Gwizdy i buczenie na pierwszym meczu Stevena van de Velde. Mężczyzna jest skazany za gwałt

2024-07-28 12:03 aktualizacja: 2024-07-28, 15:53
Steven van de Velde. Fot. PAP/EPA/TOMS KALNINS
Steven van de Velde. Fot. PAP/EPA/TOMS KALNINS
Delikatne gwizdy i buczenie słychać było na trybunach podczas pierwszego występu na igrzyskach w Paryżu siatkarza plażowego Stevena van de Velde. Skazany w Wielkiej Brytanii za gwałt w 2016 roku Holender mieszka poza wioską olimpijską.

Udział van de Velde w igrzyskach wzbudzał sporo kontrowersji. Zawodnik został skazany na cztery lata więzienia w Wielkiej Brytanii w 2016 roku po gwałcie na 12-letniej dziewczynce dwa lata wcześniej, gdy miał 19 lat. Po odbyciu części kary został przeniesiony do ojczyzny, a jego wyrok dostosowano do norm holenderskiego prawa.

Jeszcze w 2017 roku wrócił do zawodowego sportu, a w zeszłym miesiącu dostał powołanie do holenderskiej ekipy olimpijskiej, co spotkało się z krytyką opinii publicznej. W Paryżu rywalizuje w parze z Matthew Immersem, a w pierwszym spotkaniu ulegli Włochom Alexowi Ranghieriemu i Ignacio Carambuli 1:2, po zaciętym i trwającym równo godzinę meczu.

Kibice, którzy byli na trybunach tymczasowego obiektu pod wieżą Eiffla, byli podzieleni w odczuciach dot. van de Velde.

"Bycie sportowcem nie powinno dawać ci dodatkowych przywilejów" - powiedziała 23-letnia pracowniczka służby zdrowia, a 47-letnia prawniczka z Włoch, która dopiero w Paryżu dowiedziała się o sprawie, uważała, że Holendra nie powinno być na igrzyskach.

"Przepisy sportowe powinny być surowsze niż cywilne. Może nie powinien wciąż siedzieć w więzieniu, ale to nie jest normalne, że gra na igrzyskach. To zły przykład dla innych" - zaznaczyła.

Z kolei 46-letnia niemiecka architekta, która również oglądała mecz, przyznała, że nie ma nic przeciwko udziałowi w igrzyskach van de Velde. "Czytałem o tym i myślę, że każdy zasługuje na drugą szansę. On jest tu przecież legalnie, ktoś go dopuścił do gry, więc niech gra" - dodała.

Holenderski Komitet Olimpijski, w porozumieniu z zawodnikiem, podjął kroki w celu złagodzenia skutków udziału van de Velde w igrzyskach - Van de Velde mieszka poza wioską olimpijską i ma zakaz rozmów z mediami.

Rozwiązanie zaproponowane przez stronę holenderską usatysfakcjonowały MKOl. Rzecznik olimpijskiej centrali Mark Adams powiedział, że oczywiście sytuacja nie jest optymalna z punktu widzenia MKOl, ale "do przestępstwa doszło 10 lat temu, przeprowadzono resocjalizację i podjęto wystarczające środki zaradcze, żeby nie eskalować kontrowersji".

Oburzona dopuszczeniem van de Velde do startu jest mimo to Alienor Laurent, współprzewodnicząca francuskiej organizacji feministycznej. "Jaki to jest komunikat do ofiar? Że talent sportowy ma większą wartość niż ich godność? A jaka jest wiadomość dla agresorów? Że taki czyn nie będzie miał wpływu na twoje życie i karierę, będziesz fetowany, a może nawet zdobędziesz medal olimpijski" - dywagowała działaczka.

Kolejny mecz duet van de Velde - Immers rozegra w środę. (PAP)

kgr/