Ekspert Chatham House: pomagamy Ukrainie na tyle, że nie przegrywa, ale za mało, by wygrała

2023-10-16 07:16 aktualizacja: 2023-10-16, 10:48
Wojna w Ukrainie. Fot. PAP/EPA/OLEG PETRASYUK
Wojna w Ukrainie. Fot. PAP/EPA/OLEG PETRASYUK
Zachód pomaga Ukrainie na tyle, że nie przegrywa, ale wciąż niewystarczająco, by wygrała, więc obawiam się, że wojna będzie ciągnąć się jeszcze długo – powiedział PAP James Nixey, ekspert Królewskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (Chatham House) w Londynie. W poniedziałek mija 600 dni od rosyjskiej napaści na Ukrainę.

"Myślę, że już wcześniej widzieliśmy objawy zmęczenia Ukrainą – zajmuje mniej miejsca w gazetach, pieniądze są mniejsze, obietnic broni jest mniej – a teraz wojna Hamasu z Izraelem tym bardziej odwraca uwagę ludzi od niej. Patrząc na sytuację w kontekście 600 dni wojny, muszę powiedzieć, że ludzie w Wielkiej Brytanii, w Europie zapominają, że Ukraińcy wciąż giną na linii frontu, próbując odzyskać swoje terytorium. Nie twierdzę, że Ukraina została już całkowicie porzucona, ale trzeba uczciwie powiedzieć, że dajemy jej wystarczająco broni, wystarczającą pomoc, by przetrwała, ale niewystarczającą, by wygrała" – uważa Nixey, który w Chatham House jest dyrektorem działu Rosji i Eurazji.

Jako przykład wskazuje niemiecką odmowę przekazania Ukrainie pocisków manewrujących Taurus, prawdopodobnie z obawy, że mogą one zostać użyte do zaatakowania Mostu Kerczeńskiego, co byłoby w oczach kanclerza Olafa Scholza eskalacją wojny.

Nixey przyznaje, że Niemcy i tak zrobiły postęp, bo jak przypomina, zaczynały od oferty przekazania hełmów, tym niemniej ten postęp wciąż jest niewystarczający.

"Dajemy mniej niż Ukraińcy mogą przyjąć. Oczywiście przeszkodami są też kwestie produkcyjne i logistyczne, ale one nie uzasadniają braku niektórych rzeczy, które mogliśmy i powinniśmy zrobić" – podkreśla.

Ekspert dodaje, że dowody tego zmęczenia widoczne są też w Europie Środkowo-Wschodniej, co najbardziej uwidoczniło się w niedawnych wyborach parlamentarnych na Słowacji, gdzie wygrały partie przeciwne pomocy Ukrainie, ale przejawem tego jest także widoczne ochłodzenie relacji Polski z Ukrainą, będące efektem sporu o eksport ukraińskiego zboża.

Zaznacza jednak, że słabnące poparcie dla Ukrainy w Europie Środkowo-Wschodniej ma bardziej znaczenie polityczne i symboliczne niż militarne, bo dla sytuacji na froncie kluczowe jest przede wszystkim to, czy wspierają ją Stany Zjednoczone i na to, że Amerykanie przestaną wspierać Ukrainę po przyszłorocznych wyborach liczy Władimir Putin.

Zaznaczając, że niczego nie chce tak bardzo jak wyraźnego zwycięstwa Ukrainy i porażki Rosji, Nixey wyraził obawę, iż staje się to coraz mniej prawdopodobne.

"Nie uważam, by Ukraińcy w jakikolwiek sposób przegrywali tę wojnę. Nieustannie zaskakują nas w ciągu tych 600 dni. Ale Ukraińcom coraz trudniej jest wygrać. Tak samo jak niemożliwe jest zwycięstwo Rosjan. To znaczy, Rosjanie zdali sobie sprawę, że to niemożliwe, już w pierwszym miesiącu wojny, kiedy wycofali się spod Kijowa. Sądzę, że wyraźne zwycięstwo którejkolwiek ze stron jest mało prawdopodobne. Jest to możliwe, ale mało prawdopodobne. Będziemy widzieć raczej jakąś formę przedłużającego się konfliktu, być może nawet zamrożonego konfliktu, ale myślę, że bardziej prawdopodobne są trwające nadal walki" – uważa ekspert.

Nixey wskazał na niedawne przemówienie Putina, w którym zasugerował on, że rosyjskie cele się nie zmieniły i nadal Rosjanie prowadzą tę wojnę, aby wygrać, a także na dającą się zauważyć odporność zarówno rosyjskiej gospodarki, jak i rosyjskiego społeczeństwa. Ekspert uważa, że nawet jeśli większość Rosjan nie chce osobiście walczyć i umierać, to nadal popiera wojnę i gotowa jest znosić pewne niewygody.

"Nie chcę być przesadnym pesymistą, bo nadal uważam, że zwycięstwo Ukrainy jest możliwe, jeśli jako Zachód będziemy dokonywać właściwych wyborów. Ale niekoniecznie mam wiarę – zwłaszcza, gdy teraz doszedł do tego jeszcze Izrael – że Zachód podejmie te właściwe decyzje" – mówi Nixey.

Rosyjska inwazja na Ukrainę zaczęła się 24 lutego 2022 roku z założeniem, że opanowanie całego kraju potrwa kilka dni.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

jc/