Szef PO na spotkaniu w Ełku przekonywał, że gdy spojrzy się "w górę, w okolice władzy", widać dzisiaj "brudne, lepkie ręce".
"Wszędzie czujemy ten odór, smród korupcji, bo na czele rządu stoi człowiek, którego jedyną życiową pasją tak naprawdę jest zarabianie pieniędzy, a jedynym prawdziwym zajęciem jest ukrywanie tego faktu przed ludźmi. I on jest premierem polskiego rządu" - powiedział Tusk o premierze Mateuszu Morawieckim.
Według Tuska "nie ma dnia, żebyśmy się nie dowiedzieli czegoś nowego z jego bardzo dziwnego życiorysu, z jego bardzo ciekawej - krętej, ale ciekawej - drogi finansowej". "Dzisiaj dowiedzieliśmy, że on nawet na przekształceniach PGR-ów zarabiał pieniądze" - powiedział.
"Jednym z najważniejszych naszych zadań 15 października jest odsunięcie tych, którzy okłamują Polaków w sprawach bezpieczeństwa, okłamują Polaków w każdej innej właściwie kwestii - chociaż to bezpieczeństwo nas tak boli - i którzy okradają Polskę, ojczyznę, polskie rodziny w biały dzień" - stwierdził szef PO.
Tusk mówił też o rezygnacjach wojskowych dowódców - gen. Rajmunda Andrzejczaka ze stanowiska szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego oraz gen. Tomasza Piotrowskiego ze stanowiska dowódcy operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych.
W tym kontekście polityk przywołał spekulacje, według których te rezygnacje miałyby mieć związek z rzekomymi "planami użycia wojska" w razie przegrania wyborów przez partię rządzącą. Wyraził przy tym nadzieję, że "ta władza do tego się nie posunie".
"Ale chcę wam powiedzieć, że jest wystarczająco źle, to jest absolutna ich dyskwalifikacja, że my dzisiaj, na niecałe 100 godzin przed wyborami - i nie tylko my, także polscy generałowie, polskie niezależne media, bo takie jeszcze są - że my się zastanawiamy, czy oni, jak przegrają wybory, a przecież przegrają, czy oni nie użyją siły" - powiedział przewodniczący Platformy.(PAP)
Pytania w referendum powinny być zupełnie inaczej sformułowane, żeby mieć elementarny sens; miejcie w sercu i w głowach świadomość, że prawdziwe referendum odbywa się na karcie do głosowania do Sejmu, tam jest prawdziwe referendum - powiedział w środę w Ełku lider PO Donald Tusk.
Tusk ocenił, że referendum, które odbędzie się 15 października, ma wymiar wyłącznie propagandowy, a prawdziwy, wiążący sens mają wybory parlamentarne, które się odbywają równocześnie z nimi. Stwierdził, że to one zdecydują o przyszłości Polski.
"Zgłaszam się do wszystkich z tym gorącym apelem: czujcie się swobodnie w tej komisji wyborczej, jeśli uważacie, że to jest dla was kłopot, weźcie tę kartę referendalną. Jeśli chcecie wziąć udział w tym referendum, nie przejmujcie się. Weźcie udział w referendum. Odpowiadajcie na pytania jak chcecie. One są tak sformułowane, że wiadomo, że to 4 razy +nie+ jest naturalne. W ogóle te pytania powinny być zupełnie inaczej sformułowane, żeby mieć elementarny sens. Ale proszę was, miejcie w sercu i w głowach przede wszystkim świadomość, że prawdziwe referendum odbywa się na karcie do głosowania do Sejmu. Tam jest prawdziwe referendum" – stwierdził Donald Tusk.
Lider PO był też pytany, czemu jest przeciw referendum. Padło też pytanie o strategię obronną wojska za czasów rządów PO-PSL.
Tusk odpowiedział, że "referendum nie stanowi prawa" i że wynika z niego tylko to, jaka jest opinia ludzi. "Referendum nie zastępuje ustawy; nie można drogą referendum wprowadzić żadnego przepisu prawnego, więc ono ma znaczenie symboliczne" - podkreślił. Zaznaczył, że wynik referendum w Polsce "może być traktowane jako zobowiązanie o charakterze moralnym, politycznym, ale nie stanowi prawa".
"W związku z tym, jeśli ktoś będzie chciał uznać, że będzie podejmował decyzję niezależnie od wyniku referendum, będzie miał do tego prawo. W tym sensie to referendum - inaczej niż mówią rządzący - nie jest czymś zobowiązującym" - dodał.
Zaznaczył, że ma poważne zastrzeżenia do pytań w referendum odbywającego się w niedzielę 15 października - równocześnie z wyborami parlamentarnymi. Na karcie pojawią się cztery pytania dotyczące wyprzedaży majątku państwowego, podniesienia wieku emerytalnego, likwidacji bariery na granicy polsko-białoruskiej i przyjęcia nielegalnych imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki.
"Jeśli chodzi o zaporę na granicy Polski i Białorusi, nie ma żadnej partii politycznej w Polsce, która chciałaby wyburzenia tego płotu" - zapewnił. Mówił, że natomiast wcześniej już zgłaszał obawy, że "z tej zapory nic nie będzie, za to ktoś dużo na tym zarobi".
Autorzy: Agnieszka Ziemska, Jacek Buraczewski
sma/