Tworzące archiwum dokumenty "były pieczołowicie i systematycznie gromadzone przez Emanuela Ringelbluma i jego współpracowników z grupy tworzącej tę inicjatywę oporu cywilnego, znaną jako 'Oneg Szabat' (hebr. radość szabatu) przez początkowy okres – do wielkiej akcji likwidacyjnej getta z lipca 1942 r.", przypomniała dyrektor.
Pokazywały okupację niemiecką "przez pryzmat ludności żydowskiej w okropny sposób prześladowanej" przez niemieckich nazistów.
"W obliczu zagrożenia dokumenty zostały ukryte w dwóch częściach: w sierpniu 1942, a potem na początku 1943 r. Przetrwały w ukryciu w piwnicy szkoły mieszczącej się w getcie, wówczas przy ul. Nowolipki 68. Po wojnie, pozostała w Polsce społeczność żydowska – a szczególnie Centralny Komitet Żydów w Polsce ogromnym nakładem sił doprowadziła do znalezienia pierwszej części archiwum wśród ruin getta w 1946 r. Druga część została odkryta przypadkowo podczas prac budowlanych w 1950 r.", powiedziała PAP Monika Krawczyk.
Zapytana czy perspektywa wschodnioeuropejska, wschodnioeuropejskie doświadczenie wojny i Zagłady, jest dostatecznie mocno obecna w badaniach na temat Holocaust prowadzonych w Niemczech i co prezentowane w Instytucie Pileckiego wydawnictwo może dać niemieckiemu czytelnikowi, Monika Krawczyk stwierdziła, że "doświadczenie i perspektywa wojny w naszym regionie jest coraz bardziej obecne w badaniach na temat Zagłady prowadzonych w Niemczech. Badacze niemieccy, co naturalne, wciąż specjalizują się w szczególności w badaniach na temat sprawców i procesów decyzyjnych związanych z Zagładą. Wynika to przede wszystkim z dostępnej im bazy źródłowej: dokumentów administracji niemieckiej i powojennych procesów członków aparatu nazistowskiego".
"Doświadczenie getta wschodnioeuropejskiego pojawiło się początkowo w historiografii niemieckiej wraz z początkiem badań nad doświadczeniem niemieckich Żydów przesiedlonych na teren Polski, przede wszystkim tych uwięzionych na terenie getta łódzkiego, ale też deportowanych do Warszawy, czy dalej na wschód – np. do Izbicy w Lubelskiem", zauważyła dyrektor ŻIH.
Monika Krawczyk podkreśliła, że "rosnąca liczba młodych badaczy niemieckich pracuje też nad dokumentami w językach polskim i jidysz i nad specyfiką doświadczenia również polskich Żydów. Nie ulega jednak wątpliwości, że bariera językowa wciąż jest ogromnym problemem, stąd znaczenie tej publikacji. Pozwoli ona na pewno niemieckiemu czytelnikowi na wsłuchanie się w pełni w głosy ofiar. To ważne, bo kierujemy tę książkę – czy skrypt do edukatorów i nauczycieli, czyli profesjonalistów spoza akademii, którzy mogą dzięki temu łatwiej przekazać tę historię".
Archiwalne dokumenty getta warszawskiego "są świadectwem poczucia odpowiedzialności za swoją społeczność i za to jak jej historia zostanie zapamiętana przez potomnych. Członkowie grupy archiwum pomimo otaczającego ich koszmaru getta nie przerywali pracy - spisywali historie wszystkich: tych najuboższych i najsłabszych, dzieci, uchodźców i przesiedleńców, kobiet, ludzi umierających z głodu na ulicach. Nauczyli nas, że prawdziwa historia społeczności nie może ograniczać się tylko do ich elit, ale musi zawierać wszystkie głosy, że wszystkie muszą być traktowane z taką samą powagą i tak samo poważnie spisywane", stwierdziła dyrektor.
"Historia ta pokazuje nam też, że opór cywilny, często wciąż traktowany jako mniej ważny niż zbrojny, jest kluczowy dla zachowania spójności społecznej w sytuacji skrajnej jaką było getto warszawskie. Pozwala też nam docenić ich poświęcenie i zwyczajnie, po ludzku westchnąć i wspomnieć ich tragiczny los".
Zapytana czy fakt prezentacji publikacji właśnie w Berlinie ma dla Żydowskiego Instytutu Historycznego specjalne znaczenie dyrektor podkreśliła: "Rozmawianie o ofiarach w mieście sprawców jest dla nas szczególnie ważne, tym bardziej, że berliński oddział Instytutu Pileckiego położony jest zaledwie kilkadziesiąt metrów od dawnej siedziby Alberta Speera i tuż obok Wilhelmstrasse, ulicy przy której mieściła się większość niemieckich ministerstw kontrolowanych przez hitlerowców – czyli centrum dowodzenia niemieckim aparatem terroru".
"To zresztą nie pierwszy raz w tym roku, gdy o ofiarach Zagłady mówimy w miejscu, gdzie zapadały decyzje o mordowaniu Żydów i Żydówek", dodała, "do stycznia 2024 w Monachium, kolebce nazizmu, można oglądać przygotowaną przez nas wspólnie z NS-Doku wystawę o Archiwum Ringelbluma".
"Osobiście myślę, że jest to też w jakiś sposób moralny triumf jaki odnosi Ringelblum i jego współpracownicy – jego imię jest wymieniane z czcią, a imiona jego prześladowców zostały przez historię przekreślone. Dziś trzeba też przypominać jego słowa w kontekście nowoczesnych form prześladowania ludności żydowskiej coraz bardziej widocznych w Europie" - zauważyła Monika Krawczyk. "Żydowski Instytut Historyczny jest bardzo dumny z możliwości reprezentowania polskich instytucji kultury w tym ważnym dziele jakim jest pamięć i szacunek".
Z Berlina Berenika Lemańczyk(PAP)
kw/