Ekspert: sprawy Ukrainy przyćmiły na szczycie w Wilnie kwestie czysto natowskie

2023-07-13 07:40 aktualizacja: 2023-07-13, 11:29
Świerczyński: sprawa dążenia Ukrainy do członkostwa w Sojuszu zdominowała szczyt NATO w Wilnie. Fot. PAP/EPA/TIM IRELAND
Świerczyński: sprawa dążenia Ukrainy do członkostwa w Sojuszu zdominowała szczyt NATO w Wilnie. Fot. PAP/EPA/TIM IRELAND
Sprawa dążenia Ukrainy do członkostwa w Sojuszu zdominowała szczyt NATO w Wilnie, na dalszy plan zeszły sprawy samego Sojuszu - jak powrót do tradycyjnej funkcji obrony terytorium - ocenił w rozmowie z PAP analityk Polityki Insight Marek Świerczyński.

"Niedobrze się stało, że kwestia ukraińska zdominowała zainteresowanie mediów i dyskusję o szczycie NATO. Przykryła osiągnięcia tego szczytu dla samego Sojuszu, po trosze zaszkodziła również relacjom NATO-Ukraina" - w ten sposób analityk ocenił zakończone w środę spotkanie szefów państw i rządów.

"Dzisiejsze wypowiedzi wskazywały, że ostra krytyka ze strony Wołodymyra Zełenskiego nie spodobała się w Waszyngtonie i Londynie" - dodał analityk. Zwrócił uwagę, że doradca prezydenta USA Jake Sullivan i sekretarz obrony Wielkiej Brytanii Ben Wallace w dyskusji na NATO Public Forum mówili, że ich kraje zasłużyły na wdzięczność za pomoc, jakiej udzielają Ukrainie. "To był sygnał, że prezydent Ukrainy w tej - z jego punktu widzenia słusznej kampanii - przeholował wczoraj z ostrym wpisem na Twitterze" - dodał.

"Zełenski, by oddać mu sprawiedliwość, dzisiaj starał się załagodzić sprawę, ale niesmak pozostał, ponieważ wielu polityków, sprzyjających Ukrainie ekspertów i dziennikarzy podchwyciło krytykę, która jeszcze nie wygasła. Pojawił się slogan +Bukareszt 2+, sugerujący że od szczytu w 2008 Sojusz nie zaoferował Ukrainie nic więcej, podczas gdy zaoferował bardzo dużo. O tym, że w Wilnie nie będzie zaproszenia dla Ukrainy, było wiadomo na wiele tygodni przed szczytem" - podkreślił Świerczyński.

Zwrócił uwagę na deklarację długoterminowego wsparcia Ukrainy przez kraje G7. "Zachód uruchomił nowy wielostronny format wsparcia Ukrainy, skupiający zachodnie potęgi, w tym UE. To oczywiście wstępna deklaracja, która stwierdza, że konkretne porozumienia muszą być zawierane między Ukrainą a krajami członkowskimi, ale można przypuszczać, że do takich porozumień dojdzie" - powiedział.

"Interesujący jest akapit, że w wypadku nowej, przyszłej agresji na Ukrainę, sygnatariusze zareagują - odbędą konsultacje, wyślą Ukrainie wsparcie; pytanie, co zrobią jeszcze. Kijów zapewne oczekiwałby takiej gwarancji, jaką daje artykuł 5 traktatu północnoatlantyckiego. Można mieć przekonanie, że nie pójdzie to tak daleko. Pytanie, co się kryje za porozumieniami" - powiedział.

Ocenił, że "sprawy stricte natowskie zeszły trochę w cień, a są niezwykle istotne, ponieważ są kolejnym krokiem na drodze od Walii przez Warszawę, Brukselę, Londyn i Madryt do Wilna i Waszyngtonu - odejścia od modelu ekspedycyjnego i powrotu do obrony terytorium mandatowego". "To idzie mozolnie, ponieważ konieczne są decyzje polityczne, zatwierdzające plany obronne. Taki plan wymaga ludzi, pieniędzy, inwestycji, struktur, uzbrojenia w perspektywie kilku lat, może nawet dekady" - zaznaczył Świerczyński.

"Interesujący jest wymiar geograficzny tych planów. Mamy do czynienia z powrotem NATO do układu zimnowojennego. Europejski teatr działań wojennych był podzielony na trzy obszary - północny, centralny i południowy. Z takim samym podziałem mamy do czynienia teraz, kiedy dowództwo w Norfolk będzie odpowiadać za północny Atlantyk i Skandynawię, dowództwo w Brunssum za Europę kontynentalną i północną część wschodniej flanki, a Neapol za obszar śródziemnomorsko-czarnomorski na południe od Alp o Karpat" - powiedział Świerczyński.

Zwrócił uwagę, że na razie nie wiadomo, czy za terytoria nowych państw członkowskich - Finlandii i w przyszłości Szwecji będzie odpowiadać dowództwo w Norfolk, któremu podlegają Dania i Norwegia, czy też zostaną one podporządkowane Brunssum. "Stałoby się ono wtedy gigantycznym dowództwem, co wymagałoby rozbudowania struktury, a to miałoby skutki również dla nas, ponieważ w naturalny sposób będziemy uczestniczyć w budowie tych nowych struktur" - zauważył.

Według Świerczyńskiego, list prezydentów Polski, Litwy i Łotwy do przywódców państw członkowskich i sekretarza generalnego NATO w sprawie Białorusi "z apelem wręcz o zmianę polityki nuklearnej, nie spotkał się z odzewem". "Białoruś nie została podniesiona w komunikacie końcowym do rangi dużego zagrożenia. Jest oczywiście mowa, że NATO monitoruje sytuację, ale alarm nie przeniósł się w sposób wyraźny do Wilna, co jest symboliczne, bo szczyt odbywał się 30 km od granicy z Białorusią" - powiedział analityk.

Zwrócił uwagę na deklaracje dotycząca zintegrowanej obrony powietrznej i przeciwrakietowej, w której skład, oprócz lotnictwa wchodzą systemy naziemne. "Istotne, że w sposób bardzo wyraźny do misji obrony powietrznej wschodniej flanki został dołożony komponent antyrakietowy" - powiedział. Zwrócił uwagę, że w "praktyce to się zaczęło dziać - niemieckie i amerykański systemy Patriot zostały wysłane bez żadnej natowskiej deklaracji". Zaznaczył, że zgodnie z deklarację "elementy tego systemu mają być rozmieszczane, mają się odbywać ćwiczenia, co nasuwa pytanie o zasoby, bo ten sprzęt i zdolności nie są najczęstsze w krajach NATO".

"Wskazuje to więc na potrzebę inwestycji. Jeśli chodzi o inwestycje, to porażka tego szczytu. W języku komunikatu nie widzę zasadniczego zwrotu w kierunku większych wydatków obronnych" - powiedział analityk o podtrzymanej w Wilnie deklaracji przeznaczania co najmniej 2 proc. PKB na obronność. "Ciągle się zastanawiam, gdzie jest sufit, gdzie podłoga" - dodał, nawiązując do sformułowania użytego przez sekretarza generalnego Jensa Stoltenberga. (PAP)

Autro: Jakub Borowski
gn/