W środę wieczorem portal Onet poinformował, że Żandarmeria Wojskowa zatrzymała trzech żołnierzy, którzy na przełomie marca i kwietnia przy granicy polsko-białoruskiej w okolicy miejscowości Dubicze Cerkiewne oddali strzały ostrzegawcze w kierunku napierających migrantów. Prokuratura zarzuciła dwóm z nich przekroczenie uprawnień i narażenie życia innych osób.
"Prawdę mówiąc, sam jestem zdziwiony, że jako szef kancelarii premiera nie miałem wiedzy na ten temat, centrum decyzyjne rządu nie miało informacji na temat zarzutów, które zostały postawione tym żołnierzem" - powiedział w czwartek w TOK FM szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Jan Grabiec. Polityk dodał, że pomimo zainteresowania premiera Donalda Tuska kwestią sytuacji na granicy "niestety nie miał wiedzy o tej konkretnej sytuacji, o konkretnym przebiegu tego zdarzenia".
Wyjaśnił, że "polscy żołnierze oddają strzały ostrzegawcze niemal codziennie na polskiej granicy". "Tylko w maju (takie strzały oddano - PAP) ponad 700 razy" - dodał.
"Wszyscy mamy świadomość, że jeśli się strzela, jeśli wyciąga się broń, może dochodzić do różnych sytuacji, może dochodzić także do takich sytuacji, w których trzeba po tym zdarzeniu wyjaśnić, czy to było nadużycie" - powiedział. Ocenił, że oddawanie strzałów przez żołnierzy to normalna procedura, dodał, że w jego opinii "zakładanie żołnierzom kajdanek jest czymś jednak niestandardowym".
Zastrzegł, że zgodnie z zasadami, które dotyczą pracy wojska na granicy, nawet jeśli doszło do "jakichś uchybień, przekroczeń regulaminów i zasad, powinno być to wyjaśniane w zupełnie innym trybie". Według Grabca, w pierwszej kolejności sprawa powinna zostać wyjaśniona przez Żandarmerię Wojskową, a dopiero "później ewentualnie pod nadzorem prokuratora".
Podkreślił, że żołnierze nie strzelali do imigrantów, zaznaczył, że "ważne jest, żeby nie uproszczać tej sytuacji". "Żołnierze zachowali się profesjonalnie, oddali strzały ostrzegawcze, niemal na co dzień na polskiej granicy żołnierze mają prawo i oddają strzały ostrzegawcze" - wskazał.
"Żołnierze nie po to noszą broń, żeby występować na defiladach. Zwłaszcza kiedy patrolują granice, kiedy bezpieczeństwo tej granicy jest naruszane, ale po to, żeby tej broni używać, więc mamy tutaj do czynienia z sytuacją jak najzupełniej codzienną i naturalną" - dodał.
Odniósł się również do informacji o wezwaniu przez premiera na spotkanie ministra sprawiedliwości, PG Adama Bodnara oraz szefa MON Władysława Kosiniaka-Kamysza. "Do spotkania dojdzie w najbliższych godzinach, zapewne jutro rano. W tej chwili zarówno minister obrony narodowej, jak i minister sprawiedliwości wyjaśniają w podległych sobie służbach, instytucjach do czego doszło i jak wyglądały działania w kolejnych tygodniach w tej konkretnej sprawie" - poinformował.
Wcześniej Bodnar potwierdził, że został - razem z szefem MON - wezwany przez premiera Donalda Tuska na spotkanie w związku ze sprawą żołnierzy zatrzymanych przez Żandarmerię Wojskową.
"Myślę, że pan premier po prostu chce najzwyczajniej w świecie o sprawie porozmawiać i zobaczyć, co udało nam się ustalić" - powiedział Bodnar.
W czwartek wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz oświadczył, że działania Żandarmerii Wojskowej wobec tych żołnierzy trzeba wyjaśnić. Sposób zatrzymania żołnierzy uznał za bulwersujący.
Rzecznik Prokuratora Generalnego prok. Anna Adamiak poinformowała, że z przedstawionych dowodów, szczególnie z nagrania z kamer przekazanego przez SG wynika, że żołnierze przekroczyli uprawnienia, oddając strzały w kierunku migrantów i nie znajdowali się wtedy w sytuacji zagrażającej życiu. (PAP)
Autor: Jacek Stankiewicz
kno/