Rzecznik MSZ Paweł Wroński przekazał w poniedziałek, że Andriejew nie przybył do siedziby resortu celem wyjaśnienia incydentu z rosyjskim pociskiem manewrującym, który 24 marca naruszył polską przestrzeń powietrzną.
Sibora, pytany o to przez PAP, powołał się na francuskiego polityka i dyplomatę Leona Bourgeois, który twierdził, że "dyplomata pracuje na rzecz pokoju". "Nie można być dyplomatą, jeśli pracuje się na rzecz wojny, bo to przeczy istocie dyplomacji" - zacytował historyk. W zgodzie z tą tezą, zdaniem Sibory, postępowanie ambasadora Andriejewa jest nieakceptowalne, a wręcz niedopuszczalne.
"Konwencja wiedeńska o stosunkach dyplomatycznych określa istotę funkcjonowania misji dyplomatycznych. Tą istotą jest utrzymywanie kontaktów i relacji z państwem przyjmującym. Brak tych kontaktów, ignorowanie, niekomunikowanie się jest zaprzeczeniem istoty pracy dyplomatycznej. Niestawienie się ambasadora w MSZ jest dużym uchybieniem" - ocenił Sibora.
Zdaniem eksperta brak obecności ambasadora na spotkaniu w resorcie może być manifestacją polityczną i swego rodzaju odwetem na Polsce. W jego opinii Andriejew nie mógł podjąć decyzji o nieprzybyciu do polskiego MSZ samodzielnie. "To nie była jego decyzja, musiał to konsultować z centralą w Moskwie, ze swoimi zwierzchnikami" - zaznaczył.
Sibora podkreślił, że Polska mogłaby zażądać wyjazdu ambasadora z kraju, ale - jego zdaniem - dobrze, że tego robi. "Wolimy utrzymać kanał dyplomatycznej komunikacji na poziomie ambasadora. Jest to rezolutne podejście" - ocenił.
W jego opinii - w związku z zaistniałą sytuacją - Andriejewa może spotkać "ostracyzm dyplomatyczny", co oznacza, że nie będzie otrzymywał zaproszeń na spotkania, a jego zaproszenia pozostaną bez odpowiedzi. "Czasami zdarza się także, że ktoś ostentacyjnie opuszcza pomieszczenie, w którym spotkał niechcianego dyplomatę - w tym przypadku ambasadora Rosji w Polsce" - dodał.
Sibora pytany był również o poniedziałkowe wypowiedzi Andriejewa dla agencji TASS. "Próbowano mnie dziś rano wezwać do MSZ na spotkanie z jednym z wiceministrów. (...) Spytałem, czy zostaną przedstawione dowody, i przypomniałem, że 29 grudnia zeszłego roku już wysuwano podobne pretensje, a kiedy poprosiliśmy o dowody, odpowiedź nie nadeszła i do tej pory czekamy na dowody. Ale ponieważ z odpowiedzi polskich kolegów zrozumiałem, że także tym razem dowodów nie będzie, to uznałem, że w tej sytuacji spotkanie będzie bezprzedmiotowe i odrzuciłem zaproszenie" - powiedział.
Zdaniem Sibory tłumaczenie ambasadora jest niewiarygodne. "To jest wymówka. Jakby przyszedł na spotkanie, to mógłby poprosić o podstawę dowodową i dostałby odpowiednie wydruki" - skomentował.
O tym, że ambasador Federacji Rosyjskiej zostanie wezwany przez ministra spraw zagranicznych, aby złożyć wyjaśnienia, poinformował w niedzielę wiceszef MSZ Andrzej Szejna.
W poniedziałek rano szef MSZ Radosław Sikorski w rozmowie z dziennikarzami zwrócił uwagę, że naruszenie polskiej przestrzeni powietrznej przez rosyjski pocisk, to już kolejny taki incydent. "Jest (to) absolutnie niedopuszczalne. Będziemy żądać wyjaśnień, ale pewnie dostaniemy jakąś demagogię" - powiedział Sikorski.
Przekazał również, że zaplanowano naradę w KPRM. "Będę rozmawiał także z sekretarzem generalnym Sojuszu Północnoatlantyckiego" - oświadczył minister.
Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych podało w niedzielę rano na platformie X, że tego dnia o godz. 4.23 doszło do naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej przez jedną z rakiet manewrujących wystrzelonych w nocy przez lotnictwo dalekiego zasięgu Federacji Rosyjskiej. Miało to związek z rosyjskim atakiem, przeprowadzonym w nocy na obwód lwowski na Ukrainie. "Obiekt wleciał w polską przestrzeń na wysokości miejscowości Oserdów (woj. lubelskie) i przebywał w niej przez 39 sekund" - podano w komunikacie DO RSZ. Podkreślono, że w trakcie całego przelotu obiekt był obserwowany przez wojskowe systemy radiolokacyjne. (PAP)
Autorka: Delfina Al Shehabi
gn/