Od 1 stycznia 2025 r. obowiązuje znowelizowany, uchwalony w czerwcu podczas Nadzwyczajnego XVI Zjazdu Lekarzy, Kodeks Etyki Lekarskiej. To pierwsza zmiana po 21 latach. O tym, co oznacza on dla samych lekarzy oraz dla pacjentów, jakie zmiany wzbudziły najwięcej kontrowersji, PAP rozmawia z dr n. med. Arturem de Rosier, przewodniczącym Komisji Etyki Lekarskiej Naczelnej Rady Lekarskiej, który koordynował prace nad nowelizacją.
PAP: Tym, co się rzuca w oczy przy lekturze znowelizowanego dokumentu jest to, że został on uaktualniony o takie kwestie jak sztuczna inteligencja, dawstwo narządów czy ludzki genom. Ale to, co zwróciło moją uwagę, to zaostrzenie wymagań wobec lekarzy - jeśli chodzi o ich stosunek do pacjentów - więcej jest kategorycznych stwierdzeń typu "lekarz ma obowiązek", niż miękkich "powinien".
Artur de Rosier: Patrząc na całość Kodeksu, to nie jest tak, że tylko kilka rzeczy zostało dodanych. On został cały przeredagowany, m.in. wprowadziliśmy jednoznaczność dotyczącą właśnie tych kwestii "powinien" i "ma obowiązek", co zresztą wywołało gorącą dyskusję na krajowym zjeździe lekarzy i wygenerował 50 poprawek, z których spora część była zaostrzająca, zmieniająca powinność na obowiązek.
Nam chodziło o to, żeby ujednoznacznić zapisy w ten sposób, aby nie budziły żadnej wątpliwości. Bo jeżeli ktoś powinien coś zrobić, to znaczy, że jest to pożądane, ale niekoniecznie musi, prawda? To istotne, zwłaszcza w zakresie odpowiedzialności zawodowej, kiedy czasami trudno było wskazać, że postępowanie lekarza było niezgodne z kodeksem etyki lekarskiej, gdyż linią obrony było "no, powinienem, ale nie musiałem".
Obecnie mamy np. art. 22, który nakazuje, w sytuacji, kiedy lekarz popełni błąd, poinformować o tym pacjenta, gdy w poprzedniej wersji było, że "powinien" to zrobić. Jest zresztą wiele innych kwestii dotyczących stosunków na linii lekarz-pacjent, gdzie wymagania w stosunku do lekarzy określone są w sposób bardziej kategoryczny, niż w poprzedniej wersji kodeksu – mam tu na myśli m.in. art. ósmy mówiący o starannym prowadzeniu dokumentacji lekarskiej i niezbędnym czasie, jaki lekarz ma poświęcić pacjentowi.
PAP: W znowelizowanym kodeksie więcej jest pacjentów, niż chorych. Dlaczego?
A.R.: W zdecydowanej większości wypadków zamieniliśmy pojęcie chory na pojęcie pacjent, wyjątkiem jest opieka terminalna, bowiem nie każdy pacjent jest chory, co bardzo widać choćby w chirurgii plastycznej albo tam, gdzie obserwacja w kierunku jakiejś choroby okazała się negatywna i pacjent nie okazał się być chorym.
Wprowadziliśmy też pojęcie "aktualnej wiedzy medycznej" zamiast "współczesnej wiedzy medycznej", a także pojęcie "kompetencje zawodowe", które zawierają w sobie trochę więcej treści, niż "umiejętności zawodowe". Poza tym, na wniosek środowiska anestezjologów i intensywistów, zamieniliśmy pojęcie "reanimacja" na pojęcie "resuscytacja".
PAP: To, co pan wymienił, to takie techniczne zmiany, tymczasem mówiło się w trakcie prac nad nowelą, że będą one wychodziły naprzeciw pacjentom i zaostrzą wymagania oraz sankcje wobec lekarzy.
A.R.: To nie jest kodeks karny, tylko dokument, który ma odpowiadać na pytania w kwestiach moralnych. Czy to, co zrobiłem albo to, co planuję zrobić, jest dobre dla pacjenta i etyczne.
Poza tym jest to bodaj pierwszy kodeks etyki lekarskiej na świecie, w którym jest mowa o sztucznej inteligencji, która stała się codziennością współczesnej medycyny, chociażby w badaniach obrazowych. Dlatego podkreślamy w nim, że zawsze ostatnie słowo ma lekarz, który samodzielnie musi przeanalizować to, co mu podpowiada AI i na tej podstawie, tudzież własnej wiedzy i doświadczenia, podjąć decyzję.
