"Gra snów" Strindberga w Teatrze Narodowym. "Opowieść o tym, czego dzisiaj od Boga oczekujemy" [NASZE WIDEO]

2024-04-14 08:00 aktualizacja: 2024-04-14, 09:17
Aktorzy Grzegorz Kwiecień i Malwina Laska-Eichmann podczas próby medialnej spektaklu "Gry snów", fot. PAP/Albert Zawada
Aktorzy Grzegorz Kwiecień i Malwina Laska-Eichmann podczas próby medialnej spektaklu "Gry snów", fot. PAP/Albert Zawada
W "Grze snów" Augusta Strindberga przenosimy się do świata snów. Opowiadamy historię o tym, że bóg schodzi na ziemię bardzo blisko widzów, w konwencji moralitetowej, z dużą ilością muzyki na żywo - mówi PAP Sławomir Narloch, reżyser nowego spektaklu w Teatrze Narodowym. Premiera - w sobotę.

"Dramat Augusta Strindberga "Gra snów" opowiada historię Córki boga Indry, która przychodzi na ziemię i ma się dowiedzieć, dlaczego ludziom na tej planecie jest tak źle. W związku z tym wyrusza w podróż, podczas której musi przeżyć całe życie jak każdy człowiek. Ta podróż w zamyśle autora nie jest doświadczeniem optymistycznym" - wyjaśnił reżyser. "My staramy się temu nie ulec i chcemy ze Strindbergiem trochę podyskutować na temat jego widzenia świata tylko w ciemnych tonacjach" - zaznaczył Sławomir Narloch.

"W "Grze snów" Augusta Strindberga przenosimy się do świata snów. Opowiadamy tę historię o tym, że bóg schodzi na ziemię bardzo blisko widzów, w konwencji moralitetowej, z dużą ilością muzyki na żywo. Proszę się nie bać, nie będzie kaznodziejstwa" - zapewnił twórca spektaklu.

Pytany, kto jest bohaterem przedstawieniem, twórca spektaklu powiedział: "utworzyliśmy bohatera z trzech postaci". "Strindberg pisał bardzo autobiograficzne teksty. Siebie rozbił na trzy postaci - na Oficera, Adwokata i Poetę. My te postaci łączymy i tworzymy z niego everymana - przewodnika, za którym widzowie będą podążać" - wyjaśnił.

Pytany o odwołanie się do konwencji teatru średniowiecznego, do moralitetu, Sławomir Narloch powiedział: "starałem się znaleźć jakiś klucz do opowiedzenia tego, zresztą bardzo rzadko wystawianego, dramatu, który jest jednym z najbardziej tajemniczych, niezrozumiałych tekstów Strindberga". "Znalazłem w nim opowieść wydawałoby się bardzo banalną, którą opowiadamy sobie po raz kolejny. A mianowicie: kim my jesteśmy i dokąd zmierzamy?" - mówił. "Mam wrażenie, że teatr właśnie dlatego istnieje, że cały czas nie znaleźliśmy odpowiedzi na to pytanie. Moralitet jako średniowieczny gatunek teatralny stanowi rodzaj drogowskazu, który pozwala mi nie zabłądzić w bardzo abstrakcyjnym świecie Strindberga" - podkreślił reżyser.

"Bo właściwie snem można by wytłumaczyć wszystko, natomiast to nie oznacza budowania konsekwentnych sensów - i w ten sposób myślę, że istniało zagrożenie, iż widz "odpadłby" od toku naszej opowieści. Hasło moralitet towarzyszy nam jak taka latarka w tej ciemności i pozwala przez tę opowieść przebrnąć" - wyjaśnił Sławomir Narloch.

Pytany, dlaczego "Grę snów" widzom zaprezentuje jarmarczny zespół aktorski, twórca przedstawienia powiedział: "uważam, że to ciekawe rozwiązanie". "Kiedy powiedziałem aktorom na pierwszej próbie w Teatrze Narodowym, że będziemy grali amatorską, objazdową trupę teatralną - pomyślałem, że ten rodzaj nawiązania do tych zespołów wędrownych i do toposu życia jako teatru da nam pewnego rodzaju oddech, który pozwoli nam tę ludzką podróż opowiedzieć" - mówił. "We wszystkich swoich realizacjach dostrzegam bardzo mocno te paralele między życiem a teatrem" - ocenił.

Pytany, czym dla niego osobiście jest ten dramat Strindberga, Sławomir Narloch powiedział: "po raz pierwszy miałem problem, a właściwie cały czas go mam, że nie jestem w stanie pochłonąć tego Strinbergowskiego mroku, który w tym dramacie jest, który powstał właśnie w tym burzliwym okresie życia szwedzkiego pisarza" - mówił. "Obcując wiele miesięcy z tym tekstem, można się na tyle zagłębić w tę ciemność, że wręcz doznajemy szoku, gdy wychodzimy z tych prób na zewnątrz i widzimy zielone drzewa. To wszystko wydaje się nierealne w zderzeniu ze Strindbergiem" - wyjaśnił.

"Te ballady, które dopisałem, pokazują moja chęć pokłócenia się z tym autorem, ale to absolutnie nie oznacza, iż cofam się przed tym bólem i mrokiem Strindberga. Wręcz przeciwnie. Staramy się go zrozumieć, ale nie myślimy o nim w kategoriach twórcy wielkiej literatury światowej. Usiłujemy zrozumieć go jako człowieka, zagłębić się w to wszystko, co wtedy w jego życiu się działo" - tłumaczył reżyser, dodając, że "osąd pozostawia widzom".

Monochromatyczna scenografia wywołuje wrażenie uniwersalnej przestrzeni - ubogiej, ascetycznej i mrocznej.

