Haiti wykrwawione wojną z gangami poniesie dramatyczne skutki ceł Trumpa? "Zniknie wiele tysięcy miejsc pracy"
Słaba gospodarka Haiti wykrwawionego długą wojną z gangami przestępczymi stanęła wobec nowego „wyzwania ponad jej siły” , gdy Donald Trump ogłosił w środę wprowadzenie dziesięcioprocentowych ceł na importowane z krajów Ameryki Łacińskiej i Karaibów , wyroby tekstylne - komentują najnowszą decyzję prezydenta USA portale regionu.

„Niemal cała gospodarka Haiti zależała dotąd wyłącznie od bezcłowego eksportu do USA, a dotyczy to głównie sektora włókienniczego. Jeśli przedsiębiorstwa będą teraz musiały przenieść swe zakłady produkcyjne i manufaktury do innych krajów, w Haiti zniknie wiele tysięcy miejsc pracy” - ostrzega Jean-Pierre Lous, haitański ekonomista wyspecjalizowany w dziedzinie handlu międzynarodowego.
Gospodarka Haiti od sześciu lat, odkąd toczy się w tym kraju wojna z gangami, upada. W 2024 roku Produkt Krajowy Brutto zmniejszył się o 4,2 procent. Mimo, iż inflacja w minionych dwóch latach nieco zmalała, koszty życia w tym kraju ogarniętym wojną domową, w którym nikt nie jest pewien swego jutra są– jak je określają tamtejsi ekonomiści –„niebotycznie wysokie”, a 60 proc. ludności wegetuje poniżej granicy absolutnego ubóstwa.
Dlatego też decyzja prezydenta Donalda Trumpa wprowadzenia dziesięcioprocentowych ceł na wyroby haitańskiego sektora włókienniczego, w którym pracuje 90 proc. zatrudnionych w kraju, będzie miała, jak podkreślają zgodnie wszyscy komentatorzy, szczególnie tragiczne skutki.
Tym bardziej, że nic nie zapowiada, aby zbliżała się do pomyślnego zakończenia haitańska wojna domowa między wciąż zbyt słabymi siłami wojskowymi i policyjnymi i wspomagającym je szczupłym kontyngentem wojskowym przysłanym z Kenii, a świetnie uzbrojonymi gangami wciąż terroryzującymi wiele dzielnic i część śródmieścia milionowej stolicy kraju Port-au-Prince oraz dużą część terytorium karaibskiego kraju.
Według danych ONZ, z rąk zbrojnych gangów zginęło w Haiti od lipca ub. roku do końca lutego bieżacego roku 4200 osób, a 1356 osób zostało rannych. (PAP)
ik/wr/sma/