PAP: Lekarz ma także obowiązek zapytać pacjenta o zgodę na to, czy chce być diagnozowany za pomocą sztucznej inteligencji.
A.R.: Tak, choć od tego są pewne wyjątki, gdyż AI jest dziś używana w aparaturze medycznej w podobny sposób, jak np. wspomaganie kierownicy w samochodzie – nie sposób tego wyłączyć, żeby nie narazić się na niebezpieczeństwo. Np. w diagnostyce obrazowej sztuczna inteligencja odpowiada za taki dobór odcieni szarości, żeby obraz był jak najbardziej czytelny.
Dlatego w komentarzu do tego artykułu wydzielamy te sytuacje, gdzie lekarz stosuje sztuczną inteligencję w sposób intencjonalny od tych, kiedy sztuczna inteligencja jest czymś technicznym. Do najważniejszych zapisów kodeksu tworzone są komentarze, które w sposób szczegółowy wyjaśniają kwestie, których nie sposób zamknąć w jednym artykule.
PAP: Kolejna ważna rzecz, która została wprowadzona do kodeksu, to teleporada, czyli artykuł dziewiąty. Wiele osób uważa, że teleporada to pójście na łatwiznę, a także sposób na łatanie dziur w obsadzie lekarskiej, niekoniecznie z korzyścią dla pacjenta.
A.R. Poświęciliśmy bardzo dużo czasu na pracę nad tym artykułem, wiele mądrych głów zastanawiało się, jak on powinien brzmieć – bo to, że teleporada, która bardzo nam się sprawdziła podczas pandemii, powinna zostać ujęta w tym dokumencie, nie budziło sporów. Nie ulega wątpliwości, że najwłaściwszą formą relacji lekarz-pacjent jest kontakt osobisty, ale są sytuacje, kiedy teleporada jest niezbędna, jedynie możliwa. Czasem bywa też rodzajem wizyty wstępnej, możliwością zebrania wywiadu przez lekarza, zanim pacjent stawi się u niego osobiście.
Nie bez znaczenia jest także możliwość wystawiania e-recept, są takie sytuacje, kiedy pacjent wyjeżdża na urlop i dzwoni, bo skończyły mu się leki. Wtedy konsultujemy swojego pacjenta i możemy w drodze teleporady zapewnić mu ciągłość opieki medycznej. Natomiast zgadzam się - teleporada nigdy nie będzie tym samym, co kontakt osobisty, który w kodeksie jest zalecany.
PAP: Wiele emocji budzi zapis pozwalający lekarzom na to, żeby się reklamowali.
A.R.: W poprzedniej wersji kodeksu wszelka reklama była zabroniona, ale w obecnym konkurencyjnym świecie nie tylko jest to niemożliwe, ale także na zakaz reklamowania się przez lekarzy nie pozwalają unijne dyrektywy. Dlatego dopuszczamy reklamowanie się przez lekarzy, ale pod pewnymi warunkami, o czym najlepiej mówi pkt. 2 art. 71: "Lekarz jest uprawniony do posługiwania się informacją o oferowanych usługach z zastrzeżeniem, że taka informacja będzie zgodna z zasadami etyki lekarskiej".
Natomiast w pkt. 5 tego artykułu zwracamy uwagę, że lekarz nie może wykorzystywać swojego autorytetu zawodowego do promowania usług niezwiązanych z wykonywaniem zawodu lekarza, w praktyce widzę to tak, że lekarz może mieć np. sklep jubilerski, ale nie może – wykorzystując swój autorytet – twierdzić, że sprzedawane w nim kolczyki korzystnie wpływają na zdrowie, a takie sytuacje miały miejsce.
PAP: A ma prawo reklamować prawo czy lewo skrętne witaminy?
A.R.: Suplementy diety w definicji europejskiej są produktami spożywczymi, a nie lekami i wyrobami medycznymi. Więc - to jest moje osobiste zdanie - to, co jest produktem spożywczym, nie podlega możliwości promowania przez lekarza. Zanim pani zapyta dodam jeszcze, że w myśl art. 65 "lekarzowi nie wolno współdziałać z osobami zajmującymi się leczeniem, a nie posiadającymi do tego uprawnień".
PAP: Z nowości w kodeksie mamy jeszcze zastąpienie terapii uporczywej terapią daremną.
A.R.: To właśnie terapia daremna jest pojęciem obowiązującym na całym świecie, terapia uporczywa to taki polski regionalizm, nieprzystający do aktualnej wiedzy medycznej.
