Ewa Wachowicz: przygotowania do Bożego Narodzenia rozpoczynam w październiku, ale pierwszego dnia świąt idziemy do restauracji

2023-12-24 07:58 aktualizacja: 2023-12-25, 08:41
Ewa Wachowicz. Fot. FOTON/PAP
Ewa Wachowicz. Fot. FOTON/PAP
Nazywana „polską Nigellą Lawson” Ewa Wachowicz od szesnastu lat prowadzi autorski program kulinarny „Ewa gotuje”, który nagrywa w swojej domowej kuchni, pisze książki kulinarne i prowadzi własną restaurację „Zalipianki” w sercu Krakowa. W kuchni łączy tradycję z nowoczesnością, pokazuje, że gotowanie jest zmysłowe, może sprawiać ogromną przyjemność i wcale nie musi być trudne. Nam Ewa Wachowicz zdradza, kiedy rozpoczyna świąteczne przygotowania, co wyjątkowego szykuje na Wigilię ona, a co jej mąż i dlaczego w pierwszy dzień świąt wybiera się na obiad do restauracji.

PAP Life: Święta Bożego Narodzenia trwają trzy dni, ale przygotowania do nich znacznie dłużej. Co roku narzekamy, że kupujemy za dużo jedzenia, obiecujemy sobie, że w przyszłym roku będzie inaczej, ale gdy zbliża się Gwiazdka, znów zaczyna się przedświąteczna gorączka.

Ewa Wachowicz: To prawda, wszyscy to znamy: przed świętami „nie jedz, bo na święta”, a po świętach „jedz, bo się zmarnuje”. To oczywiście żart. Ale trendem, który obserwuję od jakiegoś czasu, jest powrót do gotowania w domu i celebrowania świąt. Co ciekawe, tradycję doceniają młodsze pokolenia. Widzę to w swojej rodzinie, gdzie mamy już takie trochę starsze dzieci, po trzydziestce. Wszyscy chcą, żeby święta były takie jak zawsze, czyli takie, jakie pamiętają z dzieciństwa. Choć tak naprawdę u mnie tradycyjna, z dwunastoma daniami na stole, jest Wigilia. Odkąd mam restaurację, w pierwszy dzień świąt całą rodziną idziemy na obiad do „Zalipianek”. Na śniadanie odgrzewamy, co zostało z kolacji wigilijnej, a na kolację dokładane są potrawy mięsne. Uważamy, że pierwszy dzień świąt jest tak dużym świętem, że wtedy się nie gotuje. Natomiast w drugi dzień świąt, który przeważnie spędzamy w naszym domu w Zawoi, przygotowuję kaczkę lub dziczyznę.

PAP Life: Świąteczne wyjścia do restauracji to chyba nowy trend? Kiedyś restauracje były w święta zamknięte

E.W.: Trochę te zmiany wymusili na nas klienci. Odbieraliśmy tak wiele telefonów z pytaniem o świąteczny obiad, że zdecydowaliśmy się otworzyć restaurację w pierwszy i drugi dzień świąt. Zawsze mamy komplet gości.

PAP Life: Inny trend to wcześniejsze ubieranie choinki. Kiedyś robiło się to w Wigilię, a teraz tydzień, czy dwa tygodnie wcześniej.

E.W.: Pod tym względem jestem tradycjonalistką, w moim domu rodzinnym choinkę ubierało się w Wigilię albo dzień przed i tak jest też u mnie. Co prawda, mamy już choinki, a nawet dwie, tak jak co roku w donicach, ale ubierać je będziemy tuż przed. Natomiast pojawiły się już różne drobne świąteczne ozdoby, jest przepiękna gwiazda betlejemska, tradycyjnie przywieziona dziewiątego grudnia na imieniny mojej mamy Wiesławy. Jest wieniec na drzwiach, więc przyznaję, że sama też ulegam temu trendowi, żeby troszeczkę wcześniej zrobiło się już świątecznie.

PAP Life: Kiedy pani rozpoczyna kulinarne przygotowania do świąt?

