Przywódca Chin przebywa z wizytą na Węgrzech do 10 maja.
Prof. Bogdan Góralczyk uważa, że dla premiera Węgier Viktora Orbana Chiny to Wielki Brat, który przynosi ogromne środki inwestycyjne. Jak zaznaczył, to o tyle ważne, że wszystko wskazuje, iż Węgry będą jedynym państwem UE, które nie dostanie środków z KPO, mających wesprzeć odbudowę gospodarki po pandemii Covid-19.
„Relacja tych państw to nie romans, ale interesy i kalkulacje” - mówił ekspert.
Pytany, czy można nazwać Węgry chińskim koniem trojańskim w Unii Europejskiej, ekspert odpowiedział, że można tak je określić, ale ta ich rola trwa od 2010 roku, kiedy to ugrupowanie Orbana zdobyło konstytucyjną większość w parlamencie.
„Premier mówi o strategii otwarcia na Wschód, poczesną rolę w niej zawsze odgrywały Chiny. Węgry są koniem trojańskim od 15 lat, nie od dziś. To zarzut wobec władz w Brukseli, a nie władz w Budapeszcie” - ocenił Góralczyk.
Dodał, że należy spojrzeć szerzej na otwarcie Węgier na Wschód, gdyż obejmuje ono dwóch największych graczy, czyli Chiny oraz Rosję, ale też Turcję, państwa kaukaskie szczególnie Azerbejdżan i kraje środkowoazjatyckie, w tym Kazachstan. „To jest gra na wielu fortepianach, a nie tylko tych dwóch najgłośniejszych” - wyjaśnił politolog.
Góralczyk przypomniał, że Węgry, obok Niemiec i Francji, to kraj UE, z którym Chiny prowadzą największe interesy. Przewiduje, że po zakończeniu wizyty Xi Jinpinga w Budapeszcie, podpisane zostaną kolejne kontrakty.
Ekspert podkreślił, że dotąd Chiny zainwestowały na Węgrzech 13,5 mld euro; to więcej niż wynosiły inwestycje w Europie Środkowo-Wschodniej w ramach chińskiej inicjatywy 16+1.
W jego opinii, podczas wizyty prezydenta Chin zostanie ogłoszona budowa na Węgrzech drugiej już montowni chińskich samochodów elektrycznych pod Peczem. „Niezależnie od tego pod Debreczynem budowana jest ogromna fabryka baterii do samochodów elektrycznych. Wzbudza to niezadowolenie tamtejszej ludności, bo inwestycja ta jest bardzo szkodliwa ekologicznie. Dostęp wody do pobliskiego Debreczyna jest zagrożony. Wróciłem właśnie z Węgier i moi rozmówcy podali mi, że mniejszych chińskich fabryk może być nawet 40. To pokazuje rozmach chińskich inwestycji” - mówił.
Jak zauważył, dobre relacje chińsko-węgierskie to nie tylko efekt ostatnich lat. Przypomniał, że Węgry mają sporą mniejszość chińską w związku z otwarciem w 1989 r. dwuletniego ruchu bezwizowego dla obywateli ChRL. Jak szacuje, wówczas pojawiło się ok. 30-40 tys. Chińczyków, którzy dziś jako mniejszość dobrze funkcjonują i są widoczni.
Góralczyk zwrócił uwagę, że w środę Orban osobiście witał na lotnisku Xi, czego nie zrobił na przykład podczas wizyty prezydenta Rosji Władimira Putina na Węgrzech. W opinii politologa, to znak, jak ważne jest dla niego spotkanie z chińskim przywódcą, w tym także dla węgierskiej polityki wewnętrznej. „Po raz pierwszy od 2010 roku Orban ma realne wyzwanie polityczne w postaci Petera Magyara (szefa partii Szacunek i Wolność, nowego lidera opozycji – PAP). Zobaczymy co przyniosą najbliższe, połączone wybory europejskie i samorządowe. Jeśli Magyar będzie szedł jak burza, to już za chwilę sytuacja na Węgrzech może się zmienić i nawet chińskie środki mogą nie pomóc Orbanowi zwyciężyć” - wyjaśnił.
Pytany o wizyty kanclerza Niemiec Olafa Scholza i sekretarza stanu USA Antony'ego Blinkena w Chinach, podróż Xi do Europy i zapowiadane spotkania z Putinem w Pekinie, Góralczyk stwierdził, że „mamy do czynienia z Chinami jako politycznym graczem globalnym”. „Chiny są już doproszone do udziału w pierwszej pokojowej konferencji dotyczącej wojny w Ukrainie, która odbędzie się w połowie czerwca w Szwajcarii. Zwykłem mówić, że jeśli będzie nowe porozumienie tego typu jak konferencja w Jałcie, choć wiem jak to w Polsce brzmi, to będzie ono z podpisem Chińczyków. To będzie zupełnie nowa jakość” - zaznaczył politolog.
Jednocześnie Góralczyk przewiduje, że Europie grozi druga wojna handlowa z Chinami, na co wskazuje niedawna wizyta kanclerza Niemiec w Pekinie i ostatnie rozmowy prezydenta Francji Emmanuela Macrona z Xi w Pałacu Elizejskim. „Pierwsza wojna dotyczyła fotowoltaiki, druga będzie dotyczyć samochodów elektrycznych. Jak twierdzą eksperci od motoryzacji Chiny mają wiele modeli pojazdów, które są cztero-, pięciokrotnie tańsze niż ich europejskie odpowiedniki. Chińczycy nie ustępują, chcą zdobywać rynki” - dodał ekspert.
Marta Zabłocka (PAP)
kh/