"The Economist": ukraińskie wojsko ma problemy ze znajdowaniem nowych rekrutów

2023-12-18 12:18 aktualizacja: 2023-12-18, 12:23
Ukraiński żołnierz, fot. PAP/UKRINFORM/	Kaniuka Ruslan
Ukraiński żołnierz, fot. PAP/UKRINFORM/ Kaniuka Ruslan
Ukraińskie siły zbrojne mają trudności ze znajdowaniem nadających się do walki rekrutów, podczas gdy Rosja - choć ponosi ogromne straty - to dzięki liczniejszej populacji ma znacznie większe możliwości uzupełniania swoich szeregów - pisze brytyjski tygodnik "The Economist".

Jak opisuje, wobec braków kadrowych ukraińskie siły zbrojne poszukują nowych rekrutów na siłowniach i w centrach handlowych, ale niewielu z tych, którzy się dzięki temu zgłaszają, okazuje się być dobrymi żołnierzami. "Widzimy 45-47-latków. Brakuje im tchu, zanim dotrą na linię frontu" - narzeka jeden z wyższej rangi oficerów.

Illarion Pawliuk, rzecznik ministerstwa obrony, twierdzi, że część problemu leży w sukcesie armii: wielu obywateli nie postrzega już wojny w kategoriach egzystencjalnych, jak miało to miejsce bezpośrednio po inwazji Rosji w lutym 2022 roku. "Niektórzy błędnie myślą, że jest ktoś inny, kto może wykonać tę pracę za nich" - mówi.

Dostrzegając problem, we wrześniu ministerstwo rozpoczęło prace nad nową strategią mobilizacyjną. Reformy mają na celu zapewnienie tym, którzy się wahają, większego wyboru: nowi rekruci mogą do pewnego stopnia zgłosić się na konkretne stanowisko. Sytuacja, w której ludzie spodziewają się przydziału do roli odpowiadającej ich predyspozycjom, np. jako operatorzy dronów lub artylerzyści, a trafiają od oddziałów szturmowych, jest postrzegana jako czynnik hamujący rekrutację.

Ponadto nowy rejestr cyfrowy umożliwi ministerstwu analizę zasobów ludzkich kraju. Powstanie bardziej przejrzysty system odpoczynku i rotacji, a rekruci będą mobilizowani na określony czas, a nie na czas nieokreślony, jak ma to miejsce obecnie.

Istnieje kilka przykładów udanych kampanii rekrutacyjnych do poszczególnych jednostek. 3. Brygada Szturmowa, utworzona dziewięć miesięcy po rozpoczęciu wojny jako oddział ukraińskich sił specjalnych, jest prawdopodobnie najbardziej widoczna, m.in. poprzez reklamy na wieżowcach w centrach ukraińskich miast, ale nie mniej ważna jest reputacja brygady jako mającej kompetentne dowództwo, dobry sprzęt i niski wskaźnik strat. Nowi rekruci przechodzą zwykle wielomiesięczne szkolenie, a nie standardowe jednomiesięczne.

Chrystyna Bondarenko, rzeczniczka brygady, mówi, że nie brakuje ochotników; na początku przyszłego roku brygada będzie największą na Ukrainie, o wielkości zbliżonej do dywizji. Większość nowych rekrutów ma mniej niż 25 lat, a ona sama odrzuca 150 podań od nieletnich miesięcznie.

"The Economist" wskazuje, że Rosja również ma trudności ze zmobilizowaniem odpowiedniej liczby żołnierzy, bo jej taktyka polegająca na rzucaniu ogromnej liczby ludzi, często bez odpowiedniego sprzętu, do ataków na silnie bronione pozycje, może oznaczać straty sięgające tysiąca dziennie. Ale mając pulę potencjalnych żołnierzy około cztery razy większą, Rosja wygląda na faworyta w dłuższej perspektywie. W jej więzieniach i na najbiedniejszych obszarach wstąpienie do armii wydaje się racjonalnym wyborem. W innych regionach Kreml był w stanie zaspokoić swoje minimalne potrzeby, prowadząc ukrytą rekrutację i nadal unikając niewygodnej politycznie powszechnej mobilizacji.

Tymczasem ukraińscy krytycy rządu w Kijowie zarzucają mu, że kraj tylko "udaje mobilizację". Wiktor Kewliuk, emerytowany pułkownik, który nadzorował wdrażanie polityki mobilizacyjnej w zachodniej części kraju od 2014 do 2021 r., twierdzi, że Ukraina ryzykuje wpadnięcie w pułapkę. Jego zdaniem Rosja zwiększy mobilizację po zakończeniu marcowych wyborów prezydenckich, a z opinią tą zgadza się HUR, ukraiński wywiad wojskowy.

Władimir Putin podpisał już dekret zwiększający liczebność rosyjskich sił zbrojnych o 170 tys. żołnierzy. Kewliuk twierdzi, że Ukraina musi odpowiedzieć ogólnokrajową mobilizacją przemysłu i zasobów. Uważa on też, że często dekadencki styl życia osób cieszących się bezpieczeństwem w Kijowie musi ulec zmianie. "To nie jest czas na importowanego wędzonego łososia" - mówi.

 

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

sma/