Córki wspominają wybitnego fotografa. "Moje przyjaciółki pozowały ojcu do aktów" [NASZE WIDEO]

2024-06-26 07:10 aktualizacja: 2024-06-27, 08:08
‚,Akt wielokrotny’’ Edwarda Hartwiga
‚,Akt wielokrotny’’ Edwarda Hartwiga
Fotografia w naszym domu była królową sztuk pięknych. Właściwie fotografie były wszędzie, łącznie z podłogą – wspominają w specjalnej rozmowie dla PAP.PL córki jednego z najbardziej znanych na świecie polskich fotografików, zmarłego w 2003 r. Edwarda Hartwiga, Ewa Hartwig-Fijałkowska i Danuta Hartwig-Saulewicz.

Jak relacjonuje Hartwig-Fijałkowska, gdy ojciec szykował wystawę czy zdjęcia do albumów, układał zdjęcia na podłodze mieszkania Hartwigów w al. Jerozolimskich 31, gdzie jednocześnie znajdowała się jego pracownia. W ten sposób postępował też susząc zdjęcia mniejszych formatów, by się wyprostowały. „Rzucało się je na podłogę, także trzeba było bardzo uważnie chodzić. Śmiałam się, że ojciec depcze swoją pracę” – żartuje nasza rozmówczyni.

Hartwig był artystą wszechstronnym, łączył w pracach fotografię i grafikę, jego zainteresowania były bardzo szerokie, obejmowały zarówno pejzaż, jak i portret, fotografią teatralną, architekturę... Początki jego pracy artystycznej ściśle wiążą się z Lublinem, w późniejszych latach przeniósł się do stolicy. „W pewnym momencie ojcu po prostu zrobiło się za ciasno w Lublinie, więc zdecydował się na wyjazd do Warszawy. Mieszkanie wydawałoby się, że było duże, jak na tamte czasy, bo miało 94 metry kwadratowe, ale 2/3 jego powierzchni zajmowała pracownia” – opowiada nam córka Hartwiga.

Spałyśmy z siostrą w dużym pokoju, na rozkładanej amerykance. Jednocześnie tam funkcjonowało atelier, ojciec przyjmował gości i ich fotografował. Jedno okno było na stałe zaciemnione, bo światło, jak ojciec portretował, było niewskazane. Wszędzie były rozłożone statywy, aparaty czy olbrzymi bęben do suszenia zdjęć do formatu 50 na 60” – słyszymy.

„Ciemnia była zajęta właściwie dzień i noc, bo ojciec miał stale jakieś pomysły” – mówi PAP.PL Hartwig-Fijałkowska. „Duże powiększenia po naświetleniu ojciec wywoływał ręcznie, w specjalnych uchwytach, przesuwał taką rolkę w tę i z powrotem, a później te zdjęcia były płukane w łazience” – odsłania kulisy pracy mistrza fotografii jego córka.

Nie było dnia, żeby ojciec nie fotografował, nawet jak szedł po zakupy, to brał do kieszeni aparat. Kiedyś wybierał się do brata na cmentarz, jechał tramwajem i zobaczył poszarpane plakaty, więc przerwał podróż, wrócił do domu po aparat i tak zaczął fotografować kolor” – opisuje jednego z przypływów natchnienia Hartwiga.

Żona Edwarda Hartwiga, Helena, matka sióstr, również była artystką-fotografką, brała udział w krajowych i międzynarodowych konkursach fotograficznych, zyskując duże uznanie. „Jest takie powiedzenie, że za sukcesem każdego mężczyzny stoi kobieta i w tym wypadku też tak było. Nasza mama poświęciła karierę dla rodziny, a ojciec piął się w górę, ale zrobiła to świadomie” – wskazała Ewa Hartwig-Fijałkowska. Jak oceniła, jeżeli chodzi o liczbę fotografii, jakie wykonał w trakcie swojego życia Hartwig, właściwie trudno ją określić. „Porządkowałam archiwum ojca, częściowo  segregowała je mama, to była syzyfowa praca, bo on, jak każdy artysta, nie był dokładny, tylko wszystko się jakoś kręciło. Tematyka była bardzo różnorodna: teatr, tata fotografował wszystkie premiery w Warszawie, ale też w Polsce, interesował go też m.in. pejzaż, Warszawa - można powiedzieć, że pobił rekord, jeżeli chodzi o ilość w fotografii. Co najważniejsze, nigdy się na nikim nie wzorował, po prostu robił to, co mu mówiła własna intuicja” – podkreśla. 

