Biały Dom: nie chcemy eskalacji i wojny z Iranem, ale odpowiemy stosownie na atak w Jordanii

2024-01-29 21:31 aktualizacja: 2024-01-30, 06:53
Rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego John Kirby, fot. PAP/EPA/YURI GRIPAS/ABACA/POOL
Rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego John Kirby, fot. PAP/EPA/YURI GRIPAS/ABACA/POOL
Nie szukamy wojny z Iranem, ani nie chcemy eskalacji, ale to był bardzo poważny atak i odpowiednio na niego odpowiemy - powiedział w poniedziałek rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego John Kirby, mówiąc o niedzielnym ataku proirańskich bojówek na siły USA w Jordanii. Dodał, że amerykańskie służby analizują poziom zaangażowania Teheranu w ataki.

"Nie szukamy wojny z Iranem. Nie dążymy do dodatkowej eskalacji napięć (...) Zamiarem wszystkiego, co dotąd robiliśmy, była próba deeskalacji tych napięć. To powiedziawszy, to był bardzo poważny atak, który miał śmiertelne konsekwencje. Odpowiemy, i odpowiemy odpowiednio" - zaznaczył Kirby. Odpowiedział w ten sposób podczas briefingu prasowego w Białym Domu na pytanie, czy prezydent rozważa uderzenia na Iran w związku z niedzielnym atakiem na siły USA w Jordanii w bazie Tower 22 przy granicy z Syrią.

Według Pentagonu, w ataku zginęło 3 żołnierzy, a rannych zostało co najmniej 40 kolejnych.

Kirby przekazał, że choć służby USA badają stopień zaangażowania Iranu w ataki, to jasnym jest, że Iran wspiera bojówki w Syrii i Iraku, które od października dokonały niemal 170 ataków przeciwko siłom USA w regionie.

"Wiemy, że oni ich wspierają. Wiemy, że dostarczają im zasobów. Wiemy, że ich szkolą. Wiemy, że z pewnością nie odradzają im tych ataków, czy to ataków Huti, czy tego, co zrobił Hamas 7 października, czy tego, co potrafi robić Hezbollah. I oczywiście tego, co teraz te milicje nadal robią w miejscach takich jak Irak czy Syria" - powiedział Kirby.

Zaznaczył jednak, że nie będzie zapowiadał z wyprzedzeniem i "zapowiadał ciosów" USA . Odrzucał też zarzuty o tym, że strategia administracji Bidena polega na "appeasmencie" Teheranu i że tylko zachęca Iran do kolejnych ataków ze względu na brak poważnych konsekwencji. Kirby przypomniał, że administracja Bidena nałożyła ponad 500 sankcji na Iran, zaś uderzenia odwetowe na milicje atakujące amerykańskich żołnierzy były dotąd poważne i skuteczne i "miały definitywny wpływ na degradację i zakłócanie działalności niektórych z tych grup".

Jak powiedziała w poniedziałek zastępczyni rzecznika Pentagonu, Sabrina Singh, nie ustalono dotąd, która konkretnie grupa jest odpowiedzialna za atak. Dodała jednak, że uderzenie "z pewnością ma ślady Kataib Hezbollah", działającej w Iraku bojówki, która wielokrotnie wcześniej atakowała siły USA. Singh poinformowała, że Dowództwo Centralne Stanów Zjednoczonych (CENTCOM) bada okoliczności zamachu oraz typ użytego do niego drona.

Według "Wall Street Journal" i Politico, wrogi dron nie został zestrzelony, bo leciał za amerykańskim bezzałogowcem, który w tym samym czasie wracał do bazy.

"Widziałam te doniesienia, to jest coś, czemu przygląda się Dowództwo Centralne" - powiedziała Singh. Zaznaczyła jednocześnie, że poza faktem zabicia amerykańskich żołnierzy, niedzielne uderzenie nie różniło się zbytnio od prawie 170 innych, które do tej pory nie wywoływały poważnych obrażeń żołnierzy ani szkód dla infrastruktury.

Ofiary ataku to żołnierze rezerwy sił lądowych USA z Georgii. Brali oni udział w misji USA przeciwko Państwu Islamskiemu.

 

Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)

sma/