Eksperci: tzw. patrole obywatelskie wywołują u ludzi poczucie zagrożenia

2024-11-04 11:30 aktualizacja: 2024-11-04, 15:50
Strach (zdjęcie ilustracyjne). Fot. PAP/Jacek Turczyk
Strach (zdjęcie ilustracyjne). Fot. PAP/Jacek Turczyk
Zachowania uczestników tzw. patroli obywatelskich mogą wywoływać poczucie zagrożenia, a retoryka tow. przemarszom wyrażająca wrogość wobec cudzoziemców, może doprowadzić do aktów przemocy - uważa RPO. W podobnym tonie wypowiada się policja oraz szef Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych.

W ostatnim czasie media informowały o przypadkach organizowania tzw. patroli obywatelskich, które - jak czytamy w mediach społecznościowych - mają poprawić bezpieczeństwo w polskich miastach i wsiach. Ich organizatorzy podkreślają, że działają niezależnie i apolitycznie, jednak już na pierwszy rzut oka widać narodowy i antyimigrancki przekaz grup, które organizują się w internecie.

O sprawie tzw. patroli obywatelskich głośno było ostatnio m.in. przy okazji ataku na cudzoziemców w Żyrardowie, gdzie grupa narodowców wtargnęła do hostelu pracowniczego zamieszkanego przez obywateli Ukrainy, Azerbejdżanu i Gruzji. Wcześniej takie grupy działały także w Środzie Wielkopolskiej, czy Śremie. Grupy związane ze skrajną prawicą patrolowały także rejon granicy polsko-białoruskiej w poszukiwaniu migrantów.

O organizację tzw. patroli obywatelskich PAP zapytała Rzecznika Praw Obywatelskich. W odpowiedzi biuro rzecznika poinformowało, że RPO skierował wystąpienie do Komendanta Głównego Policji w tej sprawie.

RPO wskazał również, że "opisywane w mediach zachowania uczestników 'patroli' mogą wywoływać w społeczeństwie poczucie zagrożenia, a retoryka towarzysząca przemarszom, wyrażająca niechęć i wrogość wobec cudzoziemców, może potęgować uprzedzenia i doprowadzić do aktów przemocy wobec konkretnych grup i osób".

RPO podkreślił też, że prezentowanie w sferze publicznej postaw motywowanych uprzedzeniami, w szczególności opartymi na kryterium narodowości, czy pochodzenia etnicznego, jest niedopuszczalne i powinno spotkać się z reakcją organów ścigania.

Ponadto RPO zwrócił się do policji o udzielenie informacji na temat skali tego zjawiska i o wyjaśnienie, czy monitorowana jest liczba i przebieg zgromadzeń związanych z "patrolami obywatelskimi". RPO chce również wiedzieć, czy w przypadku zgromadzeń, w trakcie których były głoszone w przestrzeni publicznej treści ksenofobiczne lub doszło do przemocy, prowadzone były czynności w kierunku wystąpienia znamion przestępstwa. RPO poinformował również, że podjął odrębne postępowania wyjaśniające m.in. w sprawie wtargnięcia uczestników patrolu do hostelu w Żyrardowie i w kilku innych sprawach.

Zjawisko tzw. patroli obywatelskich jest znane policji. Jak zaznaczyła w rozmowie z PAP rzeczniczka KGP insp. Katarzyna Nowak pierwsze patrole zaczęły pojawiać się przy wschodniej granicy. "To głównie młodzi ludzie, którzy pod hasłami walki z nielegalną migracją mieli penetrować lasy i próbować wyręczać organy ścigania. Reagowaliśmy i apelowaliśmy, że to straż graniczna i policja są od tego, żeby pilnować bezpieczeństwa wewnętrznego. Udział czynnika obywatelskiego jest absolutnie niepotrzebny i stwarza ryzyko także dla samych zainteresowanych" - powiedziała Nowak.

Rzeczniczka zwróciła uwagę, że później tzw. patrole pojawiły się w Wielkopolsce. Do bójki grupy Polaków z obcokrajowcami doszło w Śremie, tam obrażenia odnieśli jednak sami patrolujący. "Dziś już wiemy, że stroną inicjującą byli Polacy, zaś obcokrajowcy jedynie się bronili" - podkreśliła Nowak.