E.W.: Dla mnie pierwszym sygnałem, że idą święta jest nastawienie ciasta na pierniki, które jest dużo smaczniejsze, kiedy poleżakuje kilka tygodni. Przeważnie robię to w okolicy swoich urodzin 19 października, a wypiekanie pierników zaczynam na początku grudnia. Zawsze starałam się to zrobić na Mikołaja i ta pierwsza partia pieników znikała do świąt, a potem wypiekałam kolejne. W tym roku miałam tyle obowiązków zawodowych, że zabrałam się za wypiekanie dopiero na początku tygodnia świątecznego. To jest ten moment, kiedy intensywnie biorę się za przygotowanie dań świątecznych. Przyznam się, że trochę już ich zrobiłam. Poza ciastem na pierniki, mam część pierogów, barszcz jest wlany do butelek, zostają mi jeszcze uszka. Natomiast u mnie też zaszła pewna zmiana. Kiedyś wszystko robiłam sama, teraz trochę wspomagam się daniami ze swojej restauracji, biorę pasztet, pieczyste, karpia po żydowsku, którego przygotowanie pochłaniało najwięcej czasu. Za to słodkie potrawy przygotowujemy sami, choć od pewnego czasu też mam wsparcie. Dziewczyny w naszej rodzinie dorosły, mam na myśli córkę brata, córkę męża i moją Olę, więc każda z nich przygotowuje coś słodkiego. Alicja robi sernik, Marysia ciasto czekoladowe, Ola imbirowiec, a jeszcze teściowa przywozi ze Szczecina kruszańca. Tak naprawdę mnie pozostaje do zrobienia makowiec.

PAP Life: Wigilia zawsze odbywa się w pani domu?

E.W.: Tak się tradycyjnie utarło, dla wszystkich jest tak najwygodniej. Także dlatego, że mam u siebie mamę i nie bardzo mogę się z nią gdzieś ruszać.
Przeważnie jest u nas piętnaście, szesnaście osób. Ten skład się trochę zmienia, w tym roku zapowiedziała się przyjaciółka ze Stanów, zawsze też zapraszam swoją drugą przyjaciółkę. Moi przyjaciele wiedzą, że mój dom jest dla nich otwarty, zawsze mogą do mnie przyjść. Lubię przygotowywać Wigilię, przyjmować gości, więc tak naprawdę robię to, co sprawia mi radość.

PAP Life: Czy tegoroczna Wigilia będzie się czymś różniła od poprzednich?

E.W.: Dania wigilijne u mnie są tradycyjne i nie zmieniają się od lat. Może poza jednym, bo co roku mąż mówi, żebym zrobiła więcej kompotu z suszu i zawsze jest za mało. Dawniej robiłam pięć litrów, później dziesięć, teraz piętnaście litrów i to wszystko schodzi. Nagle się okazuje, że ten kompot z suszu jest rarytasem świątecznym. Gdy w Wigilię wchodzi się do domu, od progu unosi się jego zapach – to mieszanka suszonych w dymie śliwek, jabłek, cynamonu, goździków, suszonych jabłek. Ale takich wyjątkowych dań, które pojawiają się na naszym stole tylko w Wigilię jest więcej, na przykład groch ze śliwkami, pierogi z suszoną śliwką czy łazanki z makiem. Wszyscy na to czekają. Przygotowuję też sześciolitrowy garnek kaszy z grzybami i z masłem, i to też szybko znika, bo całej rodzinie niesamowicie smakuje.

PAP Life: A czy pani mąż przygotowuje jakieś danie na Wigilię?

E.W.: Mąż przede wszystkim ogarnia bałagan, który robię w kuchni. A proszę mi wierzyć to ogromna pomoc.

PAP Life: Domyślam się, że pani mąż, Sławomir Kowalewski, który jest dziennikarzem muzycznym i muzykiem dba o muzyczną oprawę?

E.W.: To wychodzi naturalnie. Ostatnio Sławek bardzo mnie zaskoczył, bo przygotował dla mnie w prezencie nową piosenkę do czołówki mojego programu „Ewa gotuje” - to był wyjątkowy pięćsetny odcinek. Sławek gra na gitarze, więc liczę na kolędy przy wigilijnym stole z gitarą w tle. Wszyscy bardzo lubimy śpiewać kolędy.

