Hiroyuki Sanada: zależało nam, by serial "Szogun" był maksymalnie autentyczny

2024-11-19 15:51 aktualizacja: 2024-11-21, 12:38
Przygotowania do realizacji "Szoguna" trwały cztery, pięć lat. Zależało nam, by serial był maksymalnie autentyczny - powiedział PAP Hiroyuki Sanada. Japoński aktor i producent został uhonorowany Nagrodą za Najlepszą Kreację w Serialu Telewizyjnym podczas 32. festiwalu EnergaCamerimage w Toruniu.

W notatkach z podróży do Japonii, odbytych w latach 70., 80. i 90., Andrzej Wajda zapisał, że spotkał w tym kraju ludzi bardzo mu bliskich. Reżyser odkrył w Japończykach wszystkie cechy, które podziwiał i chciał rozwijać u siebie – "powagę, poczucie odpowiedzialności i honoru". Tę bliskość kultur odczuwa również Hiroyuki Sanada, który kilka dni temu po raz pierwszy zawitał do Polski. "Oczywiście, kimona różnią się od zachodnich strojów, ale mamy bardzo podobne dusze. Oglądałem wcześniej sporo polskich filmów. Wiem, że macie wielu świetnych reżyserów i operatorów. Przed przyjazdem czytałem o historii tego miejsca. Byłem podekscytowany, że mogę odwiedzić rodzinne miasto wielkiego astronoma Mikołaja Kopernika. Uwielbiam ceglaną architekturę, a tutaj znalazłem wiele takich budynków. Bardzo spodobał mi się Toruń. Stare Miasto jest przepiękne. Cieszę się, że tu jestem" – powiedział PAP.

W sobotę japoński aktor – jako pierwsza osoba w historii – został uhonorowany podczas gali otwarcia festiwalu EnergaCamerimage Nagrodą za Najlepszą Kreację w Serialu Telewizyjnym. Uznanie zapewniła mu rola siedemnastowiecznego japońskiego Lorda Yoshii Toranagi w serialu FX "Szogun". Wcześniej otrzymał za nią dwie Nagrody Emmy - dla Najlepszego Aktora w Serialu Dramatycznym i - jako producent - dla Najlepszego Serialu Dramatycznego. "Pracując na planie, nie obiecywaliśmy sobie zbyt wiele. Po prostu staraliśmy się dać z siebie wszystko. Ale ta nagroda jest dla mnie szczególna. Wiem, że wielu filmowców bardzo szanuje festiwal Camerimage. Czują się zaszczyceni, że mogą angażować się w to wydarzenie. Nagroda za Najlepszą Kreację w Serialu Telewizyjnym to zupełnie nowe wyróżnienie. Jestem pierwszym aktorem, który ją otrzymał. To dla mnie wyraz najwyższego uznania. Statuetka, która daje odwagę, by iść naprzód. To właściwy moment, by podziękować całej ekipie i obsadzie "Szoguna". Dlatego podczas gali powiedziałem, że odbieram tę nagrodę w imieniu ich wszystkich" – podkreślił.

Sanada doskonale znał docenioną trzema Złotymi Globami serialową adaptację powieści Jamesa Clavella z 1980 r. Ale tamta wersja powstała z myślą o popularyzacji kultury japońskiej na Zachodzie. Musiało się w niej znaleźć sporo uproszczeń, by była zrozumiała dla zagranicznego widza. "Obecnie mieszkańcy Zachodu wiedzą o Japonii znacznie więcej niż wtedy. Dlatego zależało nam, by nałożyć na scenariusz japońską soczewkę. To największa różnica wobec pierwotnej wersji i zarazem największe wyzwanie. Czułem się trochę jak hazardzista. Dopóki nie wypuściliśmy w świat pierwszych dwóch odcinków, nie miałem pojęcia, jak publiczność zareaguje na nasz pomysł. Ale bardzo wierzyliśmy w inteligencję i wyobraźnię widzów, a także w to, że są ciekawi innej kultury. Po premierze okazało się, że mamy wspaniałe statystyki oglądalności. Otrzymaliśmy bardzo pozytywne recenzje. Było ich znacznie więcej niż moglibyśmy się spodziewać" – stwierdził.

