Białystok. Pół roku więzienia za wyrzucenie psa przez balkon

2024-04-29 16:20 aktualizacja: 2024-04-30, 08:44
Kajdanki. Fot. PAP/Andrzej Lange
Kajdanki. Fot. PAP/Andrzej Lange
Pół roku więzienia - to prawomocny już wyrok dla 43-letniej kobiety za znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem nad psem. Zwierzę, które należało do jej konkubenta, wyrzuciła z balkonu. Sąd Okręgowy w Białymstoku oddalił jej apelację i utrzymał karę bezwzględnego więzienia.

Do zdarzenia doszło pod koniec lutego ub. roku w centrum Białegostoku. Sytuację zaobserwowała osoba, która przechodziła obok i z jej relacji wynikało, że na balkon na drugim piętrze kamienicy wyszła kobieta, wyrzuciła psa, po czym schowała się do środka. Zwierzę upadło na chodnik.

Prowadzący sprawę białostoccy policjanci ustalili, że psa rasy foksterier wyrzuciła 43-latka, która mieszkała w tym mieszkaniu. Badanie alkomatem wykazało, że miała blisko 2 promile alkoholu w wydychanym powietrzu. Kobiecie postawiono zarzut znęcania się nad zwierzęciem ze szczególnym okrucieństwem.

W śledztwie przyznała się. Przed sądem pierwszej instancji mówiła jednak, że zupełnie tej sytuacji nie pamięta z powodu spożytego alkoholu. Zapewniała, że świadomie nie skrzywdziłaby psa, który należał do jej ówczesnego konkubenta. W domu był też drugi pies, należący do niej. "Albo się potknęłam, albo się zachwiałam, bo byłam pijana" - mówiła wtedy oskarżona. Prokuratura uważa, że kobieta wyrzuciła psa być może ze złości, po kłótni z konkubentem, do którego zwierzę należało.

Sam upadek z wysokości drugiego piętra pies przeżył, ale ostatecznie został uśpiony. Okazało się bowiem, że 14-letnie zwierzę było zaniedbane i nie leczone (m.in. z niewydolności nerek). Prokuratura chciała kary pół roku więzienia bez zawieszenia i taki wyrok przez sądem rejonowym zapadł. Sąd orzekł też 10-letni zakaz posiadania jakichkolwiek zwierząt i 3 tys. zł nawiązki na rzecz białostockiego oddziału TOZ.

Apelację złożyła sama oskarżona; chciała kary w zawieszeniu. W jej ocenie, doszło nie do przestępstwa, a do nieszczęśliwego wypadku po alkoholu. W apelacji napisała, że chodzi teraz na terapię psychologiczną i antyalkoholową, zaczęła pracować, zapewniała też, że nigdy celowo nie skrzywdziłaby zwierzęcia. Utrzymania wyroku chciała prokuratura oraz Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami, które miało w sprawie status oskarżyciela posiłkowego.

Sąd Okręgowy w Białymstoku apelację 43-latki oddalił i karę utrzymał. Tłumaczenia, jakoby doszło do nieszczęśliwego wypadku, uznał za linię obrony; odwoływał się do zeznań naocznego świadka wyrzucenia zwierzęcia przez balkon. W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Dorota Niewińska zwracała uwagę, że oskarżona zupełnie nie zareagowała na to, co się stało, nie zainteresowała się losem psa i nie próbowała udzielić mu pomocy.

"To zachowanie całkowicie sprzeczne z tym, co deklaruje oskarżona, a mianowicie z przypadkowością zdarzenia oraz tym, że nigdy nie wyrządziłaby krzywdy zwierzęciu" - uzasadniała sędzia. Uznała, że nie można w tej sprawie mówić o rażącej niewspółmierności (surowości) kary. Mówiła też, że kara - również w odbiorze społecznym - ma być jasnym, jednoznacznym sygnałem, że takie zachowanie "nie może być akceptowane, a posiadanie zwierząt wiąże się z koniecznością takiego zachowania, aby nie dopuścić do zadawania im bólu i cierpień".

"Społeczeństwo musi otrzymać jasny sygnał, iż to, jak człowiek zachowuje się wobec zwierząt, świadczy o jego człowieczeństwie" - mówiła sędzia. Podkreślała, że stan nietrzeźwości nie był okolicznością łagodzącą, a obciążającą.(PAP)

autor: Robert Fiłończuk

kh/