W powszechnej opinii czwartkowa debata przedwyborcza między urzędującym prezydentem USA Joe Biden a byłym prezydentem Donaldem Trumpem w telewizji CNN potoczyła się niekorzystnie dla Bidena.
Jak mówił ekspert, Demokraci zrobili ten sam błąd: ponownie, jak w 2016 r., wystawili jedynego kandydata, który może przegrać z Donaldem Trumpem.
Jego zdaniem kandydująca w 2016 roku Hillary Clinton miała duży negatywny elektorat, podobnie jak w 2024 roku Joe Biden - urzędujący prezydent USA, ale zarazem osoba, która nie spełnia nadziei i oczekiwań także wśród wyborców swojej partii.
"Gdyby debaty nie oglądać, ale wyłącznie wysłuchać, to można byłoby mówić, że zakończyła się remisem. Jednak kiedy dodać do tego obraz, trudno oprzeć się wrażeniu, że prezydent Joe Biden ma problemy zdrowotne wynikające z wieku" - uważa prof. Urbańczyk.
W jego ocenie Biden wypadł poniżej oczekiwań, zaś Trump - tak jak tego oczekiwano.
"Często mijał się z prawdą, powtarzał hasła wyborcze, które nie miały nic wspólnego z rzeczywistością lub których nie da się zweryfikować. Jednocześnie jednak był stanowczy, nie gubił się i mówił z werwą" - zauważył amerykanista.
"Nie da się tego powiedzieć o wystąpieniu Bidena, który w kilku miejscach się pomylił i zgubił wątek, co zresztą wykorzystał Trump podkreślając, że nie zrozumiał, co Biden miał na myśli. Będzie to wykorzystywane w mediach społecznościowych. Niestety dla Demokratów wystąpienie prezydenta potwierdziło obawy dotyczące jego stanu zdrowia i możliwości pełnienia urzędu prezydenckiego z uwagi na dolegliwości związane z wiekiem" - dodał.
Według prof. Urbańczyka Bidenowi udało się w kilku miejscach pokreślić, że Trump mija się z prawdą, ale "zarówno sztabowcy, jak wyborcy Demokratów liczyli na więcej". W warstwie merytorycznej debaty Trump uderzał w stan gospodarki, przypomniał niesławne wycofanie się amerykańskich wojsk z Afganistanu, mówił o kryzysie migracyjnym i podnosił kwestie zagrożeń. Biden rzetelnie podkreślał swoje osiągnięcia, ale "treść jego wypowiedzi została przysłonięta przez to, w jaki sposób się zaprezentował" - twierdzi prof. Urbańczyk.
Jego zdaniem z finalnymi ocenami efektów debaty należy jednak poczekać na wyniki sondaży, zwłaszcza stanowych, a nie ogólnokrajowych.
"Najistotniejsza będzie opinia publiczna z tych stanów, w których różnice poparcia obu kandydatów są niewielkie, a o wyniku elekcji może zadecydować kilka czy kilkanaście tysięcy głosów" - podkreślił.
Naukowiec ocenia, że o ile sztab wyborczy Bidena może zrezygnować z kolejnej debaty uznając ją za nadmierne ryzyko, to przypuszcza, że na zmianę osoby kandydata Demokratów jest, jak się wydaje, za późno.
"Zmiana kandydata jest formalnie możliwa, ale ten proces jest regulowany przez kombinację zasad partyjnych i praw obowiązujących w poszczególnych stanach" - powiedział prof. Urbańczyk "Są zobowiązania delegatów: Biden zdobył poparcie 95 proc. delegatów w prawyborach i są oni zobowiązani do poparcia go na konwencji. Do tego dochodzi fakt, że USA są państwem federalnym i każdy ze stanów inaczej reguluje kwestię zmiany kandydatów w wyborach. Obowiązują w nich różne terminy i odmienne procedury wycofania i zastąpienia kandydata" - wyjaśnił.
W rezultacie, "nawet gdyby konwencja Partii Demokratycznej nominowała innego kandydata, to nie gwarantuje to automatycznie, że na karcie do głosowania we wszystkich stanach pojawiłoby się jego nazwisko" - uważa ekspert.
"Każdy stan ma własne zasady i terminy umieszczania nazwisk kandydatów. Teoretycznie w jednym stanie na karcie mogłyby widnieć nazwiska Trumpa i Bidena, a w innym - Trumpa i np. Smitha. Trzeba też pamiętać, że wszelkie zawirowania prawne w tych wyborach będą mogły służyć do podważenia ostatecznego wyniku. I jeśli Trump wybory przegra, z pewnością będzie je wykorzystywał" - zauważył prof. Urbańczyk.
"Sytuacja Demokratów jest nie do pozazdroszczenia, skoro na kilka miesięcy przed wyborami zastanawiamy się, czy jest jeszcze możliwa zamiana kandydata. I wrócę do pierwszego stwierdzenia: Demokraci są sami sobie winni" – spuentował ekspert.
Wybory prezydenckie w USA odbędą się w listopadzie 2024 r. (PAP)
mar/