"Pozostajemy pewni w swojej pozycji na dzień dzisiejszy (...) nie musimy zwiększać własnych sił jądrowych, by dorównać lub prześcignąć całkowitą liczbę (głowic) naszych rywali, by z powodzeniem ich odstraszać. Ale bez zmiany kursu, na którym są Rosja, ChRL i Korea Północna (...), możemy dojść do punktu w nadchodzących latach, gdzie zwiększenie liczby rozmieszczonych głowic będzie konieczne" - powiedział Vaddi podczas konferencji stowarzyszenia Arms Control Association w Waszyngtonie.
Urzędnik odpowiadający za politykę dot. broni jądrowej w Białym Domu nakreślił plan administracji w sprawie modernizacji amerykańskiego arsenału jądrowego, skupiający się bardziej na jego jakości niż liczebności. Wymienił przy tym wprowadzenie nowej bomby lotniczej B61-13, która ma zwiększyć możliwości rażenia większych i "twardszych" celów wojskowych.
Vaddi powiedział, że USA wciąż trzymają się limitu liczby rozmieszczonych głowic jądrowych (1550) wyznaczonych przez obowiązujący od 2010 r. amerykańsko-rosyjski traktat Nowy START, w nadziei na skłonienie Rosji do podjęcia rozmów na temat dalszego układu o kontroli zbrojeń jądrowych. Nowy START został zawieszony przez Rosję w ubiegłym roku, wygasa w 2026 r. i Moskwa odmawia negocjacji na temat kolejnej umowy. Jak stwierdził doradca prezydenta USA, ta postawa, w połączeniu z szybkim rozrostem chińskiego arsenału jądrowego i działaniami Korei Północnej, może sprowokować nowy wyścig zbrojeń.
"Praktycznie mówiąc, oni zmuszają Stany Zjednoczone (...) do przygotowania się do świata, gdzie rywalizacja nuklearna odbywa się bez liczbowych ograniczeń" - ocenił.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)
osk/ mms/