Część rosyjskiego społeczeństwa pod pewnym względem jest bardzo zmęczona wojną - ocenia Garner.
"Widzimy rosnącą frustrację z powodu liczby poległych na froncie. Odbyły się niewielkie protesty matek i żon żołnierzy, które pytały o to, kiedy oni wrócą do domu. Nie obserwujemy jednak żadnego masowego sprzeciwu wobec wojny" - podkreśla.
Jego zdaniem obecnie nic nie wskazuje na to, by te niewielkie demonstracje mogły stanowić zagrożenie dla reżimu Putina.
Garner zwraca natomiast uwagę, że w ostatnim czasie pojawiło się wiele "dobrych wiadomości" dla rosyjskich skrajnych nacjonalistów i twardych zwolenników Putina, takich jak postęp na froncie, w tym niedawne zajęcie Awdijiwki, czy śmierć opozycjonisty Aleksieja Nawalnego.
"Gospodarka wygląda na dosyć odporną, standard życia nie spada aż tak drastycznie, więc jeśli ktoś jest fanem Putina i opowiada się za wojną, to może mu się wydawać, że obecna sytuacja jest nawet lepsza", niż po rozpoczęciu inwazji - ocenia ekspert.
Masowy sprzeciw wobec wojny jest dziś czymś bardzo odległym, dlatego możemy mówić o nim czysto hipotetycznie - zaznacza analityk. Według niego do takiej sytuacji mógłby doprowadzić szereg ogromnych porażek strategicznych na linii frontu na Ukrainie, które poskutkowałyby bardzo dużymi stratami w szeregach rosyjskiej armii.
W takich okolicznościach Putin potencjalnie musiałby ogłosić kolejną masową mobilizację, obejmującą studentów, nastolatków, "właściwie każdego, kogo mógłby dosięgnąć" - kontynuuje historyk. "Prawdopodobnie to byłby moment, w którym rosyjskie społeczeństwo powiedziałoby stop" - prognozuje.
Nie wiadomo, jaką formę przybrałby protest oraz co konkretnie byłoby obiektem sprzeciwu. "Czy byłyby to masowe protesty uliczne? Czy państwo by na to pozwoliło? Czy może protestowano by online? Czy protestowano by przeciwko takiemu rozwojowi wydarzeń na wojnie, czy przeciwko reżimowi i jego charakterowi?" - zastanawia się Garner.
Pytany o sytuację rosyjskiej opozycji, ekspert zaznacza, że jest ona mocno rozdrobniona, poszczególne grupy popierają nieco inne postulaty i często mają problem, by ze sobą współpracować. Ekspert prognozuje dwa scenariusze rozwoju wydarzeń po śmierci Nawalnego. Pierwszy z nich, który w ocenie Garnera jest bardziej prawdopodobny, to jeszcze mocniejsze dławienie opozycji poprzez wtrącanie do więzień, pobicia, ataki czy zabójstwa.
Drugi scenariusz zakłada uznanie Nawalnego za pewnego rodzaju męczennika i zjednoczenie opozycji. (Zdaniem Garnera takim celem mógł kierować się opozycjonista, gdy wrócił do Rosji po próbie otrucia). Zjednoczona opozycja, na czele której mogłaby stanąć wdowa po Nawalym - Julia albo ktoś młodszy, cieszący się dobrą reputacją, miałaby "zorganizować coś większego". "Uważam jednak, że byłoby to niezmiernie trudne" - przyznaje Garner.
Rozmówca PAP, który jest ekspertem od rosyjskiej propagandy, zaznacza, iż z przekazu rosyjskich mediów państwowych wynika, że "wszystko na froncie idzie bardzo dobrze, złe czasy to już przeszłość, mamy strategiczne wygrane, gospodarka radzi sobie świetnie, Joe Biden jest stary, Donald Trump jest szalony, wystarczy poczekać i wygramy wojnę na Ukrainie".
"Rosyjskie media państwowe nie zatrzymują się zbyt długo przy jednej historii. Zamiast tego 'pogłaśniają' i 'przyciszają' pewne narracje, na przykład dotyczącą tego, że wojna na Ukrainie, to powtórka tzw. wielkiej wojny ojczyźnianej, że chodzi o obronę świata przez Rosję przed 'faszystami'" - mówi ekspert. Zaznacza, że ten przekaz był intensywnie nadawany przez media w pierwszych miesiącach wojny na pełną skalę.
W ostatnim czasie media stawiają natomiast na narrację, ukazującą Rosję jako silną, odporną na sankcje, z mocną gospodarką. Przekaz kierowany jest do statystycznego Rosjanina, by przekonać go, że jego życie się wcale nie zmieniło i że nie musi się niczym martwić.
Rosjanie w średnim i starszym wieku czerpią informacje zwłaszcza z telewizji i gazet, natomiast młodsze pokolenia korzystają w tym celu z internetu. Dlatego rosyjskie państwo do rozpowszechniania swojej narracji również wykorzystuje sieć, w tym nawet zablokowane w Rosji serwisy, takie jak Facebook czy Instagram, oraz internetowych influencerów - zaznacza rozmówca PAP.
PAP zapytała też eksperta o marcowe wybory prezydenckie w Rosji. "To nie są wybory, choć tak się nazywają. Putin jest jak szczęśliwy król, który co kilka lat ma nową koronację. To spektakl, performance, który ma pokazać trwającą władzę Putina nad krajem. Chodzi o ożywienie Putina, pokazanie, że należy go traktować poważnie" - wyjaśnia ekspert.
Dodaje, że "wybory" mają pobudzić zagorzałych zwolenników Putina oraz tych, którzy darzą go pewną sympatią i uważają, że "Putin może i nie jest idealny, ale jest lepszy niż Zachód".
Natalia Dziurdzińska (PAP)
kno/