Ferrari zamiast trumny
Przed nietypowym zadaniem stanęli Sandry Ilene West, gdy organizowali jej pogrzeb. Żona potentata naftowego Ike'a Westa nie zamierzała bowiem po śmierci rozstawać się z symbolem luksusu, który kochała za życia. Gdy zmarła 10 marca 1977 w wieku zaledwie 38 lat, prasa spekulowała, że powodem były obrażenia, których doznała w wypadku samochodowym, do którego doszło kilka tygodni wcześniej. Ostatecznie jednak okazało się, że na drugi świat zaprowadziło ją nadużywanie leków, które ostatecznie przedawkowała. Plotki na temat śmierci dziedziczki szybko jednak przyćmił jej pogrzeb, który odbył się dwa miesiące później.
Jak opisuje lokalny serwis My San Antonio, w swojej ostatniej woli milionerka zawarła osobliwe życzenie. Chciała zostać pochowana w swoim ukochanym, niebieskim Ferrari 300 America z 1964 roku. To właśnie w tym aucie miała wspomniany wypadek. West dała bardzo jasne wytyczne, jak ma wyglądać ceremonia. Zażyczyła sobie, aby ciało spoczęło w naprawionym aucie, na siedzeniu kierowcy odchylonym tak, by zapewnić jej komfortową pozycję. Radio miało być włączone i nastawione na jej ulubioną stację. Sama West miała być ubrana w ulubioną włoską, koronkową koszulę nocną.
Wolę oczywiście spełniono. Ciało wraz z naprawionym pojazdem zostało przewiezione z Beverly Hills na cmentarz Alamo w Teksasie, gdzie spoczywał jej mąż. Ponoć 300 osób przyglądało się mrożącej krew w żyłach chwili, gdy dźwig ostrożnie spuszczał drewnianą skrzynię do specjalnie przygotowanego pięciometrowego grobu. Z zewnątrz miejsce jej spoczynku nie wyróżnia się na tle innych. To prosta płyta otoczona pasmami równo przyciętej trawy. Pod nią kryje się jednak gruba warstwa betonu. Zalano nim grób z obawy przed tym, że znajdą się tacy, którzy będą chcieli wydobyć z niego cenne ferrari.
W ostatnią drogę na harleyu
Z ukochanym pojazdem nie chciał rozstawać się po śmierci także Billy Standley. Zanim 26 stycznia 2014 roku zmarł po długiej walce z rakiem płuc, przygotował swoich bliskich na to, że jego pogrzeb nie będzie zwyczajny. 82-letni miłośnik motocykli zażyczył sobie, by pochowano go z jego ukochanym harleyem z 1967 roku. A właściwie na nim, bo Billy chciał w grobie wyglądać tak, jakby jechał tym motocyklem. Żeby spełnić to życzenie, jego synowie musieli wykupić na cmentarzu trzy kwatery i zamówić specjalną skrzynię z pleksi. Ceremonia, która odbyła się w miejscowości Mechanicsburg w stanie Ohio, też była niezwykła. Kondukt żałobny wyruszył o zachodzie słońca. Ciało Standley, odziane w motocyklowy strój, usadzono na ulubionym jednośladzie i zamknięto w plastikowej, przeźroczystej skrzyni, którą po przewiezieniu na cmentarz przy pomocy dźwigu złożono w grobie.
Pogrzeb w stylu faraonów
Pomysłowości i dystansu do własnego pochówku nie można odmówić także Fredowi Guentertowi, emerytowanemu pracownikowi poczty z Orlando. Freda od zawsze pasjonował starożytny Egipt, zwłaszcza grobowce. Jak tłumaczył w rozmowie z „Daily Mail”, przyszło mu to dość naturalnie. „Urodziłem się w 1922 roku, kiedy Howard Carter i hrabia Carnarvon odkryli w Egipcie grobowiec Tutanchamona. To było swego rodzaju przeznaczenie, które zapewniło mi trwającą całe życie fascynację starożytnym Egiptem” – wyjaśnił. Gdy przeszedł na emeryturę, oddał się całkowicie swojej pasji, którą połączył z... planowaniem własnego pochówku.
