„Chociaż widzimy dość duże protesty, obecnie wszystkie karty są po stronie partii władzy” – mówi PAP Górecki, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich, który od kilku dni przebywa w Tbilisi.
Partia Gruzińskie Marzenie wróciła po roku do projektu ustawy o agentach zagranicznych, która teraz nazywa się „o przejrzystości wpływów zagranicznych”. W marcu 2023 r. w obliczu masowych protestów i krytyki ze strony Zachodu partia rządząca wycofała się z tej projektu, który według krytyków umożliwi kontrolowanie i stygmatyzowanie opozycji, mediów i organizacji pozarządowych.
„Od poniedziałku do środy widzieliśmy duże protesty w Tbilisi. Mam wrażenie, że są one mniejsze niż w ubiegłym roku. Inna sprawa, że wtedy projekt ustawy o 'agentach zagranicznych' pojawił się jak grom z jasnego nieba i również reakcja była bardziej gwałtowna. Poza tym protesty były brutalnie tłumione. Teraz – przynajmniej na razie – nie widać poważniejszych incydentów, a atmosfera w czasie demonstracji jest spokojna” – ocenia rozmówca PAP.
„Być może jak ustawa przejdzie przez drugie i trzecie czytanie, na ulicach pojawi się znowu sto tysięcy ludzi” – dodaje.
W środę projekt ustawy przyjęto w pierwszym czytaniu, a odbędą się jeszcze dwa.
„To, że Gruzińskie Marzenie nie zdecydowało się na szybką ścieżkę legislacyjną, przemawia za wersją, że jest to balon próbny. Gruzińskie Marzenie testuje społeczeństwo, sprawdza poziom zmęczenia wojną i strachu przed nią, gotowości do zaakceptowania tych zmian, gotowości do protestu” – mówi Górecki.
Jak mówi analityk, partia władzy, która rządzi Gruzją już trzy kadencje i jest pewna kolejnego zwycięstwa w październikowych wyborach, „jest niezwykle wyczulona na opinię społeczną”. „To jest jedno ze źródeł ich politycznego sukcesu – mówią i obiecują to, na co akurat jest zapotrzebowanie. To jest taka partia 'dla każdego coś miłego'. Jest to paradoks, bo widzimy w przestrzeni publicznej sprzeczne komunikaty. Np. dążymy do UE, chce tego 80 proc. ludzi, ale jednocześnie chcemy kontrolować media tak jak to jest w Rosji. Jesteśmy liberalni i chcemy do Europy, ale jednocześnie jesteśmy konserwatywni” – wymienia Górecki.
Opozycja zarzuca Gruzińskiemu Marzeniu coraz większe zbliżanie się do Rosji – partia nie idzie z Rosją na otwarte zwarcie, nie przyłącza się do sankcji, a wręcz sięga po retorykę skopiowaną z moskiewskiej. Broniąc ustawy o agentach zagranicznych (niemal identycznej z tą, której Kreml używa do gnębienia swoich oponentów), premier Irakli Kobachidze powiedział, że ma ona uchronić Gruzję przed ukrainizacją. Przedstawiciele władz nieraz mówili też o tym, że opozycja „chce wciągnąć kraj w wojnę, otworzyć drugi front”.
„To jest odwołanie do obaw przed wojną. Gruzja ma takich sąsiadów, jakich ma, ma granicę z Rosją i dlatego ludzie kupują narrację partii władzy. Nie można się dziwić, że istnieje tu strach przed Rosją, przed otwarciem drugiego frontu. Tym bardziej, że Rosja już raz napadła na Gruzję w 2008 r. i Zachód na to nie zareagował. Gruzińskie Marzenie patrzy na sondaże i widzi, że ludzie boją się wojny, dlatego sięga po tę retorykę” – mówi Górecki. Komunikat partii władzy przed jesiennymi wyborami jest taki, że „tylko my jesteśmy w stanie zagwarantować pokój”.
Opozycja według sondaży nie ma na razie szans na pokonanie Gruzińskiego Marzenia. W niedawnym sondażu, opublikowanym przez telewizję Mtawari, GM ma 37,4 proc., a opozycyjny Zjednoczony Ruch Narodowy razem z partią Strategia - 18,8 proc. Na trzecim miejscu z zaskakująco wysokim wynikiem jest nowa (utworzona w marcu) partia opozycyjna Achali 13,8 proc.
„Zobaczymy, jak będzie rozwijać się protest w miarę postępów procesu legislacyjnego. Na razie jednak ani protesty, ani krytyka z zewnątrz – z UE, USA, nie robią wrażenia na Gruzińskim Marzeniu. Być może to się zmieni, jeśli protesty przybiorą na sile. Jest jednak możliwe, że strategia partii władzy będzie polegać na przeczekaniu, rozciągnięciu procesu w czasie i czekaniu, aż proces sam stopniowo wygaśnie” – mówi Górecki.
Autorka: Justyna Prus (PAP)
kgr/