Czerkawski przed ruszającymi w piątek mistrzostwami świata: chciałbym reprezentacji zostawiającej serce na lodzie

2024-05-10 10:57 aktualizacja: 2024-05-10, 12:00
Maciej Kruczek (P) i były hokeista reprezentacji Polski i ligi NHL Mariusz Czerkawski (L). Fot. PAP/Zbigniew Meissner
Maciej Kruczek (P) i były hokeista reprezentacji Polski i ligi NHL Mariusz Czerkawski (L). Fot. PAP/Zbigniew Meissner
"Chciałbym zobaczyć reprezentację walczącą, zostawiającą serce na lodzie, grającą z animuszem i odwagą” – przyznał w wywiadzie dla PAP Mariusz Czerkawski, były hokeista m.in. klubów NHL przed ruszającymi w piątek mistrzostwami świata elity, w których Polacy zagrają po raz pierwszy od 22 lat.

Polska Agencja Prasowa: Czego oczekuje pan od reprezentacji Polski na tym turnieju?

Mariusz Czerkawski: Na pewno chciałbym zobaczyć reprezentację walczącą, zostawiającą serce na lodzie, grającą z animuszem i odwagą. Nie ma co się bać rywali, bo w meczach sparingowych ze Słowacją i Dania, czyli zespołami grającymi regularnie w elicie, nasz zespół swoje już przeszedł. Teraz zawodnicy już widzą "czym to się je", bo większość naszych hokeistów nie miała wcześniej okazji grać z takimi rywalami. Oczywiście, przede wszystkim jest nadzieja, że uda się utrzymać, bo to cel podstawowy.

PAP: Mistrzostwa świata Elity mają dość specyficzny regulamin. Czasem wystarczy wygrać jeden mecz, aby się utrzymać. Czy pana zdaniem Polska powinna skupić się przede wszystkim na spotkaniach z Francją i Kazachstanem, z którymi teoretycznie są największe szanse na nawiązanie wyrównanej walki?

M.Cz.: Uważam, że bardzo ważny będzie także pierwszy mecz z Łotwą. Na pewno należy go potraktować super poważnie. Każdy przeciwnik jest bardzo wymagający i w każdym meczu należy zagrać solidnie, ale wiadomo, że są zespoły, z którymi mamy większe szanse i takie, z którymi te szanse są zdecydowanie mniejsze, jak: Szwecja, Słowacja czy USA. Zawodnicy i nasz sztab szkoleniowy zdają sobie sprawę, że spotkania z Łotwą, Kazachstanem i Francją będą dla nas na pewno kluczowe.

PAP: Oglądał pan mecze sparingowe biało-czerwonych? Czy ten ostatni sprawdzian z Danią, choć przegrany 1:3, dał jakieś powody do optymizmu? Czy był to krok do przodu po porażce 1:6 ze Słowacją?

M.Cz.: Na pewno tak. Każdy mecz z dobrym rywalem podnosi standardy naszej gry. Martwi na pewno brak skuteczności. Cały czas brakuje podniesienia krążka nad parkanem bramkarza, uderzeń koło ucha. Zawodnicy nie mogą oddawać byle jakich strzałów, trzeba w ten krążek włożyć trochę "trucizny", aby go posłać do siatki. Oczywiście, łatwiej to powiedzieć niż zrobić, ale zawsze jakaś bramkę musimy zdobyć, żeby wygrać mecz, bo nie ma co liczyć na bezbramkowy wynik i karne. Oczywiście, było sporo pozytywnych rzeczy. Dobra jazda, poprawna gra w defensywie, ale dalej łapiemy kary i robimy o kilka błędów za dużo, co może nas kosztować porażkę.

PAP: Pewnym zaskoczeniem dla kibiców hokejowych był brak powołania na turniej Arona Chmielewskiego, który od kilku lat gra w czeskiej ekstraklasie. Jak ocenia pan tę decyzję?