W ostatniej woli Fred zażyczył sobie, by pochowano go w trumnie przypominającej sarkofag faraonów. Jego bliscy nie musieli się jednak trudzić znalezieniem fachowca. Guentert wiele lat przed śmiercią nauczył się stolarstwa, właśnie po to, by samodzielnie wykonać nie tylko trumnę, ale i wyrzeźbić wszystkie jej misterne zdobienia, których centralnym punktem było umieszczone na wieku popiersie faraona. „Nie znalazłem nikogo, kto mógłby się podjąć tego zadania i wykonać trumnę zgodnie z moim życzeniem, więc postanowiłem zbudować ją sam. Jednak zanim wrzucą mnie do niej, mam jedno ostatnie życzenie: żeby wszyscy upewnili się, że nie żyję, zanim ją zamkną” – stwierdził kilka lat przed śmiercią. Bliscy spełnili jego życzenie po tym jak odszedł 25 stycznia 2015 roku.
Tuba po chipsach zamiast urny
Ze zdecydowanie mniejszym rozmachem o swoim pochówku myślał Fredric Baur, amerykański chemik zajmujący się technologią przechowywania żywności. Wsławił się tym, że zaprojektował i opatentował opakowanie chipsów Pringles. Ze swojego wynalazku był tak dumny, że zażyczył sobie, by część jego prochów pochowano właśnie w tej tubie. „Kiedy w latach 80. tata wyjawił to życzenie, zakrztusiłem się ze śmiechu. Sądziłem, że to żart” – przyznał w rozmowie z „The Time” syn Fredrica, Larry Baur. Przez lata ta prośba była tematem rodzinnych żartów. Ale gdy 4 maja 2008 roku Fredric zmarł, bliscy uszanowali jego wolę i część jego prochów wsypali do tuby po chipsach Pringles. „Ja i moje rodzeństwo krótko zastanawialiśmy się nad tym, po który smak sięgnąć. Szybko doszedłem do wniosku, że to powinny być Pringles Original” – wyjawił po pogrzebie syn zmarłego.
W nietypowej urnie spoczęły też prochy aktorki Carrie Fisher. Filmowa księżniczka Leia 23 grudnia 2016 miała zawał serca podczas lotu z Londynu do Los Angeles. Po wylądowaniu została przewieziona do szpitala, gdzie zmarła 27 grudnia w wieku 60 lat. Dzień później zmarła jej matka, także znana aktorka Debbie Reynolds. Obie zostały pochowane 5 stycznia 2017 roku na Forest Lawn Memorial Park. Na zdjęciach z tej ceremonii uwagę zwraca urna, w której spoczęły prochy Carrie. Swoim wyglądam przypomina popularny lek prozac. Takiej urny zażyczyła sobie sama Fisher. Aktorka przez wiele lat otwarcie mówiła o swoich zmaganiach z chorobą psychiczną, stając się adwokatką tych, którzy przez zaburzenia psychiczne nierzadko są stygmatyzowani. Gdy zatem trafiła na figurkę w kształcie tabletki prozaku, kupiła ją i przeznaczyła na urnę. „To była zabytkowa porcelanowa pigułka Prozac z lat 50., która była jednym z najcenniejszych przedmiotów Carrie” – tak w rozmowie z „The Hollywood Reporter” skomentował tę decyzję brat aktorki.
Fisher nie była jedyną gwiazdą, która miała oryginalny pomysł na własny pogrzeb. Aktor Bela Lugosi, który jako pierwszy wcielił się w postać hrabiego Drakuli, został pochowany w kostiumie, w którym grał tego bohatera. Liz Taylor zażyczyła sobie, że chce się spóźnić na swój własny pogrzeb, a Aretha Franklin w trakcie ceremonii pogrzebowej była przebierana trzykrotnie. Z kolei dziennikarz i pisarz Hunter S. Thompson w ostatniej woli poprosił, by jego prochy wystrzelono z armaty. Spełnienie tego życzenia wziął na siebie jego serdeczny przyjaciel Johnny Depp. Kosztowało go to 3 miliony dolarów. (PAP Life)
jos/