PAP Life: Wigilia kojarzy się z prezentami, choć podobno coraz częściej w wielu rodzinach obdarowuje się tylko dzieci. A jak jest u państwa w domu?

E.W.: Kilka lat temu postanowiliśmy zmienić tę tradycję, ponieważ zdarzyły się takie święta, kiedy prezenty zdominowały atmosferę. Od tej pory stwierdziliśmy, że prezenty będą znacznie skromniejsze, na przykład własnoręcznie zrobione pierniczki.

PAP Life: Czy była Wigilia, która z jakiś powodów zachowała się w pani pamięci w szczególny sposób?

E.W.: Tak. Byłam nastolatką, wydaje mi się, że to był okres stanu wojennego w Polsce, nieprzeciętnie mroźna zima, spadło bardzo dużo śniegu. Dziadkowie przyjechali do nas w tamtą Wigilię saniami. Czekaliśmy na nich, mama co chwilę wychodziła i prosiła: „Idź Ewunia na ganek i posłuchaj, czy już słychać dzwonki, że dziadkowie jadą”. W te święta pod choinkę otrzymałam dwie pomarańcze. I trzeba było te dwie pomarańcze podzielić na wszystkich. My z bratem dostaliśmy trochę więcej niż pozostali. Boże, jak te pomarańcze pachniały, jak smakowały... Chyba do końca życia święta będą mi się kojarzyć z zapachem pomarańczy. Wspominam też święta, kiedy rodzice wyremontowali dom i wtedy po raz pierwszy ja i brat dostaliśmy osobne pokoje, a tato zrobił dla każdego z nas choinkę. Dziś nazwalibyśmy je ekochoinki. Drewniany pieniek z wywierconymi otworami, w które były powtykane gęsto gałęzie. To była najpiękniejsza choinka, jaką w życiu miałam. Z choinką mam jeszcze jedną anegdotę. Kilka lat temu tydzień przed świętami zamówiłam w szkółce krzewów choinkę w doniczce i poprosiłam o taką „od dwóch i pół do trzech metrów”.  No i w dzień przed Bożym Narodzeniem panowie przywieźli mi trzymetrową choinkę. Tylko że dodatkowo doniczka, w której była, miała dobry metr wysokości. Choinka była gigantyczna. Okazało się, że nie da się jej postawić w salonie. W związku z tym panowie zanieśli ją do ogrodu i tam posadzili. Na szczęście zdążyli przywieźć drugą. Ta choinka w ogrodzie, przepiękna jodła kaukaska, wspaniale się przyjęła, rośnie i za każdym razem, kiedy na nią patrzę, to uśmiecham się i przypominam sobie tamtą historię.

PAP Life: Chciała pani kiedyś wyjechać gdzieś na święta?

E.W.: Do tej pory nie miałam takiego pomysłu. Nie mówię, że kiedyś coś takiego nie przyjdzie mi do głowy, bo nigdy nie mów nigdy. Natomiast przyznam szczerze, że święta to dla mnie jest jednak tradycyjne spotkanie. Biesiadowanie, jedzenie, nawet nudzenie się. Czekam na święta, na potrawy świąteczne, na rozmowy. Na co dzień pędzimy, wszystkim brakuje czasu, święta to wspaniała okazja, żeby się zatrzymać i pobyć ze sobą.

Rozmawiała Izabela Komendołowicz-Lemańska 

Ewa Wachowicz - dziennikarka i prezenterka telewizyjna, producentka, restauratorka. Wychowała się w Klęczanach, jej rodzice byli rolnikami. Ukończyła Akademię Ekonomiczną w Krakowie. W 1992 roku zdobyła tytuł Miss Polonii, w latach 1993-1995 była rzecznikiem prasowym premiera Waldemara Pawlaka. W latach 1998-2008 produkowała program „Podróże kulinarne Roberta Makłowicza” dla TVP, w grudniu 2007 została producentką i prowadzącą autorski program kulinarny „Ewa gotuje” (Polsat), który prowadzi do dziś. (16 grudnia miał emisję 500. odcinek). We wrześniu 2023 wyszła za mąż za swojego wieloletniego partnera życiowego, Sławomira Kowalewskiego, dziennikarza i muzyka. Ma dorosłą córkę Aleksandrę. Mieszka w Krakowie.

jc/