M.Cz.: Z jakiegoś powodu trener Robert Kalaber nie zdecydował się na Arona. Miał on za sobą trudny sezon, bo długo leczył kontuzje i nie był w rytmie meczowym. Trener doszedł do wniosku, że postawi na innych zawodników, a nie na Chmielewskiego czy Damiana Kapicę. Zobaczy, czy to była trafna decyzja. Na pewno nie była łatwa dla trenera, ale taki jest jego zawód.

PAP: W kadrze znalazł się Krzysztof Maciaś, jeden z najbardziej utalentowanych polskich hokeistów, który ma za sobą sezon gry w Prince Albert Raiders, czyli klubie występującym w jednej z najmocniejszych juniorskich lig na świecie. Mówi się, że ma nawet szanse załapania się do draftu NHL. Jak pan postrzega jego potencjał?

M.Cz.: Dla niego występ w mistrzostwach świata Elity to ogromna szansa. Rozwija się dobrze, mam nadzieję, że będzie coraz lepszy, szczególnie gdy dorzuci jeszcze kilka kilogramów masy. Zyska doświadczenie, siłę i szybkość. Może być naprawdę kompletnym hokeistą. Widać, że dobrze walczy pod bandami, potrafi chronić krążek. Jest aktywny, potrafi najeżdżać na bramkę, ma przegląd sytuacji na lodzie. Na MŚ będzie mnóstwo skautów różnych klubów, także NHL. To może być dla niego fajna trampolina. Mam nadzieję, że to go nie sparaliżuje, a zmobilizuje.

PAP: Kto według pana będzie liderem polskiej reprezentacji?

M.Cz.: Trudno powiedzieć. Na pewno filarem naszej drużyny będzie bramkarz, a według mnie pierwszym wyborem będzie John Murray. Doświadczeni zawodnicy, jak Grzegorz Pasiut, Patryk Wronka czy Krystian Dziubiński będą liderować drużynie, choć mam nadzieję, że młodsi, jak właśnie Maciaś czy Paweł Zygmunt, też pokażą się z bardzo dobrej strony.

PAP: Polska po raz ostatni w mistrzostwach świata Elity grała w 2002 roku w Szwecji. Jak wspomina pan ten turniej, w którym brał udział?

M.Cz.: Wydaje mi się, że to było tak niedawno, a już minęło ponad 20 lat... To pokazuje, jak ciężko się dostać do Elity. Nam wtedy nie udało się utrzymać, choć zajęliśmy 14. miejsce, ale wówczas obowiązywał regulamin chroniący przed spadkiem Japonię. Od tego czasu świat hokejowy nam nieco odskoczył, dlatego mam nadzieję, że tym razem się uda pozostać dłużej wśród najlepszych. To może sprawić, że wparcie sponsorów, a także podejście państwa do hokeja będzie inne, np. ruszy budowa lodowisk i zaplecza, a co za tym idzie przyciągnie się dzieciaki na lodowiska. To jest bardzo ważny temat, bo trudno zrobić trwały wynik, jak nie ma podstaw.

PAP: Dla polskich kibiców ważne także jest to, że Polscy mecze będą rozgrywać w Ostrawie, więc tuż za granicą. Można powiedzieć, że zagramy u siebie...

M.Cz.: Oczywiście, dla polskich kibiców do idealny układ. Z drugiej jednak strony słyszę, że bilety są bardzo drogie. Mam nadzieję jednak, że pokazanie tego turnieju w profesjonalny sposób w telewizji sprawi, że wiele osób dowie się, że jest taki fajny sport jak hokej, a jakieś dzieciaki poproszą rodziców, aby kupić im łyżwy i tak zaczną swoje kariery.

PAP: A pan wybiera się na turniej do Czech?

M.Cz.: Tak, będę ekspertem transmitującej imprezę telewizji Polsat Sport.

Rozmawiał: Grzegorz Wojtowicz

gn/