Brytyjskie media podają we wtorek, że pierwszą firmą, która przyznała, że problem istnieje, jest sieć Sainsbury's. W jednym z jej supermarketów pojawiła się informacja: "Doświadczamy problemów z dostawami, które wpływają na ogólnokrajową podaż czarnej herbaty. Przepraszamy za wszelkie niedogodności i mamy nadzieję, że wkrótce wrócimy do pełnej podaży". Później jednak firma potwierdziła, że problem dotyczy całej branży.
Potem firma Tetley Tea, drugi co do wielkości brytyjski producent herbaty, przyznała, że codziennie monitoruje dostawy herbaty, ponieważ import w związku z zakłóceniami na Morzu Czerwonym jest znacznie mniejszy, niż by chciała. Firma dodała jednak, że ma nadzieję nadal zaspokajać normalny popyt dzięki zapasom zgromadzonym w magazynach.
Brytyjskie Konsorcjum Handlu Detalicznego (BRC) podało, że zaobserwowało "pewne zakłócenia" w dostawach niektórych rodzajów czarnej herbaty, ale wyraziło opinię, że ich wpływ na konsumentów będzie minimalny.
Wielka Brytania, będąca piątym co do wielkości importerem herbaty na świecie, pozyskuje ponad połowę importowanej herbaty z Kenii i Indii, co uzależnia ją od szlaku przez Morze Czerwone. Liście herbaty są wysyłane do Wielkiej Brytanii w celu przetworzenia i zapakowania. Według Instytutu Eksportu i Handlu Międzynarodowego (IEIT) Wielka Brytania jest dziesiątym największym na świecie eksporterem herbaty.
Ataki rebeliantów Huti na Morzu Czerwonym spowodowały, że duża część przedsiębiorstw żeglugowych przekierowuje dostawy na trasę wokół Afryki. To jednak wydłuża czas transportu o około 10–14 dni i zwiększa koszty. Brytyjskie siły zbrojne kilka razy wzięły udział, wraz z amerykańskimi, w nalotach na pozycje Huti.
Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)
gn/