"Właściwie ten dramat rozgrywa się w uchu Indry, a tym uchem Indry w naszym spektaklu jest teatr jako miejsce, gdzie być może wciąż można zadawać poważne i istotne pytania o to, kim jesteśmy, gdzie zmierzamy i czy istnieje Bóg" - powiedział twórca. "Myślę, że przestrzeń teatru jest tym ostatnim miejscem, gdzie my te pytania możemy zadawać bez cienia żenady, bez zawstydzenia" - podkreślił reżyser. "Jak dla mnie ta przestrzeń jest wyjątkowo mroczna. To pozwala mi na poszukiwanie nowych ścieżek interpretacji" - wyjaśnił.

"Zaznaczę, że pracujemy nad opowieścią o spotkaniu kobiety-bogini z człowiekiem i opowieścią o tym, czego dzisiaj od Boga oczekujemy. To jest trudne, ale postanowiliśmy nie bać się używać dużych liter" – podkreślił Sławomir Narloch.

Pytany o pomysł na ballady i muzykę graną na żywo w spektaklu, reżyser powiedział: "bardzo chciałem, żeby ta muzyka w pierwszym odbiorze nie sprawiała wrażenia przyjemnej". "Dlatego zaangażowaliśmy muzyków, którzy grają na bardzo niecodziennych instrumentach jak piła, lira korbowa, szałamaje, bębny. Chciałem, żeby ten dźwięk przy okazji pięknych melodii jarmarcznych był gdzieś pod spodem chropowaty" - tłumaczył.

"Muzyka pełni zwodniczą rolę w tym przedstawieniu, bo puenty tych ballad zawsze są bardzo gorzkie. W tym sensie uważam, ze ona stanowi naszą odpowiedź na to słynne zdanie Strindberga, który mówił: "życie jest jak moneta, która ma dwie strony. Jedną jasną, a drugą - ciemną. I one obie są niezbywalne" - powiedział. "W tym sensie ballada wydała mi się takim gatunkiem, który obie strony tej monety zawiera" - wyjaśnił Sławomir Narloch.

"Po doskonale przyjętej "Alicji Krainie Czarów" (2023), Sławomir Narloch powraca do Teatru Narodowego z nową premierą. "Gra snów" to napisany na początku ubiegłego wieku dramat szwedzkiego klasyka Augusta Strindberga, w którym nadzieja przeplata się z cierpieniem, smutek ze śmiesznością, pogoń ku szczęściu wydaje się snem bez końca" - napisano w zapowiedzi spektaklu.

Jak wyjaśniono, "na Scenie przy Wierzbowej powstaje przedstawienie na wielu poziomach odwołujące się do moralitetu". "Średniowieczny gatunek, obecny także w warstwie muzycznej i plastycznej spektaklu i skojarzony ze współczesnym odczuwaniem, pomaga rozpoznać nasz dzisiejszy los z jego smutkiem, niepokojem, rozedrganiem, ale i pięknem, szczęściem, radością" - czytamy w informacji.

"Córka boga Indry zstępuje na ziemię, by poznać los człowieka we wszystkich jego odcieniach – tę historię przedstawia publiczności zespół wędrownego teatru, a pełna śpiewu i efektownych obrazów całość rozgrywa się w sennych głębiach ludzkiej świadomości" - napisano.

W przedstawieniu wykorzystano Introit z Requiem op. 48 Gabriela Fauré.

Autorem "Gry snów" jest August Strindberg. Przekładu dokonał Zygmunt Łanowski. opracowanie dramaturgiczne, teksty ballad i reżyseria - Sławomir Narloch. Scenografię i kostiumy zaprojektowała Martyna Kander. Muzyka - Jakub Gawlik. Za reżyserię światła odpowiada Karolina Gębska. Przygotowanie wokalne, asystentka reżysera - Magdalena Czuba.

Występują: Ewa Bukała (Córka Indry), Cezary Kosiński (Oficer, Adwokat, Poeta, Kacper Matula (Sufler), Jakub Gawlik (Szklarz, Młody oficer, On, Węglarz, Dziekan Wydziału Teologicznego, Aktor), Piotr Kramer (Brat, Nauczyciel, Aktor), Grzegorz Kwiecień (Anioł, Dziekan Wydziału Filozoficznego, Aktor), gościnnie Malwina Laska-Eichmann (Ona, Aktorka), Anna Lobedan (Diabeł, Śmierć, Aktorka), Sławomira Łozińska (Odźwierna, Aktorka), Hubert Paszkiewicz (Głos boga Indry, Ojciec, Szef kwarantanny, Oficer marynarki, Węglarz, Dziekan Wydziału Prawnego, Aktor), Henryk Simon (Rozlepiacz plakatów, Węglarz, Dziekan Wydziału Medycznego, Aktor), Patrycja Soliman (Lina, Ślepiec, Aktorka), Anna Ułas (Matka, Brzydka Edyta, Rektor, Aktorka) oraz zespół muzyczny w składzie: Anna Bojara-Czarnecka (piła), Anton Korolov (dudy, lira korbowa, szałamaja, flet, fidel), Wojciech Lubertowicz / Daniel Moński (perkusja), Jakub Gawlik (akordeon), Anna Lobedan (kontrabas), Kacper Matula (guitalele, sitar) i Hubert Paszkiewicz (trąbka).Premiera "Gry snów" - 13 kwietnia o godz. 19.30 na Scenie przy Wierzbowej im. Jerzego Grzegorzewskiego Teatru Narodowego w Warszawie. Kolejne przedstawienia - 14 oraz 16-17 kwietnia.(PAP)

Autor: Grzegorz Janikowski

sma/kgr