Zagranie postaci, którą w przeszłości kreował słynny Toshiro Mifune - ulubiony aktor Akiry Kurosawy - było dla Sanady prawdziwym wyzwaniem. Hiroyuki wychował się na filmach z udziałem Mifune. Otrzymawszy rolę Toranagi, poczuł ogromną presję. Na szczęście szybko odrzucił od siebie myśli o rywalizacji z aktorską legendą. "Przygotowania do zdjęć trwały cztery, pięć lat. Twórcami serialu są Justin Marks i Rachel Kondo, którzy bardzo szanują japońską kulturę. Rachel jest Amerykanką japońskiego pochodzenia. Wszystkim nam zależało, by serial był maksymalnie autentyczny. W pewnym momencie Justin i Rachel poprosili mnie, bym zajął się także produkcją. W przeszłości wielokrotnie proszono mnie o konsultacje różnych projektów pod względem kulturowym. Doradzałem najlepiej jak potrafiłem, ale będąc wyłącznie aktorem, pewnych rzeczy nie mogłem poprawić. Poza tym i tak nie miałem decydującego głosu. Czułem to ograniczenie przez ponad 20 lat. Pomyślałem, że może "Szogun" to dobra okazja, by objąć funkcję producenta. Okazało się, że ta praca przychodzi mi znacznie łatwiej niż konsultowanie scenariuszy z pozycji aktora" – zwrócił uwagę.

Sanada zaangażował w projekt japońskich twórców specjalizujących się m.in. w kostiumach, perukach, rekwizytach. "To bardzo usprawniło pracę. Zanim weszliśmy na plan, wszystko było przygotowane. Czułem większy komfort niż zazwyczaj. Byłem zrelaksowany i mogłem skoncentrować się na grze aktorskiej. To była świetna zabawa. Choć kręciliśmy codziennie, od świtu do późnych godzin nocnych, w ogóle nie odczuwałem zmęczenia. Wstąpiła we mnie energia, która umożliwiła mi głębokie zaangażowanie się w tworzenie postaci. Nie wiem, czy to kwestia przypływu adrenaliny czy innych procesów zachodzących w organizmie. Po prostu stało się coś niesamowitego. Wspaniale wspominam tamten czas" – zaznaczył.

Po sukcesie "Szoguna" artysta chciałby nadal łączyć pracę przed kamerą z funkcją producenta. Zastrzega jednak, że nie wie, co przyniesie mu los. Nie wyklucza, że w przyszłości spróbuje swoich sił także jako reżyser. "Dziś uważam, że bycie aktorem i producentem to idealna równowaga. Mogę wybrać najlepszego reżysera i scenarzystę do danego projektu. Ale dawno temu, kiedy pracowałem w Japonii, myślałem o reżyserii. Jeden z wielkich twórców poprosił mnie, żebym wymyślił początkową sekwencję filmu. A później nakręcił sceny według mojego pomysłu. To był bardzo dobry trening. Zdarzało się też, że w trakcie montażu proszono mnie o cięcie. Jeden z filmowców musiał skrócić film o 24 minuty. Oczywiście, zgodziłem się mu pomóc. Bardzo spodobał mu się mój wybór. Po tych doświadczeniach pomyślałem, że może kiedyś skupię się na robieniu filmów" – wspomniał.

Obecnie Sanada ma na swoim koncie m.in. role w filmach "John Wick 4" Chada Stahelskiego, w którym zagrał z Keanu Reevesem, oraz "Minamata" Andrew Levitasa, gdzie spotkał się z Johnnym Deppem i Billem Nighym. Japończyk wyemigrował do USA w 2000 r., a już trzy lata później mogliśmy oglądać go razem z Tomem Cruisem w "Ostatnim samuraju" Edwarda Zwicka. Jednak początki w Hollywood nie były łatwe. Sanada musiał wypracować sobie pozycję wszechstronnego aktora. Co za tym idzie, odsunął na dalszy plan myśli o reżyserii. "Kiedy zacząłem pracować z amerykańskimi ekipami, poczułem, że jest na to stanowczo za wcześnie. Musiałem poznać tutejsze środowisko, nauczyć się pracy w Hollywood. To zupełnie inny system niż ten, do którego przywykłem w Japonii. Całkowicie zmieniłem plany. Zająłem się aktorstwem, a po latach także produkcją. Dzięki temu mam praktycznie taką samą kontrolę nad filmem, co reżyser - a czasami nawet większą. Nadzoruję pracę aktorów i statystów, doradzam filmowcom. Po doświadczeniu zdobytym na planie +Szoguna+ wiem już, że samo wygłaszanie kwestii przed kamerą przestało mi wystarczać. Chcę także tworzyć" – podsumował.

Serial "Szogun" jest dostępny na platformie Disney+.

32. Międzynarodowy Festiwal Sztuki Autorów Zdjęć Filmowych EnergaCamerimage w Toruniu potrwa do soboty. Polska Agencja Prasowa jest patronem medialnym wydarzenia.

Z Torunia Daria Porycka (PAP)

dap/ wj/ ep/