Dodała, że grupy takie często wykorzystują fałszywe informacje i pod hasłami obrony ojczyzny lub obrony mieszkańców wychodzą na ulice. "Tak było przy okazji powodzi i informacji o hordach obcokrajowców szabrujących majątek na zalanych terenach" - zaznaczyła Nowak i dodała, że psychologia tłumu powoduje, że te osoby czują się silniejsze.

Rzeczniczka przyznała, że w tym przypadku grupy, które miały rzekomo chronić mieszkańców powodowały ich strach i były postrzegane, jako grupy, które chcą kraść. Policjantka zaznaczyła, że policjanci każdorazowo reagują na takie sytuacje i podejmują czynności o charakterze oficjalnym, związanym np. z legitymowaniem, jak i czynności operacyjne.

"To są również środowiska, w których niestety ma miejsce np. propagowanie faszyzmu i inne zachowania mogące wyczerpywać znamiona przestępstw. Policja musi tego rodzaju środowiska i zdarzenia monitorować" - powiedziała. Jednocześnie wskazała, że często chodzi o zgromadzenia spontaniczne, a osoby, które je organizują umawiają się często przez szyfrowane komunikatory.

"Nie ma zgody na szerzenie nienawiści wobec drugiego człowieka. Historia uczy nas, że tego typu sytuacje, nie przerwane w odpowiednim momencie, zawsze doprowadzały do śmierci drugiego człowieka na tle nienawiści" - zaznaczyła. I podkreśliła, że policja nie potrzebują być wyręczana przez kogokolwiek.

Prezes OMZRiK Konrad Dulkowski zapewnił, że również ośrodek monitoruje zachowania takich grup. "Złożyliśmy zawiadomienie np. w sprawie tego, co wydarzyło się w Żyrardowie, także zawiadomienie ws. ataku takiego patrolu na romskich chłopców w Zabrzu" - powiedział Dulkowski. Dodał, że Ośrodek złożył również zawiadomienie ws. kobiety, która współpracowała ze środowiskami skrajnej prawicy i rozpowszechniała fałszywe informacje o Ukraińcach przyjeżdżających na tereny dotknięte przez powódź szabrować polskie mienie. Kobieta założyła zbiórkę na finansowanie zakupu pałek teleskopowych i gazu pieprzowego dla tzw. patroli obywatelskich. Zbiórkę, po zgłoszeniu przez OMZRiK udało się zablokować.

Odnosząc się do samego zjawiska Dulkowski powiedział PAP, że pierwsze patrole można było obserwować w Przemyślu i Rzeszowie na krótko po wybuchu wojny w Ukrainie, kiedy pojawiły się pogłoski o tym, że czarnoskórzy migranci wykorzystują wojnę, aby razem z ukraińskimi uchodźcami przedostać się do Polski.

"Takie wyssane z palca historie wykorzystywane są za każdym razem po to, aby napędzać nienawiść. W narracji skrajnej prawicy Ukraińcy tylko czekają ostrząc noże w ukryciu, żeby zrobić nam drugi Wołyń. To bzdury" - ocenił Dulkowski.

Szef Ośrodka odnosząc się do zjawiska przypomniał pogrom Żydów w Kielcach w 1946 roku, kiedy tłum mieszkańców wespół z żołnierzami Ludowego Wojska Polskiego i funkcjonariuszami MO dokonali masakry ocalałych z holokaustu Żydów. Powodem była plotka o mordzie rytualnym chrześcijańskich dzieci.

"Minęło tyle lat, a dynamika tych zdarzeń jest taka sama. Na początku mamy jakąś pogłoskę o tym, że Żydzi zabili chrześcijańskie dzieci, żeby przerobić je na macę - w tym wypadku np., że Ukraińcy kogoś zaatakowali - i jeśli to trafi na podatny grunt, to wystarczy iskra. Za każdym razem wygląda to tak samo" - zaznaczył.

Zapytany o to jak, z tym walczyć odpowiedział krótko: reagować i karać.

Autor: Marcin Chomiuk (PAP)

grg/