Jesienią mija rok od ujawnienia wycieków z gazociągu Nord Stream 1 i 2, które jak ustalili później prokuratorzy z Danii oraz Szwecji, powstały w wyniku sabotażu na skutek eksplozji materiału wybuchowego.
Prowadzący szwedzkie śledztwo Mats Ljungqvist jeszcze w czerwcu mówił w wywiadzie dla Szwedzkiego Radia, że prokuratura "zbliża się do końcowej fazy śledztwa, a hipoteza, że za wybuchami stoi (obce) państwo wzmocniła się". Według Ljungqvista wskazówkami są "specyficzny skład materiału wybuchowego" oraz "rodzaj łodzi" konieczny do przeprowadzenia podwodnego sabotażu. Wyraził wówczas nadzieję, że wnioski uda się przedstawić jesienią. Teraz nowy termin to koniec lub przełom roku.
Podobnie przeciąga się duńskie śledztwo, a tamtejsza opozycja w parlamencie wezwała rząd do "większej otwartości w informowaniu o postępach".
Równolegle własne dochodzenie prowadzą Niemcy. W maju szef Federalnej Służby Wywiadu (BND) Bruno Kahl osłabił nadzieje na szybkie wyjaśnienie, kto stoi za detonacjami. "Istnieją wskazówki we wszystkich możliwych kierunkach" - powiedział Kahl w Akademii Polityki Bezpieczeństwa w Berlinie.
"Zamach na Nord Stream"
Według Hovsgaarda szczególnie w Niemczech rozpowszechniana jest hipoteza jakoby za zamachem na Nord Stream odpowiedzialna była Ukraina, a do wysadzenia gazociągów posłużono się jachtem "Andromeda", który zawijał do Polski. "Uważam jednak, że to robota rosyjskich służb specjalnych. Dlaczego? Bo narracja obarczająca winą ukraińską operację organizowaną z terytorium Niemiec z powiązaniami do Polski znakomicie pasuje Putinowi. Może on powiedzieć, że oto "ukraińscy naziści" oszukali świat przy pomocy Niemiec i Polski. Wspaniała historia do skłócenia państw" - podkreśla dziennikarz.
Jak dodaje, "Putin zawsze miał udział w różnych historiach, które miały na celu wywołanie konfliktów w Europie". "On chce kontrolować źródła energii i tylko on chce decydować o ich rozdziale. W swojej książce piszę, że on chciałby zaprzyjaźnionym krajom tanio sprzedawać gaz, ale innym, na przykład Polsce i innym drogo albo wcale" - zaznacza.
W ocenie duńskiego dziennikarza "Niemcy natychmiast powrócą do robienia interesów z Rosją, jeśli tylko będzie to możliwe". "Gdy dojdzie do rozmów pokojowych i nadejdzie pokój na Ukrainie, to następnego ranka niemieccy biznesmeni już wylądują na lotnisku w Moskwie" - zauważa.
Autor nie jest jednak pewny, czy dojdzie do reaktywacji uszkodzonych nitek Nord Stream z powodu uruchomienia przez Danię i Polskę gazociągu Baltic Pipe, przesyłającego gaz ze złóż norweskich. "Po rosyjskiej inwazji na Rosję teraz właściwie wszystkie duńskie partie popierają wykorzystanie gazu ziemnego, choć początkowo część polityków była przeciwna projektowi Baltic Pipe. Duńscy politycy uważają, że wykorzystanie gazu z Norwegii jest lepszym pomysłem niż sprowadzanie LNG (skroplony gaz ziemny) statkami z Rosji albo USA" - wyjaśnia.
Hovsgaard w swojej książce "Szpiedzy, których przyniosło ocieplenie" z 2017 roku (w Polsce ukazała się w 2018 roku nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka) udokumentował, jak Władimir Putin przy pomocy grupy byłych agentów KGB i Stasi korumpował, śledził i szantażował polityków wysokiego szczebla, w tym premierów Szwecji, Finlandii, Niemiec i Danii, którzy w efekcie sprzedali się Rosji dla osiągnięcia korzyści politycznych lub osobistych. Dziennikarz przewidział, że projekt Nord Stream doprowadzi w konsekwencji do wzmocnienia Putina, konfliktu i wojny.
Dziś autor nie czuje satysfakcji, że jego obawy okazały się słuszne, a raczej jest rozczarowany postawą polityków z Danii, Niemczech, Francji oraz Włoszech, którzy chcieli z Putinem robić interesy. "W 2017 roku po wykładzie w Parlamencie Europejskim, jaki miałem na temat swoich ustaleń w sprawie Nord Stream, podeszło do mnie kilku parlamentarzystów, pytając czy nie obawiam się o swoje bezpieczeństwo. Oni rozumieli wtedy, jak Putin jest niebezpieczny i jak działa cały jego system, jak giną przedstawiciele organizacji pozarządowych i dziennikarze, ale wciąż chcieli z nim robić interesy dla korzyści własnych krajów" - podkreśla.
Hovsgaard uważa, że główni winowajcy, to oprócz byłego kanclerza Niemiec Gerharda Schroedera, to prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier, który "był blisko zarówno ze Schroederem oraz Putinem i ma zasługi w promowaniu Nord Stream". "Prezydent Steinmeier powinien ustąpić z urzędu, tego powinni domagać się Niemcy" - zaznacza.
Duński dziennikarz w swojej publikacji jako współwinnego powstaniu Nord Stream wskazuje również byłego premiera Danii Larsa Lokke Rasmussena (w latach 2009-11 oraz 2015-19), szefa duńskiej dyplomacji od jesieni 2022 roku. "Dziś jego polityka jest dokładnie taka sama, Rasmussen mówi, że powinniśmy zaakceptować Chiny i robić z nimi interesy" - podkreśla, obawiając się, że w stosunku do Rosji może być podobnie.
Daniel Zyśk (PAP)
pp/