Jak wskazują nasze rozmówczynie, przez mieszkanie Hartwigów przewinęła się cała plejada gwiazd kultury i sztuki, bywała u nich m.in. aktorka Kalina Jędrusik, prezenterka telewizyjna Irena Dziedzic, filmowiec Leonard Zajączkowski czy pisarz Jan Parandowski. „Myśmy bardzo kochały to miejsce, było bardzo dużo ciekawych ludzi, zawsze żeśmy podglądały, jak ktoś przychodził” – słyszymy od Hartwig-Saulewicz.

"Jak miałam 16-17 lat ojciec prosił, żebym mu pomagała przy zdjęciach, kazałam np. kobietom, patrzeć wyżej, bo oczy wtedy były większe, piękniejsze" - relacjonuje.

Poniżej mieszkania Hartwigów w tej samej kamienicy działała słynna kawiarnia Kopciuszek, gdzie lubili spotykać się przedstawiciele świata kultury. Jak relacjonują nasze rozmówczynie, wieczorami po takich spotkaniach artyści odwiedzali ich rodziców. "Adolf Dymsza bardzo lubił przychodzić. Pamiętam też Tadeusza Olszę, także masa innych aktorów" – wspomina Hartwig-Saulewicz.

Wedle relacji córek, Edward Hartwig był duszą towarzystwa. „Wszyscy ojca uwielbiali, był bardzo wesoły, kontaktowy i kochał kobiety” – wspomina Danuta Hartwig-Saulewicz, która była modelką ojca. „Tata bardzo lubił mnie fotografować, muszę się pochwalić, np. zrobił mi piękne zdjęcie w naszym saloniku czy w Jugosławii zawijał mnie w prześcieradła i robił mi zdjęcia - te zdjęcia były pokazywane w Zachęcie" - opowiada.

Jak nam zdradza, jej koleżanki z Londynu także chętnie pozowały ojcu... do aktów. „Jedna z nich miała futro z małp. Jest takie zdjęcie: ona stoi tyłem a z boku jest to futro z małp, takie poszarpane. To robi niesamowite wrażenie. Na innym zdjęciu z jej siostrą panie tańczą nago, ojciec zrobił takie małe odbiteczki z daleka. Przepiękne zdjęcie! A one były takie dumne, że mogą pozować mojemu ojcu!" - wspomina Hartwig-Saulewicz.

A Hartwig-Fijałkowska przywołuje inną fotografię, która jeszcze nie ujrzała światła dziennego: "Zastanawiałam się, czy ją pokazać. To bardzo odważne zdjęcie, wykonane przez ojca samowyzwalaczem. On stoi w ubraniu, w czarnym płaszczu, a przed nim stoi modelka". "Tak też mam to zdjęcie w domu. To właśnie moja przyjaciółka z Londynu" - dopowiada jej siostra.

Edward Hartwig chciał zostać malarzem a zdjęcia nazywał „obrazami fotograficznymi. „Malarstwa uczył się prywatnie, ponieważ w Lublinie nie było żadnej szkoły plastycznej. Zachowały się jego trzy obrazki, które wiszą u mnie w domu. Nie mogę krytykować, bo przecież to dzieła ojca i wspaniała pamiątka, ale  myślę, że dobrze, że wybrał zdjęcia, bo w malarstwie nie doszedłby do tego, co osiągnął w fotografii” – podsumowuje w rozmowie z PAP.PL córka artysty.

Autorka: Joanna Stanisławska-Zdyb

kno/