Belgrad wypełniają graffiti nawołujące do walki o Kosowo, a stragany - wizerunki Putina [ZDJĘCIA]

2024-06-22 08:00 aktualizacja: 2024-06-22, 16:21
Przestrzeń publiczna Belgradu jest strefą nieustannej debaty politycznej oraz miernikiem stosunku Serbii do wydarzeń globalnych. Niemal na każdej ulicy można natrafić na graffiti nawołujące do walki o Kosowo, a wśród pamiątek ważne miejsce zajmują wizerunki Władimira Putina.

"Kosowo to Serbia", "Kiedy wojsko wróci do Kosowa" czy "Kosowo i Metochia na zawsze Serbią, nigdy Albanią" - to niektóre z haseł, które przypominają na murach Belgradu o stosunku Serbii do swojej byłej południowej prowincji. Wielki baner "Kosowo to Serbia" wita goszczących w kraju przyjezdnych, zdobiąc jeden z pierwszych wiaduktów przecinających drogę prowadzącą z lotniska im. Nikoli Tesli do centrum stolicy.

Serbia utraciła kontrolę nad Kosowem po kampanii zbrojnej NATO w 1999 roku i odmawia uznania ogłoszonej w 2008 roku niepodległości swojej byłej prowincji. Kosowo nadal zamieszkuje mniejszość serbska, z której część skupiona jest na terenach północnych, przy granicy z Serbią.

Stosunek niemal wszystkich Serbów do zamieszkiwanego głównie przez Albańczyków państwa jest właściwie identyczny, zarówno na poziomie politycznym, jak i społecznym. Rozmówcy PAP - również ci, którzy nie identyfikują się jako "nacjonaliści" - jednogłośnie przyznają, że "Kosowo jest i będzie częścią Serbii". "Nie chcę wojny, ale nie zgodzę się na to, żebyśmy kiedykolwiek uznali władze tymczasowe w Prisztinie" - powiedziała 27-letnia Jovana.

Innym, niemal wszechobecnym komunikatem manifestowanym na murach Belgradu jest stosunek Serbów do NATO. "Stop NATO", "Stop przemocy NATO" czy przekreślone czerwonymi pasami biało-niebieskie flagi Sojuszu (często przedstawiane razem z unijnymi gwiazdami) nawiązują do 78-dniowej kampanii nalotów, przeprowadzonej przez NATO - bez autoryzacji Rady Bezpieczeństwa ONZ - w 1999 roku na terenie Federalnej Republiki Jugosławii.

W wyniku kampanii, która miała powstrzymać wojnę toczoną w Kosowie, zginęło około 500 cywilów - szacuje organizacja pozarządowa Human Rights Watch (HRW).

Negatywny stosunek do Sojuszu rzutuje na nastawienie części Serbów do inwazji Rosji na Ukrainę. "Świat postrzega nas jako rusofili czy miłośników Putina. Chociaż tacy ludzie tutaj, ale nie tylko tutaj, istnieją, to - moim zdaniem - z bardziej przyjaznym stosunkiem (Serbów) do Rosji wiążą się przede wszystkim wspomnienia z bombardowań NATO" - zauważył w rozmowie z PAP Marko, 30-letni prawnik. "Uważam, że to właśnie negatywne skojarzenia z NATO automatycznie rodzą pozytywne skojarzenia względem 'drugiej strony', w tym wypadku Rosji" - dodał.

Szczególnym, w porównaniu z innymi częściami Europy, zjawiskiem jest popularność na straganach z pamiątkami wizerunków przywódcy Rosji Władimira Putina. Stoiska te oferują magnesy, kubki czy koszulki z twarzą człowieka odpowiedzialnego m.in. za rozpętanie wojny z Ukrainą.

"Najczęściej, a właściwie głównie, Putina kupują turyści. Nie sądzę, żeby robili to ze szczególnej sympatii do tego człowieka, ale raczej jako żart. Chcą mieć 'śmieszną' pamiątkę z Serbii" - wyjaśniła PAP Tatiana, 50-letnia sprzedawczyni upominków.

Dyktatorowi Rosji towarzyszą często na podobnych stoiskach zbrodniarz wojenny z Bośni i Hercegowiny Ratko Mladić, byli i obecni dyktatorzy Iraku i Syrii - Saddam Husajn i Baszar el-Asad, Józef Stalin, Alaksandr Łukaszenka, Kim Dzong Un czy Viktor Orban.

O znaczeniu przestrzeni publicznej w stolicy Serbii przypomniano w ostatnich tygodniach w związku z głosowaniem w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ nad rezolucją ws. ludobójstwa w Srebrenicy. Przed samym głosowaniem w mieście pojawiły się billboardy i plakaty z napisem "Nie jesteśmy ludobójczym narodem", a nad centralnym deptakiem Belgradu zawisł baner głoszący, że "jedyne ludobójstwo, jakiego dokonano na Bałkanach, było wymierzone w Serbów".

Po przegłosowaniu tekstu dokumentu, któremu głośno sprzeciwiały się władze w Belgradzie, w mieście pojawił się ogromny transparent z podziękowaniami skierowanymi pod adresem państw głosujących przeciwko rezolucji.

Z Belgradu Jakub Bawołek (PAP)

kgr/