Tadeusz Różewicz w dramacie opisał - znane sobie z własnego doświadczenia - życie w oddziale partyzanckim AK podczas niemieckiej okupacji, nie skrywając jego mrocznych stron.
Różewicz na kartach dramatu opowiedział historię Walusia, chłopaka ze wsi, który podejrzany za rabunek i gwałt zostaje skazany na śmierć, a potem rozstrzelany przez kolegów. „Ta sztuka narobiła zgiełku, rabanu. Nawet ludzie mu (Różewiczowi – PAP) przychylni, jak Marta Fik nie mogli sobie wyobrazić, że Waluś jest głównym bohaterem. To nie jest postać; to antypostać. Prymityw, choć najprawdopodobniej nie zrobił tego, co mu zarzucano. (…) Różewicz nie ocenia, ale składa relację trudną, nie hagiograficzną. Poeta nie jest historykiem. Ma prawo do swoje widzenia świata” – powiedział w środę PAP Janusz Opryński.
Wystawienia kontrowersyjnego dzieła jako pierwszy podjął się Tadeusz Łomnicki w Teatrze na Woli w 1979 roku. Jedenaście lat później zmierzył się z nim Kazimierz Kutz w Teatrze Telewizji. Po tej realizacji Różewicz zabronił kolejnych wystawień. Spektakl wywołał bowiem skrajne emocje wśród weteranów AK. Po wielu latach zgody udzielił Mazurkiewiczowi i Opryńskiemu, którzy w 2003 roku wystawili go w lubelskim Teatrze Provisorium.
Reżyserski duet po ponad dwóch dekadach postanowił ponownie się zmierzyć z dramatem, na co otrzymał zgodę Julii Różewicz, wnuczki poety i spadkobierczyni praw autorskich. Tym razem sceną będzie Teatr Polski w Bielsku-Białej, któremu Witold Mazurkiewicz dyrektoruje.
Jak sam powiedział w środę, wielu twórców zabiegało o możliwość wystawienia sztuki, ale nie uzyskali zgody. Wskazywał, że Julia Różewicz nie godziła się na realizacje zbyt kontrowersyjne, jak choćby ta, w której partyzantami miały być same kobiety.
„Zrozumiałem, dlaczego Julia Różewicz nie dawała zgody. Rozumiejąc wolność artystyczną jak najpełniej, poeta mógłby się przewracać w grobie. Są granice traktowania tego tekstu. My dostaliśmy zgodę na pewnego rodzaju reaktywację spektaklu (z Lublina – PAP). Pani Julia zgodziła się zakładając, że niewiele zmienimy. Staraliśmy się tego słowa dotrzymać. (…) Nowi będą aktorzy, o wiele lepsi niż wtedy. (…) Jest nieco inna dramaturgia, nieco inna adaptacja. Formalna strona została zachowana” – podkreślił Witold Mazurkiewicz.
Janusz Opryński, pytany o aktualność przekazu Różewicza w czasach, gdy weterani – wśród których szczególnie wzbudziła sztuka emocje - odeszli, a dla współczesnego widza II wojna jest zamierzchłą przeszłością, wskazał, że „Do piachu” jest rzeczą uniwersalną.
„Naszym novum w odczytaniu Różewicza jest to, że włożyliśmy fragmenty +Pieśni o miłości i śmierci korneta Krzysztofa Rilkego+ Reinera Marii Rilkego. W spektaklu jest to śpiewane przy lirze korbowej. Wskazujemy przez to, że wojny są zawsze i mają okrutne cechy. (…) Dziś na widowni zasiądzie inne pokolenie, ale ono każdego dnia atakowane jest obrazami wojny na Ukrainie. Nie musza niczego odkrywać. To jak ze światem szekspirowskim: wydaje się odległy, ale tak nie jest” – powiedział Opryński.
Zwrócił też uwagę na nowe konteksty w odczytaniu „Do piachu”. „Życie przez ponad 20 lat dopisało wiele nowych kontekstów; mamy choćby wątek Żołnierzy Wyklętych. Mamy też teraz kontekst wojny” – mówił reżyser.
Obaj reżyserzy podkreślili, że w spektaklu zarówno autor, jak i oni, nie mają intencji, by opowiadać się którejś ze stron politycznych, czy stanąć za którymś z mitów historycznych. „My uważamy, że wielki humanista Różewicz, 20-latek z książką Juliusza Słowackiego +Król-Duch+ pod pachą, człowiek o takiej wrażliwości, trafił do partyzantki w sam środek piekła, gdzie się zabija, gwałci. On z tego raportuje. My, jako artyści teatru, próbujemy tylko znaleźć formę, żeby to opowiedzieć i pochylić się nad wielkością Różewicza” – wyjaśnił Janusz Opryński.
Widzowie na scenie zobaczą Sławomira Miskę, Tomasza Lorka, Grzegorza Sikorę, Piotra Gajosa, Michała Czadernę, Adama Myrczka i Grzegorza Margasa.
To trzecia premiera Teatru Polskiego w tym sezonie. Pokazano już broadwayowski hit - „Kabaret”, a także spektakl „Poszukiwany, poszukiwana” na podstawie popularnej komedii filmowej Stanisława Barei i Jacka Fedorowicza o tym samym tytule.
Bielski teatr powstał w 1890 r. Pierwszą premierą był szekspirowski "Sen nocy letniej". Do końca II wojny światowej działał jako zawodowa scena niemiecka, a od 1945 r. jako polska. (PAP)
Autor: Marek Szafrański
gn/