Były minister obrony: dostawy broni z Zachodu są zbyt powolne dla otrzymania przewagi ogniowej w wojnie przeciw Rosji

2023-09-19 07:07 aktualizacja: 2023-09-19, 11:41
Walki w Bachmucie. Fot. PAP/EPA/STRINGER
Walki w Bachmucie. Fot. PAP/EPA/STRINGER
Słabe tempo dostaw uzbrojenia z Zachodu sprawia, że choć ofensywa Sił Zbrojnych Ukrainy „powoli, ale postępuje”, to nie mogą one zdobyć wystarczającej przewagi ogniowej w wojnie z Rosją – ocenił w rozmowie z PAP Andrij Zahorodniuk szef kijowskiego Centrum Strategii Obronnych i ukraiński minister obrony Ukrainy w latach 2019-2020.

„Tak, uzbrojenie jest nam przekazywane, ale dostarczane jest bardzo długo. Zbyt wiele czasu mija od decyzji o wydaniu broni do chwili jej przekazania, dlatego nie możemy dziś uzyskać przewagi ogniowej” – powiedział PAP Zahorodniuk.

„Musimy wyrabiać własne uzbrojenie. Możemy produkować je u siebie, czy u was w Polsce, ale drogi dostaw powinny być znacznie skrócone” – wskazał.

Brak sprzętu spowalnia tempo kontrofensywy sił ukraińskich, które nie dysponują wystarczającymi zasobami, niezbędnymi do pokonania linii rosyjskich umocnień. Największe problemy wywołują pola minowe, pozostawione przez przeciwnika – wyjaśnił były minister.

„Miny są realnym problemem, bo nie pozwalają na szerokie użycie pojazdów i nie ma technicznego rozwiązania tego problemu. Czyli nie mamy dziś sprzętu do rozminowywania, choć może pojawi się on niebawem. Pojazdy wybuchają na polach minowych, dlatego żołnierze muszą iść pieszo” – podkreślił.

W takiej sytuacji ukraińskie wojska wstępują w bezpośredni kontakt ogniowy z wrogiem, walcząc z nim na odległość kilkunastu-kilkudziesięciu metrów.

„Jest to niezwykle brutalny sposób prowadzenia wojny. Dochodzi do bezpośredniego kontaktu ogniowego z przeciwnikiem. To przypomina czasem drugą wojnę światową. A dzieje się tak tylko dlatego, że nie mamy zasobów, które pozwoliłyby na utrzymywanie ognia na dalekim dystansie” – zaznaczył.

Zahorodniuk przyznał jednak, że choć ofensywa jest powolna, to cały czas postępuje. Ukraińska armia kontynuuje działania na południowej części frontu w obwodzie zaporoskim, chcąc dotrzeć do Morza Azowskiego i przeciąć w ten sposób lądowy korytarz dostaw sił rosyjskich na Krym.

„Kontrofensywa jest powolna, ale stale postępuje. Cały czas trwa ruch. Perspektywa przecięcia korytarza istnieje, choć jest ciężko. W pierwszej kolejności należy pokonać linie umocnień, bo za nimi może być znacznie mniej Rosjan, niż tam, gdzie dziś trwają walki” – powiedział.

Rosjanie podejmują przy tym starania o przejęcie inicjatywy na północno-wschodnich odcinkach frontu.

„Na północnym wschodzie starają się stworzyć drugi front, by odciągnąć nasze siły. Zebrali tam ogromne ugrupowanie, które stara się przebić przez naszą obronę. Na razie im się to nie udaje i sądzę, że się nie uda” – podkreślił.

Zahorodniuk skomentował oczekiwania Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Ukrainy, że w Rosji i na okupowanych przez nią terenach Ukrainy najpewniej odbędzie się wkrótce masowa mobilizacja. Były minister stwierdził, że nie rozwiąże ona problemów Rosjan na froncie.

„Oni rzeczywiście szykują się do mobilizacji. Ale jeśli nawet ją przeprowadzą, to będą mieli jedynie dodatkowych ludzi. Będą potrzebowali oficerów, żeby ich przeszkolić. Rosjanie nie mają sił na jakieś wielkie natarcie, choć bardzo tego pragną. Dlatego będą dążyli do tego, by wspólnota międzynarodowa naciskała na Ukrainę, by siąść do stołu rozmów. Ukraina zaś nie zgodzi się na to, bo nie ma z kim negocjować” – powiedział.

Ekspert wskazał, że Rosja zamierza doprowadzić do tymczasowego rozejmu „by złapać oddech i zebrać rezerwy do kolejnego ataku. „Oni ani na chwilę nie odrzucili idei zgładzenia Ukrainy, ale teraz nie mogą tego zrobić” – podkreślił.

„Rosja jest dla nas zagrożeniem egzystencjalnym i będzie nim do czasu, gdy będzie widziała, że Ukraina nie jest gotowa do jej powstrzymania” – podsumował Zahorodniuk w rozmowie z PAP.

Z Kijowa Jarosław Junko (PAP)

jc/