Ekspert: Rosja dalej gra gazem. W tle zbiegły oligarcha i Turcja

2023-10-08 07:32 aktualizacja: 2023-10-08, 11:06
Gazprom. Zdj. Ilustracyjne. Fot. PAP/EPA/ANATOLY MALTSEV
Gazprom. Zdj. Ilustracyjne. Fot. PAP/EPA/ANATOLY MALTSEV
Rosja nadal próbuje grać gazem – tak mołdawski analityk Valeriu Pasa skomentował doniesienia o surowcu, który ma do Mołdawii dostarczać turecki koncern Botos. Według niego to „ewidentna prowokacja informacyjna”, w którą zaangażowany jest Gazprom i zbiegły oligarcha Vlad Plahotniuc.

„To wygląda na ewidentną prowokację, przede wszystkim informacyjną. To dalszy ciąg serialu: (prezydent) Maia Sandu nie chce się dogadać z Rosją, dlatego nie mamy taniego gazu” – mówi PAP Valeriu Pasa z think tanku Watchdog.MD.

Przed kilkoma dniami tureckie media powiadomiły, że od października państwowa firma Botas będzie dostarczać na rynek mołdawski 2 mln m3 gazu dziennie, co podchwyciła część mediów, w tym międzynarodowych, uznając to za „ważny krok na drodze do dywersyfikacji dostaw gazu”. Informację intensywnie promowały także rosyjskie media państwowe.

„Wiadomo, że Turcja nie ma własnych zasobów gazu i wszystko wskazuje na to, że ten surowiec pochodzi z Rosji, właśnie od Gazpromu. W transakcję po stronie mołdawskiej ma być zaangażowana firma East Gas Energy Trading, w której są ludzie powiązani z niegdyś niezwykle wpływowym w Mołdawii prorosyjskim oligarchą, Vladem Plahotniukiem” – wyjaśnia Valeriu Pasa.

Według analityka to „ewidentna rosyjska prowokacja, przede wszystkim informacyjna”. Tłumaczy, że jeśli na rynek mołdawski zacznie w dużej ilości trafiać rosyjski gaz w niskiej cenie, to potencjalnie może to stworzyć trudną komunikacyjnie sytuację dla rządu.

„Powiedzą: +proszę bardzo, oto Rosja chce sprzedawać gaz po niższej cenie, a władze w Kiszyniowie wolą kupować drożej+ i obwinią rząd o wysokie ceny na rynku energii” – przewiduje analityk.

Pasa przypomina, że Rosja od 2021 r., czyli po dojściu do władzy proeuropejskiej partii Działania i Solidarności (PAS), dość skutecznie budowała na kwestii gazowej operację informacyjną przeciwko proeuropejskim władzom Mołdawii.

„Sandu, to jest bardzo ważne, doszła do władzy bez antyrosyjskich haseł. Owszem, ona była proeuropejska, ale nie antyrosyjska” – opowiada rozmówca PAP.

Jak dodaje, to Rosja zintensyfikowała kampanię przeciwko Sandu konkretnymi działaniami propagandowymi, mającymi na celu dyskredytację władz. „Rosyjska narracja brzmi tak: Sandu nie chciała jechać do Moskwy się dogadać, a gdyby pojechała to byłby tani gaz. To jest fake news, ale rząd nie zdołał wówczas przekonująco wytłumaczyć, dlaczego to jest kłamstwo. Tymczasem od początku to był szantaż, a wręcz zastraszanie. Jak to działa? Dostajemy tani gaz, ale Rosja oczekuje ustępstw i w każdej chwili może zakręcić kurek” – tłumaczy Pasa.

Jak mówi, koncepcja Rosji wobec Mołdawii, podobnie jak wobec innych sąsiadów z b. ZSRR, to „formalna niepodległość przy braku suwerenności, czyli model Białorusi”.

„Znamy tylko cząstkowe informacje o rosyjskich +propozycjach+, ale były wśród nich np. obniżenie ceny w zamian za rezygnację z apeli o wycofanie wojsk rosyjskiego z (separatystycznego) Naddniestrza, rezygnacja z udziału w europejskim pakiecie energetycznym, itp.” – mówi Pasa.

„Rosja zmieniła warunki kontraktu, zagroziła pełnym odcięciem dostaw. Nasze władze, zamiast jednoznacznie wówczas wskazać Rosje jako inicjatora tego kryzysu i winną stronę, zdecydowały się na +pragmatyzm+, za co płacą do dzisiaj, bo społeczeństwo nie rozumie istoty problemu” – wyjaśnia analityk.

W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że Kiszyniów, dążąc do uniezależnienia się od Moskwy, zaczął kupować gaz na potrzeby bieżące na rynku spotowym, a także zapełniać magazyny, by zapewnić sobie zapasy na zimę. I chociaż w tym roku udało się kupować surowiec taniej niż od Rosji, to od 2021 r. energia na rynku wewnętrznym mocno podrożała. Państwo dopłacało obywatelom do rachunków za energię, a cały proces odejścia od rosyjskich dostaw odbywał się dzięki wsparciu kredytowemu z Zachodu. Gaz, który płynie obecnie do Mołdawii z Rosji, trafia do separatystycznego Naddniestrza.

„Mołdawia zdołała zbudować model, w którym nie jest zależna od Gazpromu. Jednak na problemy energetyczne nałożyły się inne problemy gospodarki, co wpłynęło na notowania władz. W tej sytuacji propaganda ma tylko jedną interpretację: droga energia i inne problemy, to wina rządu” – tłumaczy ekspert Watchdog.MD.

Część ekspertów ocenia, że w sytuacji, gdy Kiszyniów zapewnił sobie surowiec z alternatywnych źródeł i Rosja nie ma możliwości szantażowania np. odcięciem dostaw, ewentualne kupno gazu od Gazpromu nie jest dla Mołdawii problemem czy zagrożeniem.

We wtorek mołdawski minister energetyki Victor Parlicov powiedział, że nie wyklucza możliwości kupowania surowca od Rosji.

„Nie wykluczam, że Gazprom będzie szukać możliwości dostarczania gazu do Mołdawii, także na prawy brzeg (Dniestru), ale w lepszej cenie. I będziemy mieć możliwość wyboru” – powiedział Parlicov w wywiadzie dla portalu Newsmaker.md, którego fragment opublikowano we wtorek.

„Jeśli zaproponują nam dobrą cenę, i jeśli ta cena nie będzie związana z jakimiś warunkami politycznymi, z ryzykiem politycznym dla relacji z Unią Europejską, to jest to możliwe” – cytuje Parlicova mołdawski portal.

Komentując turecko-mołdawski kontrakt gazowy, szef resortu energetyki powiedział PAP: „Jak na razie do Mołdawii nie trafił (w ramach tego kontraktu - PAP) żaden gaz, a wyłącznie newsy”.

Z Kiszyniowa Justyna Prus (PAP)

kgr/