Atmosfera szoku i niedowierzania towarzyszyła światu sportów motorowych, gdy prezenter BBC Murray Walker obwieścił: "Kierowca wyścigowy Ayrton Senna zginął podczas Grand Prix San Marino".
Miało to miejsce zaledwie kilka godzin po tragicznym wypadku. Trzykrotnego mistrza świata udało się wydobyć z wraku bolidu teamu Williams. W stanie śmierci klinicznej trafił do kliniki Maggiore w Bolonii. Lekarze stwierdzili rozległe urazy czaszki, a po kilku godzinach sztucznego podtrzymywania życia - całkowity zanik pracy mózgu. Po konsultacjach z rodziną wyłączono aparaturę medyczną.
Senna prowadził w wyścigu przez kilka pierwszych okrążeń, ale w pewnym momencie jego bolid uderzył w barierę otaczającą tor na zakręcie o nazwie Tamburello. Brazylijczyk stracił panowanie nad pojazdem jadącym z prędkością przekraczającą 230 km/godz.
"To było tak, jakbyśmy na żywo oglądali ukrzyżowanie Jezusa" - mówił ówczesny szef Formuły 1 Bernie Ecclestone.
Po tym wypadku przerwano wyścig na ponad godzinę. W tym czasie organizatorzy zdecydowali, że zamiast planowanych 61 okrążeń, kierowcy pokonają 53 rundy.
"Kiedy zobaczyliśmy ten wypadek na monitorach w naszym studiu, zapanowała absolutna cisza. Przez dłuższą chwilę nie byłem w stanie wypowiedzieć żadnego słowa. Zresztą wszyscy byli ogromnie zszokowani. Nawet dzisiaj wspomnienia tamtego dnia budzą we mnie nieprzyjemne odczucia" - wspominał Henry Hope-Frost, który prowadził w studio telewizji Canal+ transmisję z wyścigu.
To nie była wówczas jedyna tragiczna informacja z włoskiego toru. Dzień wcześniej w kwalifikacjach życie stracił 33-letni Austriak Roland Ratzenberger, a w trakcie treningów do szpitala trafił rodak Senny - Rubens Barrichello. Nie stwierdzono u niego poważniejszych obrażeń, ale Brazylijczyk nie wystartował w wyścigu.
"Właśnie dzisiaj, kiedy wypadek miał Roland, zdałem sobie sprawę z tego, jak często balansujemy na granicy życia i śmierci. Teraz po raz pierwszy spostrzegłem, że siedząc w samochodzie cały się trzęsę. Patrzyłem w monitor, kiedy zaczęli wyciągać Ratzenbergera z samochodu. Gdy zobaczyłem jak to wszystko wygląda, wiedziałem, że jest bardzo źle" - mówił na dzień przed śmiercią Senna, któremu także doradzano zaprzestanie startów w Formule 1.
Brazylijczyk, który wywalczył w sobotę pole position, po wypadku Ratzenbergera nie wrócił już na tor do końca sesji kwalifikacyjnej i jeszcze w jej trakcie udał się do hotelu.
"Nie chciał z nikim rozmawiać, nawet kolację zamówił do pokoju. Opuścił go dopiero rano i zszedł na śniadanie. Nawet w niedzielę, podczas przygotowań do wyścigu, widać było u niego przygnębienie spowodowane tamtymi wypadkami" - wspominał później jego partner z zespołu, Brytyjczyk Damon Hill.
Trzy lata po śmierci Senny w okolicach wirażu Tamburello, w obecności ambasadora Brazylii, odsłonięto pomnik, pod którym kibice składali kwiaty i zapalali znicze.
"Roland Ratzenberger i Ayrton Senna nie stracili życia na darmo. Sport zareagował po ich śmierci i zmienił wiele rzeczy, które poprawiły bezpieczeństwo" - zaznaczył obecny szef F1 Stefano Domenicali.
Senna, urodzony 21 marca 1960 roku w Sao Paulo, wystartował w 161 wyścigach Grand Prix Formuły 1 w barwach czterech różnych ekip: Tolemana (w 1984 r.), Lotusa (1985-87), McLarena (1988-93) oraz Williamsa (1994).
Zadebiutował w F1 w ojczyźnie, ale tej rywalizacji nie ukończył. Pierwsze zwycięstwo odniósł w Portugalii w 1985 roku, a ostatnie - w Australii osiem lat później.
W sumie na najwyższym stopniu podium stanął 41 razy. Przez długi czas był rekordzistą pod względem liczby wywalczonych pole position - miał ich 65. Jego wynik poprawił dopiero w 2006 roku Niemiec Michael Schumacher.
W Wałbrzychu od 2015 roku jest ulica Ayrtona Senny, przy której trzy lata temu stanął pomnik wybitnego kierowcy. Przy niej siedzibę ma też Muzeum Górnictwa i Sportów Motorowych. Za wszystkimi tymi inicjatywami stoi Jerzy Mazur, pierwszy polski kierowca, który w 1988 roku - jadąc Starem 266 - ukończył rajd z Paryża do Dakaru.(PAP)
kgr/