Polskie szpadzistki po zwycięstwie nad Chinkami 32:31 po dogrywce zostały w Paryżu brązowymi medalistkami olimpijskimi. To 300. medal w historii startów biało-czerwonych w letnich igrzyskach, 23. w tej dyscyplinie oraz pierwszy w kobiecej szpadzie. W trakcie pojedynku doszło do pomyłki w liczeniu punktów. Tablica wyników po obopólnym trafieniu pokazała, że to biało-czerwone prowadzą, choć grafika na boku planszy pokazywała remis.
"Ta walka była tak emocjonująca i wszyscy byli tak pochłonięci tym co dzieje się na planszy, że nikt nie zwrócił uwagi na to. Ani nikt z drużyny polskiej, ani nikt z drużyny chińskiej. (...) Pierwszy raz widziałem taką sytuację nawet nie na tych najważniejszych zawodach ale i na zawodach mniejszej rangi" - mówił w środę w Studiu PAP Adam Krzesińki polski florecista, dwukrotny medalista olimpijski, mistrz świata i Europy.
Przyznał, że nigdy nie spotkał się z taką sytuacją, żeby punkty zostały źle policzone. Jego zdaniem taka sytuacja nie powinna się zdarzyć w szczególności na imprezie takiej rangi jak igrzyska.
"To jest już taki poziom zawodów ale też obsługi tych zawodów od strony sędziowskiej, że taka sytuacja nie powinna się zdarzyć. Akceptuję, że ktoś kto obsługuje aparat szermierczy mógł źle wcisnąć przycisk. Ale to, że nikt tego nie wyłapał, to już nie powinno się zdarzyć" - podkreślił.
Bohaterką tej walki została Aleksandra Jarecka z AZS AWF Kraków, która udaną akcją 2,9 s przed końcem czasu wyrównała na 31:31 i doprowadziła do dogrywki.
Zgodnie z przepisami obowiązującymi w szpadzie poprzedziło ją losowanie tzw. priorytetu. W tym wypadku oznaczało, że to Chinka musiała zadać trafienie w ciągu dodatkowej minuty, a Polka - nie i przy remisie to jej zespół by triumfował. Jarecka znowu jednak zaryzykowała, przeprowadziła skuteczny atak i zapewniła drużynie zwycięstwo 32:31 oraz brązowy medal olimpijski. "Ona sobie tę akcję założyła przed komendą naprzód i ją fantastycznie zrealizowała" - przyznał Krzesiński.
Aleksandra Jarecka wróciła do sportu po urodzinach dziecka. Krzesiński pytany czy postawienie na tę zawodniczkę było odważną decyzją ze strony trenera przyznał, że w przypadku igrzysk ta decyzja jest niezwykle trudna.
"Trener doskonale zna swoje zawodniczki, ale doskonale zna też zawodniczki drużyn przeciwnych. Zanim wystawi skład do danego meczu to bardzo długo analizuje różnego rodzaju wcześniejsze potyczki, bilans walk" - mówił.
Krzesiński przyznał, że podejmowanie decyzji trenerowi utrudniają przepisy MKOL.
"Igrzyska Olimpijskie są o tyle trudniejsze, i ja tego nie rozumiem, a jest to wynik przepisów MKOL, że w przeciwieństwie do innych imprez, w igrzyskach można dokonać tylko jednej zmiany. I kiedy zawodniczka zostaje zmieniona i wchodzi na plansze jej koleżanka z zespołu, to ta zawodniczka już do końca turnieju na igrzyskach nie może wrócić. A w innych turniejach szermierczych trener może dowolnie zmieniać tak, jak mu to odpowiada" - podkreślił.
Drużyna szpadzistek zajmując trzecie miejsce w olimpijskim turnieju w Paryżu wywalczyła medal numer 300 w historii startów polskich sportowców w letnich igrzyskach. Polki walczyły w składzie Martyna Swatowska-Wenglarczyk, Renata Knapik-Miazga, Aleksandra Jarecka i Alicja Klasik.
Szermierze będą mieć jeszcze dwie szanse na powiększenie dorobku - w czwartek o medale powalczą florecistki, a w niedzielę - ich koledzy po fachu (PAP)
autor: Jarema Jamrożek
pp/