Eksperci: nowy rząd chce usprawnienia relacji z UE, a nie dużych zmian

2024-07-17 08:43 aktualizacja: 2024-07-17, 09:16
Premier Wielkiej Brytanii Keira Starmera. Fot. PAP/EPA/CHRIS J. RATCLIFFE / POOL
Premier Wielkiej Brytanii Keira Starmera. Fot. PAP/EPA/CHRIS J. RATCLIFFE / POOL
Rząd Partii Pracy chce poprawy relacji Wielkiej Brytanii z UE i czwartkowy szczyt Europejskiej Wspólnoty Politycznej będzie dobrą okazją do tego, ale poza umową o bezpieczeństwie to oznacza raczej małe praktyczne usprawnienia niż dużą zmianę polityki – uważają eksperci z UK in a Changing Europe.

Podkreślają oni, że laburzyści w swoim programie wyborczym wykluczyli powrót do unii celnej z UE czy do jednolitego rynku unijnego, nie mówiąc już o powrocie do Unii Europejskiej, a w Wielkiej Brytanii temat relacji z UE spadł na dość odległe miejsce wśród priorytetów dla wyborców i mało kto ma ochotę na ponowne otwieranie długiej i budzącej duże podziały debaty.

Dyrektor UK in a Changing Europe prof. Anand Menon zauważył w poniedziałek podczas spotkania z korespondentami ze Stowarzyszenia Prasy Zagranicznej w Londynie (FPA), że szczyt Europejskiej Wspólnoty Politycznej, który odbędzie się w pałacu Blenheim koło Oxfordu, jest idealną formułą do poprawy relacji, bo jego nieustrukturyzowana, nieformalna formuła, daje premierowi Keirowi Starmerowi szansę na odbycie w krótkim czasie wielu dwustronnych rozmów z europejskimi przywódcami i pokazanie im nowego tonu ze strony Partii Pracy.

„Manifest wyborczy Partii Pracy był dość ubogi w szczegóły, ale już po pierwszym tygodniu jej rządów widzimy, że ogólny kierunek jest jasny. Jest nowy rząd, który chce odgrywać wiodącą rolę w Europie, chce poprawy i pozytywnych relacji ze swoimi europejskimi partnerami i naprawdę postrzega ich jako przyjaciół i sojuszników. Myślę, że jest to znacząca zmiana sama w sobie” – powiedziała ekspertka UKiCE Jannike Wachoviak.

Jak mówiła, jest kilka powodów, dla których Starmer chce zacząć reset w relacjach z UE od kwestii bezpieczeństwie, a sprawy handlu i ułatwień w nim zostawia na później. „Po pierwsze, bezpieczeństwo jest w jasny sposób obszarem wspólnego zainteresowania Wielkiej Brytanii i UE, a od czasu podpisania TCA (umowy o handlu i współpracy, która reguluje stosunki po brexicie – PAP) kontekst geopolityczny w Europie uległ drastycznej zmianie, w szczególności wojna na Ukrainie wzmocniła poczucie, że Wielka Brytania i UE mają wspólne interesy. Po drugie, bezpieczeństwo, obrona i polityka zagraniczna nie są w wystarczającym stopniu objęte żadną z istniejących umów. I wreszcie bezpieczeństwo jest postrzegane przez Partię Pracy jako dobry sposób na odbudowanie zaufania i osobistych relacji, które będą podstawą wszystkiego, co nastąpi później” – wyjaśniła.

Wachoviak zwróciła uwagę, że choć rząd Partii Pracy chce szybkiego zawarcia umowy z UE w kwestii bezpieczeństwa, być może już w ciągu sześciu miesięcy, to są potencjalne przeszkody. „Wiemy, że Partia Pracy chce stosować bardzo szeroką definicję bezpieczeństwa, a więc nie tylko bezpieczeństwo militarne, ale także obszary takie jak energia, klimat, sztuczna inteligencja, a nawet migracja. Ponieważ dotyczą one także stosunków gospodarczych, istnieje ryzyko, że UE będzie postrzegać to jako omijanie istniejącej umowy TCA. Jest jeden obszar, który będzie szczególnie trudny, a mianowicie współpraca przemysłowa w dziedzinie obronności, bo w tej sferze UE staje się coraz bardziej protekcjonistyczna. Jeśli np. spojrzeć, jak zorganizowano Europejski Fundusz Obronny, to w zasadzie wyklucza on jakikolwiek udział Wielkiej Brytanii lub innych państw spoza jednolitego rynku i Partii Pracy będzie bardzo trudno wynegocjować tu jakieś indywidualne relacje” – powiedziała ekspertka.

