"Ekscytujący rewanż za finał sprzed roku" - zapowiada Reuters konfrontację walczącego o czwarty tytuł wielkoszlemowy 21-letniego Alcaraza z 16 lat starszym i rozstawionym z "dwójką" tenisistą z Belgradu. Przed rokiem obaj obdarzyli fanów pięciosetowym thrillerem.
Po triumfie we French Open nieco ponad miesiąc temu zawodnik z El Palmar koło Murcji musiał być zaliczany do grona faworytów zmagań na wimbledońskiej trawie. Natomiast występ Djokovica w tym roku w Londynie długo stał pod sporym znakiem zapytania. Gdy Hiszpan wznosił trofeum w Paryżu Serb rozpoczynał rehabilitację po operacji kolana, która była skutkiem kontuzji odniesionej na kortach im. Rolanda Garrosa i zmusiła go do wycofania się z imprezy przed ćwierćfinałem.
Jednak "Nole" pokonał przeciwności losu, a już w Londynie pięciu rywali, a że jeden oddał mu mecz walkowerem, to zameldował się w finale. W niedzielę powalczy o ósmy triumf w Wimbledonie i wyrównanie rekordu należącego do Szwajcara Rogera Federera, a także wyśrubowanie do 25 własnego rekordu wielkoszlemowych zwycięstw wśród mężczyzn i samodzielne prowadzenie w klasyfikacji wszech czasów, bo 24 tytuły ma również najbardziej utytułowana wśród tenisistek Australijka Margaret Court.
"Tak naprawdę dopiero trzy, cztery dni przed turniejem zyskałem pewność, że dam radę zagrać. Dołożyłem wszelkich starać, aby zdążyć tylko dlatego, że chodziło o Wimbledon" - podkreślił Serb.
"Jestem naprawdę szczęśliwy, że dotarłem do finału, ponieważ po pierwszych meczach nie sądziłem, że dojdę tak daleko i zagram o tytuł. Skupiałem się na tym, żeby dobrze się poruszać po korcie, nie nabawić się kontuzji, odnaleźć swobodę w ruchach i grze. W trzeciej, może nawet w czwartej rundzie dopiero poczułem, że jest ok i gram chyba najlepiej jak mogę i potrafię w tym momencie. Wtedy pojawiła się myśl: +spróbuj zdobyć tytuł+" - dodał.
Po drugiej stronie kortu stanie jednak tenisista, który jeszcze nigdy nie przegrał wielkoszlemowego finału i jest najmłodszym graczem w sięgającej 1968 roku erze open, który triumfował w Wielkim Szlemie na wszystkich trzech rodzajach nawierzchni.
"Nie jestem pewien, czy złamię mu serce, gdy wygram. Na pewno nie mam takiego zamiaru. Zresztą on jest taki młody, a ma już na koncie trzy wygrane Wielkie Szlemy. Marzy o czwartym na pewno, ale ma na to jeszcze czas" - zaznaczył z humorem Djokovic.
"Od poniedziałku będę mu kibicował, ale liczę, że niedzielę mi odda" - wspomniał Serb, który w tym roku jeszcze nie wygrał żadnej imprezy.
Hiszpan może iść w ślady Federera, który jako jedyny w erze open wygrał swoje pierwsze cztery finały wielkoszlemowe. Może też zostać szóstym zawodnikiem po 1968 roku, który w tym samym roku zwyciężył we French Open i Wimbledonie - po Rodzie Laverze, Bjoernie Borgu, Rafaelu Nadalu, Federerze i... Djokovicu.
"Wiem tylko, że będzie to bardzo trudne spotkanie, bo zawsze tak jest przeciw Djokovicowi" - przyznał Alcaraz, którego bilans z Serbem to obecnie 2-3.
"Obaj wiemy, co musimy zrobić, żeby w niedzielę wygrać. Szykuje się interesujące starcie" - powiedział.
Po finale singla mężczyzn, który rozpocznie się o godz. 15, na kort centralny All England Lawn Tennis and Croquet Clubu wyjdzie Jan Zieliński, który w parze z Hsieh Su-wei z Tajwanu powalczą o triumf w mikście z Santiago Gonzalezem i Giulianą Olmos. Rywale to pierwsza para z Meksyku, która zagra o wielkoszlemowy tytuł.
Rozstawiony z "siódemką" polsko-tajwański duet zwyciężył już w tym roku w grze mieszanej w Australian Open. Zieliński może zapewnić Polsce 11. wielkoszlemową wygraną i zostać drugim biało-czerwonym po Łukaszu Kubocie, który znajdzie się na liście zwycięzców Wimbledonu, najstarszego i najbardziej prestiżowego turnieju tenisowego w świecie.(PAP)
mar/