - podkreśliła Włodarczyk.
O swoim obecnym trenerze Ivicy Jakeliciu powiedziała, że to przede wszystkim "oaza spokoju".
"To człowiek z dużą dawką poczucia humoru. Jest bardzo wesoło na treningach. To nie znaczy, że nie trenujemy, ale przy ciężkiej pracy jest fajna atmosfera. Można pożartować. Gdybyśmy cały czas byli skoncentrowani na tym, co mamy zrobić, to nie da się tyle miesięcy ze sobą wytrzymać. To szkoleniowiec, z którym współpracuję niecałe cztery lata. W tych imprezach, w których startowaliśmy niepowodzenie było tylko rok temu na MŚ w Budapeszcie. W Tokio było złoto, wczoraj srebro. Czekamy na brąz? Nie wiem" - mówiła z uśmiechem.
Dodała, że współpraca polsko-chorwacka działa. Trener wylądował już dziś w Katarze i nie było go na ceremonii medalowej. Już jutro Włodarczyk spotyka się z nim w Polsce i wyjeżdżają na kolejne zgrupowanie. PAP zapytała Włodarczyk, czy planuje start na mistrzostwach świata 2025 w Tokio.
"Chciałabym bardzo wystartować na mistrzostwach świata w Tokio" - odpowiedziała wprost trzykrotna mistrzyni olimpijska. W czwarty tytuł mierzy już tego lata w Paryżu.
Włodarczyk zdobyła srebrny medal w rzucie młotem podczas lekkoatletycznych mistrzostw Europy w Rzymie. Wygrała Włoszka Sara Fantini. Brąz wywalczyła Francuzka Rose Loga.
Z Rzymu Tomasz Więcławski (PAP)
gn/