PAP: I bardzo kategorycznie do tego podchodzicie pisząc, że lekarzowi nie wolno stosować terapii daremnej. Brzmi trochę przerażająco.
A.R.: Jeżdżę po Polsce, wykładam nowelizację i wiem, jakie pojawiają się zastrzeżenia. Kiedyś usłyszałem wypowiedziane wprost: "Tym zapisem otworzyliście ścieżkę do eutanazji". To nieprawda.
Terapia jest daremna wtedy, kiedy nie spełnia określonych celów, ale tak możemy o niej powiedzieć dopiero wówczas, jeżeli ją podejmiemy i przekonamy się, że nie przyniesie żadnego skutku. Wówczas powinniśmy ją zarzucić, co nie oznacza, że pacjent zostaje bez opieki. Przecież jest cała struktura medycyny i opieki paliatywnej, których zadaniem jest wspomóc pacjenta w zakresie zniesienia bólu, duszności, poprawić jego komfort funkcjonowania. Z tym podejściem zgadza się także Komisja Episkopatu Polski, która w swoim stanowisku zaznaczyła, że przerwanie terapii daremnej nie jest działaniem nieetycznym.
PAP: Czy naprawdę trzeba było wstawiać do kodeksu art. 72 mówiący o tym, że lekarz nie może pracować będąc pod wpływem środków takich jak alkohol czy narkotyki? Wydaje się to oczywiste.
A.R.: W kodeksie jest bardzo dużo stwierdzeń, które wydają się być oczywiste. To, że lekarze mają okazywać sobie wzajemny szacunek, że mają okazywać szacunek pacjentowi, że mają mu poświęcić niezbędny czas, itd. Myślę jednak, że kodeks w części musi składać się z kwestii oczywistych, które przypominają o zasadach moralnych.
PAP: Powiedział pan, że kodeks etyki lekarskiej nie jest kodeksem karnym, niemniej samorząd lekarski ma duże możliwości, jeśli chodzi o dyscyplinowanie lekarzy, może ich nawet pozbawić prawa wykonywania zawodu.
A.R.: Należy się liczyć z tym, że każde zachowanie, które jest niezgodne z etosem czy z przepisami, pociągnie za sobą odpowiedzialność i wyciągnięcie konsekwencji.
PAP: Zatrzymajmy się na chwilę przy art. 62., mówiącym o stosunkach wzajemnych między lekarzami. Stoi w nim m.in., że lekarz powinien zachować szczególną ostrożność w formułowaniu opinii o działalności zawodowej innego lekarza oraz nie powinien publicznie dyskredytować innego lekarza, co nie wyklucza merytorycznej krytyki. Niby słusznie, ale może to skutkować nałożeniem kagańców np. lekarzom będącym biegłymi, którzy od dawna boją się opiniować np. błędy popełnione przez swoich kolegów po fachu, żeby nie zostać pociągniętym do odpowiedzialności przed sądem lekarskim.
A.R.: Sam jestem biegłym sądowym od 20 lat i nie znam przypadku, żeby ktoś za opinię napisaną dla sądu czy merytoryczną krytykę został pociągnięty do odpowiedzialności. Owszem, jest taka niepisana zasada, że nie opiniujemy w obrębie swojego województwa czy środowiska, które jest nam znane, ale taka sama zasada obwiązuje np. w zawodach prawniczych, prawda?
Poza tym należy rozróżnić merytoryczną krytykę od dyskredytacji, którą obecnie łatwo kolportować np. poprzez media społecznościowe i tym samym wyrządzić komuś wielką szkodę wizerunkową. To jest absolutnie niedopuszczalne, w tej kwestii także odsyłam do komentarza, w którym definiujemy, na czym polega dyskredytacja, a na czym krytyka merytoryczna, do której mamy prawo.
PAP: Jak pan myśli, jak długo przeżyje ten kodeks i jak szybko trzeba go będzie zmieniać?
A.R.: W związku z tym, że rzeczywistość błyskawicznie się zmienia, ta nowelizacja na pewno nie przetrwa dwóch dekad, jak poprzedni kodeks. Ale nie sposób robić tego co rok, więc uważam, że wiele kwestii spornych, które się pojawią, wyjaśnią komentarze, nad którymi nasza komisja etyki nieustannie pracuje.
Kodeks etyki lekarskiej w Stanach Zjednoczonych mieści się na kartce A4, reszta zawarta jest w komentarzach i jestem przekonany, że także w przypadku naszego kodeksu jest to dobre rozwiązanie.
Rozmawiała: Mira Suchodolska (PAP)
mir/ mrr/kgr/