"W 2020 roku społeczeństwo podjęło próbę uzyskania podmiotowości w polityce, wpływu na politykę. To była kulminacja konfliktu, który przez długi czas narastał i w końcu wybuchł w trakcie kampanii wyborczej trzy lata temu" – powiedział przebywający za granicą Karbalewicz.
"To był konflikt pomiędzy społeczeństwem, które w dużej mierze stało się nowoczesne, zorganizowane horyzontalnie i archaiczną władzą, która nie chce przyznać temu społeczeństwu prawa do podmiotowości, na wybieranie tego, kto nim rządzi" – dodał rozmówca PAP.
Społeczeństwo, jak podkreślił, ten konflikt przegrało, ponieważ władze okazały się skonsolidowane i wsparte potężnym aparatem siłowym.
9 sierpnia 2020 roku na Białorusi odbyły się wybory prezydenckie, które oficjalnie wygrał Alaksandr Łukaszenka, rządzący krajem od 1994 roku. Białorusini nie uwierzyli w wynik powyżej 81 proc. i masowo wyszli na protesty. Od trzech lat na Białorusi trwają represje na bezprecedensową skalę, a z kraju wyjechały setki tysięcy ludzi. Do emigracji zmuszona została także Swiatłana Cichanouska, uznawana za rzeczywistą zwyciężczynię elekcji.
"Dzisiaj, by utrzymać władzę, reżim ewoluuje od modelu autorytarnego ku totalitarnemu. Dodatkowo proces ten przyspieszyła wojna Rosji przeciwko Ukrainie" – ocenił Karbalewicz. Jak dodał, "to właśnie wojna określa dzisiaj wewnętrzną i zewnętrzną politykę białoruskich władz".
"Białoruś utraciła istotną część swojej suwerenności – w polityce zagranicznej, sferze wojskowej, informacyjnej, ideologicznej, ale to jest cena za zachowanie władzy Alaksandra Łukaszenki. Żeby utrzymać władzę, musi się wpisywać we wszystkie geopolityczne awantury Moskwy" – przekonywał rozmówca PAP.
Efektem jest polityczna izolacja Białorusi i konfrontacja z Zachodem, natomiast wewnątrz kraju, pomimo tego, że od wyborów i masowych protestów minęły już trzy lata, trwają represje.
"Wewnątrz kraju widać tendencję do jeszcze większego zaostrzania (represji), do ewolucji w stronę totalitarnego społeczeństwa. Trendu o przeciwnym charakterze nie widać i na razie nie oczekiwałbym go" – zaznaczył Karbalewicz, dodając, że choć skala prześladowań osiągnęła bezprecedensowy poziom w historii niepodległej Białorusi, to ciągle "istnieje przestrzeń do ich zaostrzenia".
"Ten proces i jego skala zależy tylko od jednego człowieka, czyli od Łukaszenki. A on ma poważną psychologiczną traumę po wydarzeniach w 2020 roku. Główny czynnik, który określa skalę represji to jego chęć zemsty na społeczeństwie za przeżyte wówczas minuty strachu. A także obawa, że coś takiego mogłoby się powtórzyć" – oznajmił Karbalewicz.
Problemem, jak dodał, jest brak komunikacji ze społeczeństwem. "Ta władza żyje w bańce, którą sama wykreowała. Nie wie, co dzieje się ze społeczeństwem - tak samo zresztą jak w 2020 roku, gdy wybuch demonstracji stał się dla niej zaskoczeniem. Oni nie wiedzą, czego ludzie chcą, co myślą, na co są gotowi. I zgadują, wymyślają zagrożenia, których w rzeczywistości nie ma. Nie sądzę, by w obecnych warunkach społeczeństwo było gotowe do protestu" – dodał politolog.
Jak podkreślił, "taka jest logika reżimu, ta maszyna została uruchomiona i tak po prostu się nie zatrzyma".
W związku z tym, podobnie jak większość niezależnych ekspertów, Karbalewicz konstatuje, że jedynym czynnikiem, który może wpłynąć na sytuację, jest ten zewnętrzny, czyli rozwój wydarzeń w Rosji.
"Ewentualne osłabienie reżimu Putina będzie bez wątpienia wpływać na osłabienie Łukaszenki. To daje okno możliwości dla przemian demokratycznych. Jeśli Rosja nie przegra tej wojny, to zakonserwuje to status quo na dość nieokreślony czas" - podsumował rozmówca PAP. (PAP)
kno/