Wicedyrektor UKiCE prof. Catherine Barnard podkreśliła, że ton jest naprawdę ważny i już teraz widać dużo lepszy ton ze strony brytyjskiego rządu niż było to za czasów Partii Konserwatywnej. „Myślę, że Partia Pracy czuje, iż ma pewien mandat, przynajmniej do ocieplenia retoryki, bo w kampanii jasno mówili o lepszych stosunkach z UE – wprawdzie bez precyzowania, jak te lepsze relacje miałyby wyglądać. Tym niemniej ton jest dobry i sądzę, że to jest doceniane po stronie UE” – uważa prof. Barnard.

Zwróciła jednak uwagę, by nie spodziewać się zbyt wielu zmian po przeglądzie funkcjonowania TCA, który ma być przeprowadzony na przełomie 2025 i 2026 roku, bo UE już bardzo wyraźnie stwierdziła, że dotyczyć on będzie jedynie sposobu przeglądu wdrażania TCA, a nie przeglądu umowy pod kątem dokonywania w niej zmian. Dodała, że wprawdzie TCA przewiduje możliwość zawierania umów uzupełniających, ale wszystkie one muszą być w ramach instytucjonalnych określonych przez TCA, a to jest czynnikiem ograniczającym pole działania.

„Przy dobrej woli z obu stron i pewnym politycznym przesunięciu ze strony UE z pewnością istnieje przestrzeń do działania. Nie chcę jednak popadać w przesadny optymizm, ponieważ bardzo łatwo jest powiedzieć, że chce się zacieśnić stosunki, ale kłopot w tym, że kiedy zaczyna się wchodzić w szczegóły, pojawia się wiele problemów. I istnieje realne ryzyko, że to, co widzimy w przypadku Partii Pracy, to takie samo podejście +zjeść ciastko i mieć ciastko+ jakie widzieliśmy wcześniej, tylko z ładniejszym opakowaniem na wierzchu” – ostrzegła prof. Barnard.

Również prof. Menon przestrzegł przed nadmiernym optymizmem w kwestii zmian w relacjach z UE. „Nie odnoszę wrażenia, żeby Keir Starmer czy minister finansów Rachel Reeves byli ogromnie osobiście oddani sprawie bliższych stosunków z Unią Europejską. Absolutnie chcą być w przyjaznych stosunkach. Uważają, że rywalizacja, która charakteryzowała stosunki pod rządami konserwatystów, była głupia i przyniosła efekt przeciwny do zamierzonego. Ale nie sądzę, by którekolwiek z nich miało głęboko zakorzenione przywiązanie do zacieśniania przez Wielką Brytanię istotnych stosunków z UE, jakie miał Tony Blair. Z naszego punktu widzenia ma to głównie charakter instrumentalny – chodzi o to, co możemy uzyskać, co ułatwi nam życie, zarówno pod względem handlu, jak i bezpieczeństwa. Tak więc ambicje będą ograniczone” – ocenił.

Ekspert zwrócił uwagę na jeszcze jeden powód, dla którego Partia Pracy nie będzie chętna, by rozważać negocjacje w sprawie unii celnej bądź jednolitego rynku, mimo że wejście do nich mogłoby stać się impulsem do szybszego wzrostu gospodarczego. „Jeśli się nad tym zastanowić, trudno sobie wyobrazić jakiekolwiek okoliczności, w których brytyjski rząd będzie intensywnie myślał o unii celnej i jednolitym rynku, ponieważ negocjowanie ich potrwa dłużej niż kadencja parlamentu. A w naszym systemie, jeśli coś trwa dłużej niż kadencja parlamentu, zaczynasz poważnie się zastanawiać, czy warto to robić, ponieważ nie możesz pokazać dywidendy ze swoich wysiłków. A ponadto wśród brytyjskiej opinii publicznej nie ma ogromnego apetytu na kolejne długie negocjacje z Unią Europejską” – wyjaśnił.

Prof. Menon podkreślił, że dla poprawy relacji Wielkiej Brytanii z UE ważny będzie początek i to, czy Bruksela również wykaże się pewną elastycznością i dobrą wolą. „Podejrzewam, że jeśli rząd Wielkiej Brytanii usiądzie do rozmów z Komisją Europejską i coś pójdzie nie tak, a spotka się z reakcją tych biurokratów o surowych twarzach, mówiących z poważnym niemieckim akcentem, że piłka jest po waszej stronie, nasz rząd dość szybko straci zainteresowanie. Dlatego uważam, że jest to moment, w którym obie strony muszą być bardzo, bardzo wrażliwe na politykę drugiej strony i ostrożnie podchodzić do początkowych etapów negocjacji. W przeciwnym razie nie poczynimy żadnych postępów” – ocenił.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

ep/