Francja. Gisele Pelicot stała się symbolem walki o piętnowanie gwałtu i zmianę prawa

2024-12-22 08:08 aktualizacja: 2024-12-22, 13:13
Gisele Pelicot, fot. PAP/EPA/GUILLAUME HORCAJUELO
Gisele Pelicot, fot. PAP/EPA/GUILLAUME HORCAJUELO
Gisele Pelicot, ofiara procederu zbiorowych gwałtów zorganizowanego przez jej męża, stała się we Francji symbolem walki o zmianę postrzegania przestępstwa, jakim jest gwałt. Proces jej męża i 50 współsprawców może przyczynić się do zmiany kodeksu karnego, a znaczenie tej sprawy porównuje się do ruchu MeToo.

Ta część życia Gisele Pelicot, dziś 72-letniej, rozpoczęła się od jej osobistej tragedii, gdy jesienią 2020 roku odkryła prawdę o swoim mężu – Dominique’u. Wówczas wezwano ją na policję i pokazano jej zdjęcia, na których widać ją na łóżku w jej sypialni, gwałconą i bezwładną. W ten sposób dowiedziała się, że Dominique podawał jej środki psychotropowe i gdy była nieprzytomna, pozwalał gwałcić ją obcym mężczyznom, z którymi nawiązał kontakt przez internet. Rejestrował swój proceder i przechowywał nagrania. Policja zidentyfikowała około 4 tysięcy zdjęć i filmów – łącznie około 200 gwałtów na nieprzytomnej kobiecie.

Choć rozwiodła się z mężem i wróciła do swojego panieńskiego nazwiska, znana jest jako o Gisele Pelicot. Szczupła elegancka kobieta o rudych włosach obciętych w stylu „bob”, w charakterystycznych okrągłych okularach słonecznych, od miesięcy nie znika ze zdjęć w mediach. Jej wizerunek w formie muralu (kolażu) artystka LaDame Quicolle umieściła na jednym z murów w Lille. W Paryżu można natknąć się na szablony na murach z jej schematycznym portretem.

Przemówiła po raz pierwszy 5 września br. składając zeznania przed sądem. Mówiła wówczas, że wewnątrz czuje się „morzem ruin”, ale chce pomóc innym kobietom, które zostały zgwałcone. Wyjaśniła, jaki cel jej przyświeca: „chcę, by kobieta, która pewnego dnia obudzi się i nie pamięta, co robiła poprzedniego dnia, powiedziała sobie: "to przypomina mi relację pani Pelicot”.

To przesłanie podchwyciły bardzo szybko organizacje prowadzące walkę przeciwko przemocy seksualnej i broniące praw kobiet. Pierwsze zgromadzenia we Francji pod hasłami wsparcia dla Gisele Pelicot odbyły się 14 września. Dwa dni później, gdy przybyła do sądu na kolejną rozprawę, została powitana oklaskami. Ten rytuał powtarzał się odtąd codziennie przed sądem. Gisele Pelicot mówiła, że manifestacje poparcia, oklaski, czy wręczane jej bukiety kwiatów pomagają jej walczyć dalej.

Wielokrotnie powtarzała, że chce, aby proces pomógł przełamać barierę wstydu wokół ofiar gwałtu. „Wstyd powinien zmienić obóz. Nie wyrażam gniewu ani nienawiści, ale determinację, by zmienić społeczeństwo" – powiedziała 23 października.

Zmiany w pewien sposób już są widoczne. 23 listopada br. odbyły się w całej Francji demonstracje z okazji międzynarodowego dnia przeciwko przemocy wobec kobiet. W tym roku organizacja My Wszystkie (Nous Toutes) zarejestrowała na zgromadzeniach 10 tysięcy uczestników więcej niż rok wcześniej.

Od początku procesu w mediach trwa debata o stanie społeczeństwa, w którym proceder Pelicota stał się możliwy. Obrończyni Dominique’a Pelicota, Beatrice Zavarro w wywiadzie dla Radia France 30 listopada nazwała swojego klienta „Mr Everybody”, niezależnie od tego, że czyny, których się dopuścił, „są potworne”.

„Pan Pelicot to Mr Everybody, który żył jak Mr Everybody przez wiele wiele lat” – powiedziała prawniczka. Paradoksem jest bowiem to, że przez wiele lat Pelicotowie wydawali się być dobrą rodziną (choć przez 50 lat ich małżeństwo przechodziło różne koleje) spędzającą czas w otoczeniu dzieci i wnuków. Mają córkę i dwóch synów (w trakcie procesu Pelicot zapewniał, że „nie tknął swoich dzieci ani wnuków” i odrzucał oskarżenia córki o gwałt, których źródłem jest to, że miał w swoim „archiwum” jej nagie zdjęcie, zrobione bez jej wiedzy).

Zaskakujące jest również to, że szokujący proceder Pelicota został odkryty przez przypadek. W 2020 roku pracownik supermarketu zauważył mężczyznę, który podsuwał telefon komórkowy pod spódnice klientek, by robić zdjęcia. Po zatrzymaniu Pelicota policjanci sprawdzili zawartość jego komputera i natrafili na zdjęcia gwałtu.

Wśród głosów, które w ostatnich miesiącach przetoczyły się przez prasę francuską, znalazł się artykuł publicystki Noemi Renard w dzienniku „Le Monde”. Tłumaczy ona, że fakt, iż Dominique Pelicot bez trudu znalazł wspólników, a żaden z mężczyzn, którzy odpowiedzieli na jego zaproszenie odmownie nie powiadomił policji, świadczy o tym, „do jakiego stopnia przemoc seksualna jest integralną częścią społeczeństwa” francuskiego.

O tym, że proces w Awinionie będzie miał znaczenie dla traktowania w przyszłości spraw dotyczących gwałtu, mówili prokuratorzy podczas wystąpień końcowych. Jak przekonywali, „werdykt pokaże, że nie ma zwyczajnego gwałtu, że cierpienia kobiet nie są przesądzone i że nie są przesądzone działania mężczyzn”.

W przeszłości inny proces we Francji dotyczący gwałtu wpłynął na zmianę ustawodawstwa. W 1974 roku dwie belgijskie turystki zostały zgwałcone przez trzech mężczyzn w pobliżu Marsylii. Sprawcy zostali pociągnięci do odpowiedzialności za pobicie i przemoc na tle seksualnym, a kobiety potraktowane jako oskarżone, nie ofiary. Kontekst sprawy był trudny – chodziło o parę lesbijską, a homoseksualizm był wówczas tematem tabu. Determinacja adwokatki Gisele Halimi doprowadziła do ponownego procesu, tym razem – o gwałt. Następstwem tej sprawy była zmiana francuskiego kodeksu karnego i uznanie, że „wszelki akt penetracji seksualnej” jest gwałtem, jeśli dokonany jest przy użyciu przemocy czy przymusu (później dodano również „groźbę”).

Prezydent Emmanuel Macron podziękował w piątek Gisele Pelicot za jej odwagę, zamieszczając komentarz na serwisie X. Nie wspomniał w nim o zmianie ustawodawstwa, niemniej wcześniej opowiadał się za wpisaniem kryterium zgody do prawnej definicji gwałtu. Ocenia się, że co roku około 94 tysiące dorosłych kobiet pada ofiarą gwałtu lub prób gwałtu. Skargę składa około 10 procent z nich.

 

Z Paryża Anna Wróbel (PAP)

awl/ zm/ sma/