Żadne oficjalne informacje w kwestii produkcji o grupie The Beatles nie zostały jeszcze ogłoszone. Fanom pozostają spekulacje oraz liczenie na to, że ktoś się „wygada”. Tak było w przypadku Ringo Starra, który zdradził, że jego rolę zagra Barry Keoghan. Z kolei na początku tygodnia Ridley Scott powiedział, że gwiazdor jego „Gladiatora 2”, Paul Mescal, wcieli się w Paula McCartneya. A co z Johnem Lennonem? Głównym kandydatem do tej roli od początku jest Harris Dickinson.
Dickinson nie uniknął pytań o to, czy zagra Johna Lennona, podczas premiery swojego najnowszego filmu „Babygirl”, w którym wystąpił u boku Nicole Kidman. Aktor postawił na dyplomację. „Byłoby wspaniałe zagrać Johna Lennona. Sam pomysł Sama Mendesa, aby przygotować taki projekt jest niesamowity. Oczywiście, rola Johna Lennona będzie bardzo złożona. Ciekawie byłoby spróbować zagrać tak potężną siłę” – wyznał gwiazdor w rozmowie z portalem Variety.
„Zobaczymy” – takie były ostatnie słowa Dickinsona wypytywanego o swoją ewentualną rolę w filmach Sama Mendesa. Choć każdy z nich poświęcony będzie jednemu „Bitlesowi”, produkcje będą się zazębiać i tworzyć całość. Rola George’a Harrisona, przypisywana jest przez branżowe media Charliemu Rowe. Jednak i w tym przypadku żadne umowy nie zostały jeszcze oficjalnie podpisane.
Tymczasem 10 stycznia do polskich kin trafi film „Babygirl”. Jak czytamy w jego oficjalnym opisie, główną bohaterką dzieła Haliny Reijn jest Romy (Nicole Kidman), która stoi na czele prężnie działającej innowacyjnej firmy oraz mieszka w luksusowym domu u boku kochającego męża (Antonio Banderas) i dwóch nastoletnich córek. Jej poukładane życie gwałtownie się zmienia, gdy poznaje młodego stażystę Samuela (Harris Dickinson). Mimo dzielącej ich różnicy wieku, rodzi się między nimi fascynacja, która szybko przeradza się w burzliwy romans. (PAP Life)
kal/moc/kgr/